"Fundamentalne jest to, żeby wyglądało, że rzeczywiście było zrealizowane w sposób niebędący promocją kogokolwiek z Solidarnej Polski... W jakiej formie to zrobicie, to już..." - między innymi takie słowa padają z ust Marcina Romanowskiego na kolejnych ujawnionych w TVN24 taśmach. W specjalnym wydaniu "Czarno na białym" nagrania komentowali dziennikarze TVN24 i tvn24.pl, którzy od dawna zajmują się sprawą Funduszu Sprawiedliwości.
W czasie specjalnego wydania programu "Czarno na białym" na antenie TVN24 opublikowaliśmy nowe taśmy dotyczące afery Funduszu Sprawiedliwości. W rozmowie biorą udział były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, Dariusz Matecki, Mateusz Wagemann i Tomasz Mraz.
Marcin Romanowski: Druga rzecz, żeby jakoś wyjaśnić Racibórz i Rybnik, dobrze by było, żebyście szybko zrobili podobną akcję w miejscu, w którym nie będzie tak dla odmiany... (śmiech) Dariusz Matecki: Rzucić całość na jeden okręg? Mateusz Wagemann: A nie byłoby zasadne, żeby zrobić to tam, gdzie są portale? Tylko w tych rejonach? Tomasz Mraz: Wtedy będzie atak, że wreszcie, że zaczęliście robić to, co powinniście robić. Marcin Romanowski: Ok. Tomasz Mraz: Tak przynajmniej trzymamy się tej narracji, że (niezrozumiałe) tak, żeby zwiększyć zasięg. Mateusz Wagemann: Czyli rozproszyć to w inne rejony Polski? Dariusz Matecki: Ale w jeden czy w kilka? Marcin Romanowski: Wiesz co, jak to było robione? Nie no, w kilka. (Niezrozumiałe) Marcin Romanowski: Słuchajcie, jeszcze raz: fundamentalne jest to, żeby wyglądało, że rzeczywiście było zrealizowane w sposób niebędący promocją kogokolwiek z Solidarnej Polski... W jakiej formie to zrobicie, to już... ważne, żeby efekt był następujący, żeby zrobić coś w Słupsku, w Zielonej Górze. Nieustalony głos: ...Podlasiu. Marcin Romanowski: i w Suwałkach.
"Jakby dysponowali własnymi pieniędzmi"
Nagrania komentowali zaproszeni do studia goście - dziennikarze "Czarno na białym" Artur Warcholiński, Dariusz Kubik i Rafał Stangreciak oraz dziennikarze tvn24.pl Sebastian Klauziński i Robert Zieliński.
- Oni na tych nagraniach rozmawiają w taki sposób, jakby dysponowali własnymi pieniędzmi. Jakby po prostu położyli walizkę pieniędzy na stół, swoich pieniędzy, i rozrzucali: tu damy tyle, tu damy tyle, tu damy tyle. Ale to przecież były pieniądze nas wszystkich - podkreślał Stangreciak.
Klauziński ocenił, że "trochę zapominamy", iż Fundusz Sprawiedliwości "został stworzony po to, żeby wspomagać ofiary przestępstw, organizacje". - Więc wyobrażamy sobie, że za tym, jakie są konkursy, jak dzielić pieniądze, stoi jakaś komisja ekspertów, ciała doradcze, osoby, które się na tym znają - kontynuował. - A właśnie to jest dokładnie tak, że po prostu siedzą panowie przy stole i mówią: "tu daj tyle, tu może tyle, a tu wymyślimy tyle, żeby dać" - wskazywał.
Warcholiński mówił natomiast, że "ten fragment rozmowy pochodzi z narady, która już była publikowana w portalu TVN24, w której uczestniczą - oprócz ówczesnego wiceministra Romanowskiego - Dariusz Matecki, czyli szef Solidarnej Polski, teraz Suwerennej Polski, na Pomorzu Zachodnim; Mateusz Wagemann, ówczesny wicewojewoda z ramienia wówczas Solidarnej Polski, i oczywiście Tomasz Mraz, urzędnik z Departamentu Funduszu Sprawiedliwości". Jego zdaniem słowa, które padają w nagraniu - "żeby to wyglądało, że to nie jest promocja polityków Solidarnej Polski" - są "porażające".
"Parawany do wyprowadzania pieniędzy"
Zieliński mówił więcej o samym mechanizmie działania Funduszu Sprawiedliwości. - Dodatkową, jak mi się wydaje, bardzo ważną rolą Marcina Romanowskiego było gromadzenie, wyszukiwanie wychowywanie młodych absolwentów uczelni o kierunku prawo, gromadzenie ich wokół Ministerstwa Sprawiedliwości, wokół Solidarnej Polski - później Suwerennej Polski - i wykorzystywanie tych młodych ludzi do tworzenia najróżniejszych fundacji w różnych miejscach kraju, do których trafiały pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości - wyjaśniał. - Pracując nad jedną z takich historii - nad łódzką Fundacją Życie - byłem zdumiony, też trochę zdruzgotany tym, że Marcinowi Romanowskiemu, wiceministrowi sprawiedliwości, udało się znaleźć zdolnych absolwentów prawa, którzy mieli całą przyszłość przed sobą, po to, aby służyli za parawan - powiedział dziennikarz. - Miałem wrażenie, że ci młodzi ludzie służą po prostu do tego, aby być parawanem do wyprowadzania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości - dodał.
"Fundusz miał być pompą polityczną"
Kubik mówił o "sytuacji, która pokazuje, że ten fundusz miał być taką pompą polityczną dla polityków".
- To jest też sytuacja z Michałem Wosiem - wyjaśnił dziennikarz. Woś był wiceministrem sprawiedliwości z ramienia Suwerennej Polski, który przez jakiś czas nadzorował Fundusz. Z nim związana jest także sprawa dotycząca zakupu Pegasusa.
Jak wspominał Kubik, Woś "podpisywał" umowę na salę gimnastyczną w jednej ze szkół.
- To było zajawione, były media, były kamery. Później dostałem tę umowę od Najwyższej Izby Kontroli, która kontrolowała te wydatki. Okazało się, że pod tą umową nie ma podpisu Michała Wosia. Czyli to był jakiś spektakl najprawdopodobniej medialny w świetle kamer, tylko po to, żeby się pokazać, że "jestem tym dobroczyńcą", a już na tych właściwych dokumentach podpisu nie było - mówił. - Jak to inaczej nazwać, jak nie robieniem kampanii wyborczej czy tworzeniem się politycznie, budowaniem się politycznie? - pytał.
Immunitet Michała Wosia a zakup Pegasusa
We wtorek minister sprawiedliwości Adam Bodnar skierował do marszałka Sejmu Szymona Hołowni wniosek o uchylenie immunitetu Michałowi Wosiowi. Prokuratura Krajowa podała, że ten, jako odpowiedzialny za Fundusz Sprawiedliwości, "nie dopełnił powierzonych mu obowiązków poprzez przekazanie CBA 25 milionów złotych z tego funduszu" na zakup Pegasusa.
CZYTAJ W TEMACIE: Michał Woś: to nie jest powód do zarzutu, to jest powód do dumy
Robert Zieliński podkreślał w "Czarno na białym", że "w ustawie o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym wskazany jest jeden mechanizm finansowania służby antykorupcyjnej: poprzez dotację z budżetu państwa". - Tak aby zachować niezależność Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Nie może ono przyjmować środków z innych źródeł - wyjaśniał.
Dodał, że po roku badania sprawy Funduszu i Pegasusa "udało się dojść do tego, że za te pieniądze, w sumie 25 milionów złotych, kupiono system z Izraela typu Pegasus, który służył inwigilacji wielu członków opozycji, prokuratorów, sędziów, polityków, którzy nie zgadzali się z linią rządu".
Pytany, dlaczego zakupu dokonano właśnie ze środków Funduszu Sprawiedliwości, odparł, że "to jest nieodkryta karta po dzień dzisiejszy".
- Dlaczego? Gdyż na przykład dla budżetu państwa wydatek dwudziestu kilku milionów złotych na zakup systemu do inwigilacji nie jest wielką sprawą - przyznał. - Wiemy tylko nieoficjalnie, że wtedy nie chciał tego systemu kupić Mateusz Morawiecki. Zatem pan (były już minister koordynator służb specjalnych) Mariusz Kamiński, któremu bardzo pilnie było do tego, aby podsłuchiwać polityków posługujących się różnymi szyfrującymi aplikacjami, zgłosił się do ministra sprawiedliwości, który dysponował Funduszem Sprawiedliwości - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Albert Zawada/PAP