- W najgorszych koszmarach nie przewidywałem, że szefem klubu SLD może zostać Miller - powiedział w TVN24 Sławomir Kopyciński, tłumacząc swoje odejście z Sojuszu. Według niego, miejsce dla ludzi lewicy jest tylko w Ruchu Palikota, mimo że jeszcze niedawno nazywał go "wysłannikiem Tuska, który chce zagarnąć elektorat SLD".
Sławomir Kopyciński, który odszedł z SLD do Ruchu Palikota, tłumaczy swój wybór tym, że tylko w Ruchu Palikota jest miejsce dla ludzi lewicy. Choć przed wyborami Kopyciński nazywał Palikota "wysłannikiem premiera Tuska, który w sposób nieuprawniony chce zagarnąć elektorat SLD" i zarzucał mu, że nie ma nic wspólnego z poglądami lewicowymi, dzisiaj przyznaje, że pomylił się w ocenie. - Poznałem Palikota i ludzi z Ruchu bliżej i chcę być w tym zespole - powiedział. Zaznaczył również, że przepraszać Palikota nie będzie.
Miller jak Rydzyk?
Kopyciński przekonywał, że opuścił SLD w proteście przeciwko wyborowi Leszka Millera na szefa klubu. Jego wybór porównał do wyboru "ojca Rydzyka na szefa TVN". Na pytanie, dlaczego nie głosował w ogóle w wyborach na szefa klubu odparł, że uczestniczenie w posiedzeniu klubu byłoby równoznaczne z podpisaniem deklaracji członkowskiej. - Dlatego nie przystąpiłem do klubu i zamierzam wejść do klubu Palikota - zapowiedział.
- W Ruchu Palikota widzę szansę na stworzenie społecznej lewicy, a nie lewicy "kawiorowej" - mówił. Podkreślił, że Ruch Palikota tworzy nie tylko on sam, ale też wyborcy. - To ludzie, którzy się lubią i szanują, chcą coś robić i nie są zabetonowani w myśleniu tak, jak zabetonowane jest SLD - stwierdził poseł - elekt. Dodał, że przez "ostatnie cztery lata nikt dobrego słowa o Millerze nie powiedział".
Ciężka praca, pot i łzy
Kopyciński, który tworzył listy wyborcze SLD i odpowiada za wyborczy wynik partii, czuł się "zaszczuty". - Na moje poglądy nie ma miejsca w Sojuszu, moje przekonania światopoglądowe napotykały opór - powiedział. Jego zdaniem, gdyby wynik wyborów był inny, padłyby inne kandydatury na szefa klubu. - W najgorszych koszmarach nie przewidywałem, że szefem może zostać Miller - zauważył. Dodał, że Miller zarzuca mu polityczną zdradę, podczas gdy sam kandydował z list Samoobrony (w 2007 roku - red.). - Pamiętam, co robił, gdy był premierem i szefem partii: doprowadził partię do dna, z którego już się nie odbiliśmy - podkreślił.
Według niego, jego wyborcy głosowali na niego, a nie na partię. On sam zamierza wywiązać się z wyborczych obietnic. - Przychodzę do partii opozycyjnej, co mnie tam czeka to ciężka praca, pot i łzy, ale podejmuję się tego zadania - dodał.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24