- Sytuacja jest krytyczna – mówi Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich. Samorządy w całej Polsce szukają oszczędności w oświacie, do znanych od lat problemów dołączyły te nowe - związane z koronawirusem.
- Fatalna kondycja oświaty to efekt długotrwałego pogrążania jej w kryzysie. Od lat gminom stale przybywa obowiązków związanych z przedszkolami i szkołami, a pieniędzy na nie dostajemy nieproporcjonalnie mniej – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. – W ostatnich latach to były m.in. koszty likwidacji gimnazjów, podwyżki dla nauczycieli. Na wszystko subwencji było za mało – dodaje.
Z wyliczeń MEN wynika, że subwencja, którą dostają samorządy od państwa, jest wyższa niż pensje nauczycieli (pensje nauczycieli zatrudnionych w oparciu o Kartę Nauczyciela to 87 proc. subwencji ogólnej). Wydatki inwestycyjne, utrzymanie budynków czy pensje pracowników administracyjnych samorządy mogą pokrywać z pozostałych kilkunastu procent. To, ile ostatecznie dokładają do oświaty, zależy już od nich. A dokładają sporo i to głównie tę część próbują ściąć.
Albo psycholog, albo zajęcia dodatkowe
Bo do problemów z niedoszacowaniem subwencji, które od lat podnoszą samorządy, doszły te związane z koronarwirusem. Na przykład Poznań szacuje, że wpływy z podatków mogą być w tym roku mniejsze o ponad 300 mln zł niż planowano. Z czego ciąć? – Zaleciliśmy dyrektorom, by nie planowali godzin na zajęcia dodatkowe, umniejszyliśmy w planie o 15 procent wymiar godzin przeznaczonych na świetlice, zapowiedzieliśmy, że będziemy łączyć małe klasy. Dyrektorzy mają też zmniejszyć wydatki rzeczowe – wylicza Przemysław Foligowski, dyrektor wydziału oświaty w Poznaniu.
W stolicy Wielkopolski okroili zajęcia dodatkowe, by uratować pomoc psychologiczną dla uczniów. – Wydaje nam się, że to teraz kluczowe zadanie – mówi Foligowski.
Ale w innych samorządach to właśnie od pedagogów i psychologów zaczynają oszczędności. – Nie ma obowiązującego standardu, który zmuszałby gminę do zatrudnienia psychologa na konkretną liczbą uczniów, więc gminy, które są biedne, tną ich etaty jak tylko mogą – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
A może świetlica nie będzie potrzebna?
Obrywa się też szkolnym świetlicom. Arkadiusz Boroń, prezes małopolskiego oddziału ZNP, opowiada o arkuszu organizacyjnym (to w nich planowana jest praca na kolejny rok szkolny), z którego wynika, że w jednej z podstawówek od przyszłego roku szkolnego nauczyciel świetlicy będzie miał pracy tylko na cztery godziny w tygodniu, a do tej pory na świetlicy było tam 2,5 etatu. - Gdy zapytaliśmy dyrektora, co takiego się stało, powiedział, że on nie wie, czy od września w szkole w ogóle będzie potrzebna świetlica, bo przecież trwa pandemia – opowiada Boroń.
Na świetlicach będzie też najpewniej oszczędzała stolica. Dyrektorzy placówek oświatowych dostali wytyczne, by liczbę godzin pracy świetlicy ograniczyć o jedną piątą w stosunku do aktualnego roku szkolnego. W stolicy, podobnie jak w Poznaniu, łączone będą małe klasy. W przedszkolach będzie mniej zajęć rytmiki i gimnastyki.
Oświatę trzeba zaplanować na nowo
– Musimy przygotować plan bardzo, bardzo daleko idących cięć. Ale funkcje podstawowe miasta zostaną zachowane – zapowiadał jeszcze w kwietniu prezydent Rafał Trzaskowski. A w liście do burmistrzów, odpowiedzialnych za oświatę w dzielnicach, napisał: "Pandemia wirusa COVID19 zmienia sytuację finansową Miasta. Konieczność oszczędzania i rezygnacji z zaplanowanych działań staje się faktem. Budżet oświaty to największa część budżetu Warszawy, sięgająca 5 miliardów złotych. W obliczu pogarszającej się kondycji finansowej naszego Miasta musimy podjąć szybkie działania, by na nowo zaplanować pracę placówek oświatowych od września 2020 roku".
Dodatkowych zajęć ubędzie też w Opolu. Do końca roku kalendarzowego miasto nie będzie finansować tzw. godzin miejskich, które były przeznaczone na dodatkowe zajęcia. To ma dać miastu aż kilka milionów złotych oszczędności. Ponad 5 mln zł miasto chce zaoszczędzić na wynagrodzeniach oraz zakupie materiałów i pomocy dydaktycznych.
Podobną kwotę spróbuje zaoszczędzić Łódź. Tu też zapowiada się łączenie klas, ograniczenie zajęć dodatkowych w przedszkolach, miasto najpewniej nie zorganizuje też letnich półkolonii.
Wiejskie gminy mają jeszcze trudniej
Ale najtrudniej jest w małych gminach. - Sytuacja jest krytyczna – mówi Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich. – Jeszcze nie wiemy, co będzie dalej, nie znamy dokładnych skutków, ale już jesteśmy przerażeni. Małe wiejskie gminy mogą zapomnieć o inwestycjach w oświatę. Bardziej boje się, że problem będzie tak duży, iż kłopotem będzie nawet wypłacanie pensji. W zeszłym roku już mieliśmy takie incydentalne przypadki w Polsce, w tym roku w podobnej sytuacji może znaleźć się znacznie więcej gmin - przewiduje.
Iwaniuk zauważa, że wójtowie małych gmin do sprawy podchodzą po gospodarsku. – Dla nas oświata to zwykle największy wydatek w budżecie całej gminy, więc to naturalne, że tam szuka się oszczędności. To jednak nie chęć zaoszczędzenia na dzieciach. My wszyscy wiemy, że one akurat są naszą inwestycją. Po prostu właśnie mści się na nas niewydolny system finansowania oświaty, który każdego roku coraz bardziej nas obciąża. Koronwarius zaś nie polepsza naszej ogólnej sytuacji finansowej. Oczekujemy, że rządzący na poważnie usiądą z nami do rozmów - mówi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock