Przyznam szczerze, że przesunięcie z pozycji patrzącego i leczącego do pozycji bycia leczonym nie jest łatwe - powiedział w TVN24 onkolog profesor Cezary Szczylik, ordynator oddziału onkologii w Europejskim Centrum Zdrowia w Otwocku. Podzielił się historią zdiagnozowania u siebie nowotworu prostaty i mówił o możliwej profilaktyce. - Miałbym do siebie bardzo wiele żalu, że nie zareagowałem odpowiednio wcześniej - wyjaśnił.
W poniedziałek gościem w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24 był onkolog prof. Cezary Szczylik, który opowiedział o tym, w jaki sposób zdiagnozował u siebie chorobę nowotworową.
- Co roku robię wszystkie badania, które mogą mnie uprzedzić o jakimś zagrożeniu. Rok temu skoczyło mi PSA (badanie przesiewowe w kierunku raka prostaty - red). Miałem zawsze w granicach 1,4. Przypomnę, że norma w zależności od wieku to jest do 5 nanogramów na mililitr. I nagle po tym 1,4 zrobiło się 2 i coś. Nagle widzę 3,6, czyli się podwoiło - mówił. Jak dodał, zaniepokoiło go to i gdy parę miesięcy później zrobił kolejne badania, okazało się, że górna granica stężenia PSA przewyższała normę.
- Powiedziałem, że to jest sygnał i muszę to sprawdzić, więc już nie patrząc na ścieżki realizacji, jak mogę się zdiagnozować, po prostu z własnych funduszy przyspieszyłem badania, które mogłyby powiedzieć mi, czy rzeczywiście to jest sygnał, czy jeszcze mogę spokojnie spać. Okazało się, że w rezonansie magnetycznym w obrębie prostaty pokazały się obszary wskazujące na to, że to może być nowotwór - wyjaśnił.
Następnie Szczylik zdecydował się na biopsję gruboigłową, która wykazała, że ma on nowotwór złośliwy. - Był we wczesnej fazie zaawansowania, te zmiany nie były duże, w tej skali dziesięciostopniowej (Gleasona - red.) to była szóstka - zaznaczył.
Szczylik o swoim wyborze i "życiu w ciągłym napięciu"
Jak opowiadał Szczylik, swoje wyniki skonsultował z kolegami, z którymi współpracuje. - Powiedzieli, że to jest taki stopień zaawansowania, w którym mogę poddać się takiej taktyce, która się nazywa watch and wait, "czekaj i patrz". Ale ponieważ ten skok wydawał mi się zbyt duży, zdecydowałem się na zabieg operacyjny - wyjaśnił. Przyznał również, że podjął tę decyzję, bojąc się.
- Operowali mnie znakomici urolodzy u mnie w ośrodku i w histopatologii (ocenie pod mikroskopem materiału pobranego od pacjenta - red.), która później podlega ponownej ocenie w porównaniu do biopsji, która była wykonana, już ta skala niebezpieczeństwa, skala Gleasona wyszła na siódemkę - powiedział. Wskazał też, że badanie wykazało "jedno ognisko o dużo wyższej złośliwości, bo była to chyba ósemka albo dziewiątka".
Jak zauważył profesor, "gdyby czekał dłużej, niewykluczone, że to miejsce, które miało dużo wyższą złośliwość, mogłoby powiększać się i co jest najgorszym scenariuszem w tej chorobie, dać wcześniej przerzuty".
Zapytany, co ma do wyboru pacjent, który byłby w jego sytuacji, wyjaśnił: - Z reguły w większości przypadków zaleca się obserwowanie. I to jest dobra taktyka, dlatego że patrząc ostatecznie na przeżywalność tych grup, które są operowane i tych, które są w obserwacji, te przeżycia są podobne. Tyle że w międzyczasie dla niektórych z tych pacjentów ten scenariusz może się dramatycznie zmienić, w związku z czym ja wybrałem niewyczekiwanie na wynik kolejnego rezonansu, czy kolejnego PSA i takiego życia w ciągłym napięciu.
CZYTAJ TEŻ: "Nie ma opcji, że się poddam"
"Przejście do pozycji bycia leczonym nie jest łatwe"
Prowadzący zauważył, że Szczylik zapewne miał "setki, jeśli nie tysiące pacjentów, którym mówił, że sytuacja jest poważna i mają początek choroby nowotworowej", a nagle sam stanął w takiej sytuacji. - Przyznam szczerze, że to przesunięcie z pozycji patrzącego, zalecającego, leczącego do pozycji bycia leczonym nie jest łatwe - powiedział.
Jak dodał, "bał się, że przejdzie z takiego etapu, w którym może kontrolować przebieg choroby, do takiego etapu, w którym tej choroby już nie będzie kontrolował".
Szczylik odniósł się także do strachu wielu osób przed badaniem się. - Bardziej bałem się przed niż w momencie, kiedy już się dowiedziałem, że to jest to i że jestem po zabiegu operacyjnym. Oczywiście zaznaczam, to nie jest moja rada dla wszystkich pacjentów z rakiem prostaty. Ta taktyka "czekaj i patrz" jest bardzo rozsądną taktyką, tylko ja niestety mam ten bagaż onkologiczny w sobie i po prostu z psychicznych obciążeń, które mogłyby nastąpić, miałbym do siebie bardzo wiele żalu, że nie zareagowałem odpowiednio wcześniej - mówił.
"Co trzeci mężczyzna na przebiegu życia będzie miał raka prostaty"
Jak wyjaśnił Szczylik, "co trzeci mężczyzna na przebiegu życia będzie miał raka prostaty". - Jest to choroba starzejących się społeczeństw, dlatego że nie starzeje nam się tylko skóra, ale przede wszystkim starzeje nam się układ odpornościowy - wskazał.
- Ten czas między 60. a 70. rokiem życia, ja to nazywam "wchodzenie w strefę cienia", kiedy wiemy, że starzejący się układ odpornościowy i ekspozycja na niekorzystne warunki środowiskowe, powoduje to, że praktycznie co trzecie z nas będzie miało nowotwór - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24