Sąd Apelacyjny w Poznaniu podtrzymał wyrok pierwszej instancji dla ojczyma chłopca, który zapadł 12 maja. Wówczas Sąd Rejonowy Poznań Nowe Miasto skazał Roberta H. za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem na pięć lat więzienia, orzeczono wobec niego też zakaz kontaktowania i zbliżania się do pokrzywdzonego.
Apelację wniósł obrońca Roberta H., który domagał się obniżenia wyroku dla swojego klienta. Proces w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu ruszył we wtorek i tego samego dnia się zakończył.
Ojczym chciał przesłuchania Kacperka
Sędzia Agnieszka Kędzierska szczegółowo odniosła się w uzasadnieniu wyroku do argumentów podnoszonych w apelacji, w tym m.in. do kwestii braku ponownego przesłuchania pokrzywdzonego chłopca - o co wnioskował obrońca Roberta H. Sędzia zaznaczyła, że sąd rejonowy podjął w tym zakresie "słuszną decyzję, by tego nie robić".
- Pokrzywdzony został przesłuchany bardzo szczegółowo, opinia biegłego została odnośnie jego przesłuchania wydana, jak również sąd rejonowy dopuścił dowód z kolejnej opinii biegłego psychologa na okoliczność tego, czy prawidłowym było by, dopuszczalnym i nie krzywdzącym pokrzywdzonego jego ponowne przesłuchanie - opinia biegłego jest taka, że byłoby to faktyczne ponowne traumatyzowanie dziecka, które po tym, jak czynności w tej sprawie zostały podjęte, zmieniło swą sytuację życiową - i nie wchodząc w szczegóły - buduje swe życie na nowo - wskazała. Jak podkreśliła, dobro pokrzywdzonego przemawiało za tym, aby ponownie go nie przesłuchiwać.
Sędzia zauważyła również w uzasadnieniu wyroku, że "w tej sprawie czyn oskarżonego nie mógłby trwać tak długo, gdyby nie zawiedli wszyscy dorośli, którzy byli wokół pokrzywdzonego" - Myślę, że o tym należy również pamiętać - zaznaczyła.
"Może budować na nowo swoją przyszłość"
Prokurator Joanna Nowak powiedziała mediom po ogłoszeniu wyroku, że najważniejsze jest utrzymanie wyroku i zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. - Może budować na nowo swoją przyszłość - podkreśliła, dodając, że oskarżony jest skutecznie odizolowany od pokrzywdzonego na okres przynajmniej pięciu lat. Odnosząc się do uzasadnienia wyroku, w którym sędzia wskazywała na winę dorosłych w otoczeniu chłopca. - W tej sprawie istotne znaczenie odgrywała matka biologiczna, która mogła już wcześniej temu zapobiec. Jej strach, jej również poczucie jakieś solidarności z oskarżonym doprowadziło do takiej sytuacji - podkreśliła. Dodała, że ta sprawa i wyrok jest przestrogą dla wszystkich osób, które znęcają się nad dziećmi lub w jakiś sposób krzywdzą dzieci.
"Nie ma już przepisu, który pozwala na to, żeby dzieci karcić"
Kuratorka chłopca mecenas. Marta Urbańska powiedziała mediom w sądzie, że chłopiec przebywa w rodzinie zastępczej, gdzie dochodzi do siebie i stara się nie wracać do tych traumatycznych zdarzeń. - Według mojej wiedzy nadal nie chce mieć kontaktu ani z ojczymem, co oczywiste, ale też nadal nie ma kontaktu z biologiczną mamą, ponieważ na razie nie chce go mieć - powiedziała. Wskazała, że ta sprawa pokazuje, że jakakolwiek tolerancja dla krzywdzenia dzieci i ze strony społeczeństwa i sądów jest dużo mniejsza. - Mam nadzieję, że osoby które zachowują się wobec dzieci niewłaściwie, będą miały to na względzie, że nie jest to już akceptowane - zaznaczyła. Dodając: - Wyroki sądów są coraz surowsze. Nie ma już przepisu, który pozwala na to, żeby dzieci karcić, nie ma już kar fizycznych dozwolonych wobec dzieci i tego należy przestrzegać. Pewnych granic po prostu nie wolno w ogóle przekraczać - a takich, o których mówimy w tej sprawie - to myślę, że to jest oczywiście, że absolutnie nie.
Matka się nie odwoływała
W maju matce chłopca Katarzynie W. wymierzono rok więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Ma zakaz zbliżania się do syna.
- Sąd postanowił dać szansę pokrzywdzonej i warunkowo zawiesił wykonanie jej kary - mówił wtedy sędzia.
Kobieta nie zdecydowała się na apelację. Oba wyroki są prawomocne.
Pukał w szybę komisariatu i prosił o pomoc
Historia wyszła na jaw 28 kwietnia 2021 roku. Wówczas 10-letni Kacper (imię chłopca zostało zmienione) wykorzystał moment, kiedy matka i ojczym wybrali się na zakupy, pospiesznie się ubrał, napisał na kartce kilka zdań, w których pożegnał się z mamą. "Uciekłem. Mamo, żałuję, że mnie urodziłaś. Żałuję, że z wami jestem. Do widzenia" - napisał. Po czym poszedł do komisariatu policji w Luboniu.
Sierżant Monika Korfanty zobaczyła go przed wejściem do budynku. - Pukał w szybę do komisariatu, dlatego podeszłam. Stał bardzo smutny i roztrzęsiony, był w samych papciach, rozdartej koszulce - opowiadała Korfanty.
Policjantka szybko zorientowała się, że sprawa jest poważna. - Chłopiec odpowiedział, że nie chce wracać do domu. Zostawił kartkę swoim rodzicom z napisem: nie wracam, uciekłem - relacjonowała Korfanty.
Nie mógł zaglądać do lodówki, bo wiązano mu nogi
Policjantom opowiedział swoją historię. - Dziecko stojące przed komisariatem w klapkach ogrodowych, w podartej piżamie i kurtce bardzo mocno uwiarygadnia całą swoją wersję już w pierwszym momencie - mówił Dariusz Majewski, komendant Komisariatu Policji w Luboniu.
Z każdą minutą rozmowy funkcjonariusze poznawali nowe okrutne fakty z życia dziecka. - Zapytałam się, czy chce coś zjeść, czy jest głodny. Chłopiec odparł, że tak, ponieważ w dniu wczorajszym, gdy dostał karę od taty, mama przyniosła mu dwie skibki chleba i kubeczek wody. Na to tata wpadł i zabrał mu ten posiłek - relacjonowała policjantka.
10-latek opowiadał, że nie mógł sam zaglądać do lodówki, bo gdy to zrobił, wiązano mu nogi i kazano klęczeć. - Chłopiec nie mógł spać na łóżku, gdy położył sobie główkę na poduszce, dostał za to wielkie lanie - opisywała Korfanty. Kary miały chłopca "uszlachetniać". - Z polecenia dyżurnego, z chłopakami, udałam się zatrzymać mężczyznę - relacjonowała funkcjonariuszka.
Matka też usłyszała zarzuty. Ale z syna była dumna
Policja zatrzymała w sprawie ojczyma dziecka. Mężczyzna usłyszał zarzuty psychicznego i fizycznego znęcania się nad 10-latkiem. Trafił do aresztu.
Szybko okazało się, że i matka chłopca miała się nad nim znęcać. Kobiecie odebrano prawa rodzicielskie, a Kacpra i jego brata umieszczono w rodzinie zastępczej. - Jestem dumna z tego, co zrobił. Przykre jest tylko to, że ja nie miałam na tyle odwagi, żeby to zrobić wcześniej - mówiła potem "Uwadze!" TVN matka Kacpra.
Ojczymowi groziło 10 lat więzienia, matce - osiem
Pół roku po zdarzeniu prokuratura zakończyła śledztwo w tej sprawie. Ojczym chłopca, Robert H., został oskarżony o fizyczne i psychiczne znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad nieporadną osobą ze względu na wiek oraz o spowodowanie u niego obrażeń ciała trwających poniżej siedmiu dni. Groziło mu za to 10 lat więzienia.
- Mężczyzna stosował przemoc, wyzywał chłopca w sposób wulgarny, krzyczał na niego, karał za błahe przewinienia, zakazywał mu czytania książek czy wychodzenia na dwór, kazał mu stać w jednym miejscu z wyciągniętymi rękami, klęczeć, podnosił go za rzeczy, ciągnął za uszy, bił, chwytał za kark - wyliczał tylko część zarzucanych czynów prokurator Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Czytaj też: Historia Kacpra wstrząsnęła policjantami. 10-latek ma nowy dom. "Nie stracił wiary w dorosłych"
Robert H. nie przyznał się do większości stawianych zarzutów. - Przyznał się jedynie do bicia paskiem - poinformował Wawrzyniak. Mężczyzna cały czas pozostaje w areszcie.
Aktem oskarżenia objęta została też matka dziecka. - Znęcała się nad osobą nieporadną ze względu na wiek: biła, krzyczała, popychała chłopca - informował Wawrzyniak. W przypadku zachowań kobiety śledczy nie stwierdzili, by doszło do znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Matce chłopca grozi za to osiem lat więzienia. - Katarzyna W. przyznała się do winy i złożyła szczegółowe wyjaśnienia. Potwierdziła, że mężczyzna psychicznie i fizycznie znęcał się nad dzieckiem i nad nią. Złożyła także zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa znęcania - mówił prokurator.
Czytaj też: 10-letni Kacper uciekł z domu i na komisariacie szukał pomocy. Jego matka przed sądem walczy o drugą szansę
Sąd pierwszej instancji skazał ojczyma na pięć lat więzienia
Proces Roberta H. i Katarzyny W. ruszył 1 grudnia 2021 roku przed Sądem Rejonowym Poznań-Nowe Miasto i Wilda. Podczas pierwszej rozprawy sąd zdecydował, że proces będzie toczył się z wyłączeniem jawności. - Jawność mogłaby naruszyć ważny interes prywatny pokrzywdzonego - tłumaczył sędzia. Jak dodał, wynika to z tego, że chłopiec zaczyna teraz nowe życie w nowych warunkach, w nowej szkole.
Robert H. za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad chłopcem ze szczególnym okrucieństwem został skazany na pięć lat więzienia, orzeczono wobec niego też zakaz kontaktowania i zbliżania się do pokrzywdzonego.
Sędzia Krzysztof Kaźmierski podkreślił, że sąd wyrok oparł przede wszystkim na zeznaniach chłopca, które ocenił jako spójne i logiczne jak na jego wiek oraz na zeznaniach matki, która przyznała się do winy, wyraziła skruchę i w szczegółach opowiedziała, co działo się w ich domu. Także dalsza rodzina, nauczyciele i sąsiedzi potwierdzali, że w rodzinie stosowano rygorystyczne kary, w tym cielesne.
Sędzia w uzasadnieniu wyroku ocenił, że oskarżony "urządził piekło małoletniemu". Dodał, że chłopiec przez pięć lat nie miał w nikim żadnego wsparcia, a przemoc psychiczna i fizyczna się rozwijała.
- Małoletni w domu nie miał żadnego azylu, jego pokój był obskurny, nie miał prawie żadnych zabawek. Karą, co jest kuriozum dla sądu, był zakaz czytania książek. Pokrzywdzony w domu nie miał żadnej możliwości odreagowania stresu. Nie miał też kolegów, nie mógł ich zapraszać do domu. Nie miał komputera (...) Przez okres pandemii nie chodził do szkoły - mówił sędzia Kaźmierski.
Decyzję o szukaniu przez chłopca pomocy w komisariacie policji sędzia nazwał "aktem odwagi".
Katarzynie W. wymierzono rok więzienia w zawieszeniu na pięć lat.
Autorka/Autor: FC/ tam
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24