W czwartek weszły w życie przepisy, wprowadzające nową definicję zgwałcenia. - Definicja, która obowiązywała przez ostatnie sto lat, musiała zostać zmieniona - podkreśliła w TVN24 Joanna Gzyra-Iskandar z Fundacji Feminoteka. Jednak zdaniem radcy prawnego Adama Kuczyńskiego, który w sądach reprezentuje pokrzywdzone kobiety, "zmiany wypracowane w sejmowej komisji wybiły projektowi zęby".
Kluczowa zmiana nowelizacji dotyczy art. 197 par. 1. Kodeksu karnego. Zgodnie z nową definicją, zgwałceniem jest doprowadzenie innej osoby "do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku jej zgody". Przepis uzupełniono więc o "brak zgody", którego wcześniej nie było. Sprawca zgwałcenia podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15. Takiej samej karze podlega sprawca czynu polegającego na wykorzystaniu sytuacji, w której ofiara nie może w sposób samodzielny i świadomy podejmować decyzji (wyrazić zgody) co do podjęcia aktu seksualnego.
Ustawa zawiera też przepis, że gdy sprawca przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku zgody lub też wykorzystując brak możliwości rozpoznania przez osobę znaczenia czynu lub pokierowania swoim postępowaniem, doprowadza ją do poddania się innej czynności seksualnej albo wykonania takiej czynności, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
ZOBACZ TEŻ: Siedmiokrotny wzrost treści z seksualnym wykorzystywaniem dzieci. Skąd się biorą w internecie
Nowa definicja zgwałcenia
Posłanka Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic podkreśliła, że nowelizacja zniosła domniemanie zgody. - Obecnie organy ścigania sprawdzają, czy są dowody na to, że wystąpiła przemoc, groźba bezprawna albo podstęp. Jeśli nie ma na to dowodów, nie przyjmują zgłoszenia o popełnieniu przestępstwa, nie prowadzą śledztwa ani dochodzenia w tej sprawie. To jest literalne czytanie tego przepisu - powiedziała Kucharska-Dziedzic.
Zaznaczyła, że dopisanie do obecnej definicji zgwałcenia, że mogło ono nastąpić w każdy inny sposób, mimo braku zgody powoduje, że jeżeli prokuratura bądź policja nie będzie miała dowodów na przemoc, groźbę bezprawną, czy podstęp, będzie sprawdzała, czy do obcowania nie doprowadzono mimo braku zgody w jakikolwiek inny możliwy sposób, a więc i bez znamion zastosowania przemocy, gróźb, czy podstępu.
- Oznacza to, że będą penalizowane sytuacje, w których osoba pokrzywdzona była odurzona czy nieprzytomna, bądź na przykład nie mogła wydać świadomej zgody, bo była osobą z niepełnosprawnością umysłową. I kluczowa sprawa - stan psychiczny zwany zamrożeniem w obliczu przemocy seksualnej - jest wyjątkowo częsty i w obecnym stanie prawnym traktowany jako brak sprzeciwu, teraz to się zmieni - podkreśliła.
Zmiany, które "wybiły zęby" projektowi
Z kolei radca prawny Adam Kuczyński, założyciel Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu, który w sądach reprezentuje pokrzywdzone kobiety, podkreślił, że w słusznie postulowanej zmianie definicji zgwałcenia chodziło o to, by podjęcie czynności seksualnej było legalne jedynie wtedy, jeśli druga osoba wyrazi na te czynności zgodę. - Zmiany wypracowane w sejmowej komisji wybiły temu projektowi zęby i zanegowały powyższe założenie - zaznaczył.
Według Kuczyńskiego wpisanie do Kodeksu karnego zgodnie z propozycją prof. Moniki Płatek, że "kto obcuje płciowo z inną osobą bez jej zgody, podlega karze" w pełni byłoby realizacją postanowień Konwencji Stambulskiej, która w art. 36 mówi, że zgoda na obcowanie płciowe powinna być świadoma i dobrowolna. Jak podkreślił, tymczasem w nowelizacji mowa jest, że do przestępstwa dochodzi, gdy ktoś przemocą, groźbą, podstępem albo w inny sposób doprowadza do obcowania płciowego pomimo braku zgody. - Czyli utrzymano dotychczasowe brzmienie przepisu, dodając brak zgody - powiedział.
Kuczyński uważa, że nowelizacja spowodowała, że teraz mamy dwa warunki, które muszą być spełnione, by stwierdzić, że doszło do zgwałcenia: przemoc, podstęp, groźba oraz brak zgody. - Oznacza to, że prokurator musi wykazać nie tylko, że osoba pokrzywdzona nie wyrażała zgody na aktywność seksualną, ale jeszcze musi ustalić, że nastąpiło to w jakiś sposób przemocą, groźbą, podstępem albo w jakiś inny sposób. A to jest często bardzo trudne - powiedział.
Zmiana definicji zgwałcenia po stu latach
- Będziemy obserwować, jak to (zmiana w Kodeksie karnym - red.) zapracuje w praktyce. Opinie na temat tego są różne, natomiast nie ulega wątpliwości, że ta definicja, która obowiązywała przez ostatnie sto lat, musiała zostać zmieniona - podkreśliła w czwartek na antenie TVN24 Joanna Gzyra-Iskandar, kulturoznawczyni, polonistka i feministka z Fundacji Feminoteka.
Dodała, że poprzednia definicja zgwałcenia, która "obowiązywała jeszcze do wczoraj, przede wszystkim wykluczała bardzo wiele osób, które doświadczały przemocy seksualnej, i zamykała im drogę do sprawiedliwości". - Te osoby nie miały czego szukać, jeżeli chodzi o wymiar sprawiedliwości (...) To, co je spotkało, nie było objęte definicją kodeksową zgwałcenia - wskazała Gzyra-Iskandar. - Reakcja "zamrożenia", "zamarznięcia" w momencie napaści seksualnej jest bardzo częstą reakcją u osób, które tej napaści doświadczyły i właśnie takie sytuacje nie były objęte poprzednią definicją - dodała.
- Śledczy, ale także sądy skupiały się na szukaniu śladów jakiegoś oporu (...) Jeżeli tego oporu nie było, bo osoba "zamarzła", czyli nie broniła się w żaden aktywny sposób, nie krzyczała, nie płakała, nie próbowała uciekać i tak dalej, wtedy bardzo często dochodziło do sytuacji takich, że sprawy były umarzane - kontynuowała Gzyra-Iskandar. - To jest przerażające, bo myślę, że trzeba to bardzo jasno powiedzieć, że każdy seks bez zgody jest gwałtem - zaznaczyła.
- Ostatnie szacunki, które znamy, pochodzą bodajże z raportu Fundacji Ster z 2016 roku, który mówi, że raptem osiem procent kobiet w Polsce, które doświadczyły gwałtu, zgłasza to policji. To jest bardzo, bardzo mało - zauważyła, mówiąc, że jest to "czerwona flaga dla naszego systemu, dla instytucji, które powinny być otwarte na przyjmowanie tego typu zgłoszeń".
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Adobe Stock