Chodzi tutaj i o utrzymanie się u władzy, jak i oczywiście o pieniądze na bieżące wydatki państwa - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" politolog Marek Migalski z Uniwersytetu Śląskiego, komentując działania rządu w sprawie nowej daniny medialnej. Jak ocenił, ta opłata będzie bardziej dotkliwa dla dziennikarzy niż odczuwalna dla budżetu państwa.
W środę znaczna część prywatnych mediów protestowała we wspólnej akcji "Media bez wyboru". Od rana telewizje zamiast codziennych programów nadawały specjalny komunikat. Na portalach internetowych czytelnicy nie przeczytali żadnego artykułu. Do akcji przyłączyły się również dzienniki, które opublikowały informację o akcji na swoich "jedynkach".
Dzień wcześniej kilkadziesiąt redakcji, grup medialnych i wydawnictw wystosowało list otwarty do władz i polityków w sprawie nowej daniny medialnej, którą zamierza wprowadzić większość rządząca.
W czwartkowej "Rozmowie Piaseckiego" do akcji "Media bez wyboru" odniósł się Marek Migalski, były europoseł, obecnie politolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. - Pytany, o co chodzi władzy w tej sytuacji, odparł, że "chodzi o tych 800 milionów [złotych - przyp. red.] oczekiwanych przez rząd". - Dlatego, że dziura budżetowa się powiększa, trzeba to jakoś dofinansować, i te 800 milionów jest istotne z punktu widzenia budżetu państwa i ministra finansów - powiedział.
- Ale oczywiście chodzi też o władzę i jako politolog widzę ten czynnik - ocenił. - To, co wyborcy mają w umysłach, decyduje o tym, kogo ostatecznie wybierają w wyborach, więc ograniczenie im tego pola obserwacji, wprowadzenie na fałszywe tory tego myślenia powoduje, że ci, którzy są autorami tego złudzenia, mogą czerpać z tego korzyści - stwierdził.
- Chodzi tutaj i o utrzymanie się u władzy, taką zmianę warunków politycznych, żeby w 2023 roku PiS było w łatwiejszy sposób zdolne do reelekcji, do przedłużania swoich rządów, jak i oczywiście o pieniądze na bieżące wydatki państwa - skomentował.
"To będzie bardziej dotkliwe dla dziennikarzy niż odczuwalne dla budżetu państwa"
O planowanej daninie medialnej Migalski mówił, że "to będzie bardziej dotkliwe dla dziennikarzy niż odczuwalne dla budżetu państwa". - Przypomnę, że te 800 milionów to jest w dalszym ciągu mniej niż połowa tego, co rząd lekką ręką co roku wydaje na media państwowe - powiedział, odnosząc się do wysokości 2 miliardów złotych dofinansowania przeznaczanego przez władze na media państwowe.
- Żeby uniknąć tego zamieszania wystarczyłoby zmniejszyć o połowę to, co daje się na rządową szczujnię, bo inaczej tych mediów prorządowych nazywać nie można - ocenił.
Migalski o trzech adresatach środowej akcji "Media bez wyboru"
O środowym akcie solidarności środowisk medialnych Migalski mówił, że "to jest kwestia bezprecedensowa". - Ja nie przypominam sobie takiej akcji i ona zrobiła na mnie wrażenie - komentował.
Wskazał jednocześnie, że ta akcja miała zrobić wrażenie na trzech grupach. - Po pierwsze: na wyborcach, widzach, słuchaczach, odbiorcach mediów, bo gdyby tej akcji nie było, ogromna część z nich by się o tej kwestii nie dowiedziała. Druga rzecz to zaalarmowanie opinii międzynarodowej o tym, co się w Polsce dzieje. Trzeci adresat tej akcji to są rządzący - wymieniał.
- Myślę, że we wszystkich tych trzech wymiarach ta akcja jest udana. Zarówno zostali zaalarmowani obywatele, jak i opinia publiczna zewnętrzna, która obserwuje i niepokoi się tym, co się w Polsce dzieje, jak i myślę, że dotarło do obozu władzy, że to jest sprawa traktowana przez media bardzo poważnie - dodał Migalski.
"Trzeba używać ważnych słów, ale nie wolno dramatyzować"
Pytany o ocenę projektu ustawy o daninie medialnej, odpowiedział, że "trzeba używać ważnych słów, ale nie wolno dramatyzować". - Jeśli haracz na wolne media w wysokości 800 milionów złotych nazywamy końcem demokracji, końcem mediów, to zabraknie nam trochę słów w momencie, w którym zaczną się na przykład aresztowania dziennikarzy. Na co na razie się nie zanosi - oceniał Migalski.
- Między dzwoneczkami a dzwonami to ja bym wybrał coś pośredniego - dodał.
CZYTAJ TAKŻE: "Obawa o los pluralizmu mediów" i "bezprecedensowe posunięcie". Światowe media o proteście w Polsce >>>
W ocenie Migalskiego "wczorajsza akcja była bardzo ważna, bo ona uczulała nas wszystkich, również odbiorców, na to, że dzieje się źle". - Natomiast, po pierwsze, pamiętajmy, że jest duża szansa, że ta ustawa nie ujrzy światła dziennego, bo część obozu rządowego to zablokuje, a konkretnie Jarosław Gowin i jego kilkunastu posłów. Po drugie, to jest stawanie na gardle wolnym mediom, to jest uszczuplanie ich zasobów, utrudnianie im życia, natomiast to jeszcze nie jest koniec demokracji - skomentował.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24