Po ujawnieniu listu Jarosława Kaczyńskiego do Zbigniewa Ziobry na temat wydatków z Funduszu Sprawiedliwości pojawiły się pytania, czy prezes PiS powinien był złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i czy ów list może być tak właśnie traktowany. Sam Kaczyński przekonuje, że kierował go do "najbardziej właściwej osoby" i że "forma nie ma znaczenia". Argumenty te zbija adwokat prof. Michał Romanowski. - Forma jest ważna i treść jest ważna. Tutaj zarówno forma, jak i treść wskazują jednoznacznie, że nie można tego zakwalifikować jako zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - podkreśla.
Adwokat, profesor Michał Romanowski z Kancelarii Romanowski i Wspólnicy oraz wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego komentował we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 list Jarosława Kaczyńskiego do Zbigniewa Ziobry z 2019 roku, który dotyczył wydatkowania środków z Funduszu Sprawiedliwości. Odniósł się też do komentarza prezesa PiS na temat tej korespondencji.
Pojawiły się bowiem pytania, czy prezes Kaczyński wobec posiadanej wiedzy powinien był złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a także czy ów list może być traktowany jako takie skuteczne zawiadomienie.
Treść listu przytoczyła "Gazeta Wyborcza". Prezes PiS zwrócił się w nim o "natychmiastowe zakazanie kandydatom Solidarnej Polski korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej". Kaczyński ostrzegał, że przypadki nieprawidłowości "mogą przynieść fatalne skutki z punktu widzenia przebiegu kampanii".
Na wtorkowej konferencji prezes PiS został zapytany o to, jak dużo dochodziło do niego głosów na temat nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości, a także o to, że mógł zgłosić tę sprawę do prokuratury. - Ja bym prosił jednak, żeby pan się troszeczkę zastanowił. Choćby nad jedną sprawą. Gdzie ja wysłałem ten list? Kim był wtedy człowiek, do którego ten list wysłałem? Wiem, że Tusk takiego rodzaju oskarżenia formułuje, ale tutaj nienawiść odbiera rozum, naprawdę. Odbiera rozum w taki sposób radykalny, po prostu oszalały - mówił Kaczyński.
Ocenił też, że "wszelkiego rodzaju zarzuty natury prawnej, czy prawno-karnej, które tutaj (są) formułowane, są po prostu, powiedzieć bzdura to mało".
Jeden z dziennikarzy zauważył, że "musimy chyba jednak odróżnić zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa od prywatnego listu do prokuratora generalnego" z przestrogą. - Stąd pytanie, dlaczego pan takiego formalnego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa nie złożył w tamtym momencie? - dopytywał reporter. - Ja powtarzam, kierowałem list do kogoś, kto jest tutaj najbardziej właściwą osobą, a forma tego listu nie ma tutaj z punktu widzenia prawnego żadnego znaczenia - przekonywał Kaczyński.
Zapowiedź zawiadomienia z powodu braku zawiadomienia
Jednocześnie, niedługo po ujawieniu w mediach listu, poseł Roman Giertych (KO) zapowiedział, że kierowany przez niego Zespół ds. rozliczeń PiS złoży wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego w związku z tym, że nie zawiadomił on organów ścigania, iż Fundusz Sprawiedliwości może być wykorzystywany na cele wyborcze.
W mediach społecznościowych uściślił, że chodzi o podejrzenie popełnienia przestępstwa z art. 231 par. 2 Kodeksu karnego "za niezawiadomienie organów ścigania o przestępstwie ściganym z urzędu, polegającym na wyprowadzaniu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości na cele wyborcze przez posłów Solidarnej Polski celem ukrycia faktu, który mógłby spowodować utratę dotacji dla partii Prawo i Sprawiedliwość".
Giertych argumentował, że Jarosław Kaczyński jako funkcjonariusz publiczny powziął w 2019 r. wiedzę, że "jego koledzy z klubu PiS podkradają pieniądze publiczne w celach promocji swoich kandydatów". Jak stwierdził, prezes PiS nic z tą wiedzą nie zrobił, a miał taki obowiązek. Według Giertycha brak reakcji był motywowany "chęcią uzyskania korzyści majątkowej lub osobistej", czyli obawą o utratę dotacji dla PiS.
Art. 231 par. 2 Kodeksu karnego mówi, że funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków działa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Komentarz eksperta
Mecenas Michał Romanowski na antenie TVN24 odniósł się do twierdzeń wysuwanych przez Kaczyńskiego na temat charakteru jego listu.
- Jak słyszę tego typu tłumaczenia, to przypomina mi się film z 1995 roku, "Młode wilki" Jarosława Żamojdy, gdzie młody dziewiętnastolatek "Prymus" był przygotowywany do popełnienia przestępstwa. I otrzymał taką poradę: Nigdy nie przyznawaj się. Jeżeli złapią cię pijanego w samochodzie, to mów, że nie piłeś. Jeżeli znajdą ci dolary w kieszeni, to mów, że to nie twoje spodnie. Jeżeli złapią cię za rękę, to mów, że to nie twoja ręka. Nigdy się nie przyznawaj - wspominał.
Według eksperta "treść tego listu jednoznacznie wskazuje, że rzeczywiście był kierowany do najbardziej właściwej osoby, ale nie jako do ministra sprawiedliwości, tylko jako do prezesa partii politycznej, którego członkowie partii startowali z list Prawa i Sprawiedliwości". - Tu nie ma żadnej wątpliwości - ocenił.
Adwokat: nie można tego zakwalifikować jako zawiadomienia
Na uwagę prowadzącego program Roberta Kantereita, że według prezesa PiS forma nie ma znaczenia, Romanowski podkreślił, że "forma oczywiście ma znaczenie, ale jeszcze większe znaczenie ma treść".
- Treść decyduje o tym, co było przedmiotem tego listu. A to był list skierowany przez prezesa partii do prezesa partii, w którym jednoznacznie, w sposób kategoryczny, prezes Kaczyński żąda od ministra Zbigniewa Ziobry, szefa partii, tego, aby członkowie jego partii nie korzystali z finansowania w kampanii wyborczej z Funduszu Sprawiedliwości - mówił.
Zaznaczył, że "tak się nie pisze zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa".
- Forma jest ważna i treść jest ważna. Tutaj zarówno forma, jak i treść wskazują jednoznacznie, że nie można tego zakwalifikować jako zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - podsumował.
Romanowski: są podstawy do tego, aby złożyć zawiadomienie wobec Kaczyńskiego
Romanowski przyznał, że "podziela pogląd, że w tym wypadku są podstawy do tego, aby złożyć zawiadomienie - które już przez niektórych zostało złożone - o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z artykułu 231 paragraf 2 Kodeksu karnego".
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Podkreślił, że chodzi o "złożenie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pana Jarosława Kaczyńskiego". - Co oczywiście nie oznacza, że nie ma jeszcze innych daleko idących skutków prawnych - zastrzegł.
Powrócił do nawiązania do filmu "Młode wilki". - W tym wypadku prezes Jarosław Kaczyński mówi, że to jednak była jego ręka. Zasłania się trochę niepamięcią, ale linia obrony, która jest przyjęta, mówiąca o tym, że w istocie rzeczy prokuratura została zawiadomiona oraz że pojawia się tam (w liście - przyp. red.) magiczne sformułowanie "jeżeli to jest prawda", no w istocie rzeczy oznacza przyznanie się. To jest istotny dowód - ocenił Romanowski.
List u byłego już wiceministra Romanowskiego
Cytowany przez "GW" list został znaleziony u byłego wiceszefa ministerstwa sprawiedliwości Marcina Romanowskiego odpowiedzialnego za dysponowanie pieniędzmi z Funduszu Sprawiedliwości. Jak podała gazeta, funkcjonariusze ABW weszli do jego mieszkania w marcu tego roku w związku ze śledztwem w sprawie nieprawidłowości w Funduszu.
Źródło: TVN24, PAP