Musimy uporządkować system prawny, bez prezydenta tego nie zrobimy - mówił przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek. Mówił, że mimo "blokowania zmian" przez Andrzeja Dudę rząd "robi wszystko, co jest możliwe". - Nie jest to metoda na przeczekanie. Przygotowane są ustawy, projekt zmiany konstytucji. To nie jest tak, że my siedzimy, czekamy - zaznaczył gość "Faktów po Faktach".
Gościem "Faktów po Faktach" był przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek. Mówił między innymi o sporach rządu z prezydentem w kwestii praworządności.
Zobacz też: Tusk o "skrajnie nieodpowiedzialnej" postawie Dudy. Prezydent odpowiedział, włączył się Sikorski
- Skala systemowego niszczenia państwa w wielu obszarach - personalnym, prawnym, żeby to państwo nie działało prawidłowo - była tak daleko posunięta, że tak naprawdę wyjście z tego jest możliwe w trzech wariantach - twierdzi Berek.
Mówił, że pierwszy wariant polega na tym, żeby osoby, co do których są obawy, że zajmują swoje stanowiska niezgodnie z procedurami, zrezygnowały ze swoich posad. Drugi wariant to "zmiany ustawowe". - Tylko do zmian ustawowych potrzebny jest prezydent. Wszystkie zmiany, które tego dotyczą, są przez prezydenta blokowane - powiedział gość "Faktów po Faktach".
- Mamy trzeci wariant - robić wszystko to, co jest możliwe - tłumaczył Berek.
Pytany, w jakim momencie jest rząd w walce o przywrócenie praworządności, Berek odparł, że "gdzieś między wariantem drugim a trzecim". - Obywatele mają prawo oczekiwać od państwa sprawnego działania, musimy uporządkować system prawny, bez prezydenta tego nie zrobimy - uważa gość TVN24.
Zastrzegł, że "nie jest to metoda na przeczekanie". - Przygotowane są ustawy, przygotowany jest projekt zmiany konstytucji. To nie jest tak, że my siedzimy, czekamy. Cały czas są wykonywane jakieś działania. (...) Nie ma co udawać - prezydent się nie zgodzi na ścieżkę ustawową. Ktoś może powiedzieć: po co robicie ustawy? Po to, żeby pokazać tę koncepcję prawną - tłumaczył.
- Robimy wszystko, co jest możliwe, ale pewne ostateczne kroki muszą polegać na zmianie litery prawa - dodał.
"Są sędziowie, którzy podważają legalność Trybunału Konstytucyjnego"
Andrzej Duda w czwartek na konferencji naukowej w Sądzie Najwyższym mówił, że "prezydent mógłby sam wskazywać sędziów na zasadzie: ten się nadaje, ten się nadaje, ten się nadaje". Zapowiedział także, że "będzie walczył do upadłego o sędziów, których nominował".
Berek ocenił, że to "cudowne - oczywiście ironicznie - że pan prezydent staje się teraz obrońcą praworządności i wytyka nam, że próbujemy tę praworządność podważać". - Jesteśmy w próbie wyjścia z czegoś, co przez osiem lat rozwalano, mówiąc brutalnie - przyznał gość "Faktów po Faktach".
- Są sędziowie, którzy w Trybunale Konstytucyjnym kwestionują legalność funkcjonowania tego Trybunału. Widziałem takie pismo skierowane przez prezesa sądu do prezes Trybunału: "pani nie jest prezesem Trybunału" - powiedział Berek.
Pytany, czy według niego finansowanie KRS i TK powinno być uwzględnione w budżecie państwa, odparł, że "finansowanie podmiotów, których legalność została podważona orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Europejskiego, Trybunału Praw Człowieka, nie jest zasadne".
"Bardzo poważny błąd"
Premier Donald Tusk najpierw podpisał się pod postanowieniem prezydenta Andrzeja Dudy, a potem oświadczył, że wycofuje kontrasygnatę. Tusk mówił, że do podpisu doszło przez błąd urzędnika, który "nie dostrzegł polityczności dokumentu" o nominacji dla neosędziego. Tym urzędnikiem był Maciej Berek.
- Część naukowców przyjmuje taką teorię, że kontrasygnata jest taką instytucją prawa administracyjnego, którą można cofnąć w określonej sytuacji. Premier skorzystał z tego typu rekomendacji prawnych - powiedział.
Dopytywany, czy sprawę z kontrasygnatą traktuje jako swój błąd, odparł, że "każdą sprawę, która powoduje zamieszanie i potrzebę wytłumaczenia się premiera rządu, trzeba traktować jako swój bardzo poważny błąd".
Kotula "finiszuje" prace nad projektem ustawy o związkach partnerskich
Maciej Berek powiedział też, że rozmawiał z ministrą Katarzyną Kotulą o pracach nad projektem ustawy o związkach partnerskich. - Finiszuje pracę. (...) Ten projekt ma 700 stron, więc praca nad tym trwa bardzo długo. Pani minister kończy pracę i w najbliższych dniach będzie chciała go kierować do uzgodnień, czyli do takiej wewnętrznej procedury, która zmierza do tego, żeby rząd mógł ten projekt przyjąć - powiedział.
Zapowiedział przy tym, że gdy prace się zakończą, projekt pojawi się na rządowej stronie.
Źródło: TVN24