Jarosław Kaczyński był pytany o list, który miał wysłać do ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. - Jeżeli list został rzeczywiście wysłany (...), to był wynikiem czegoś, co się zdarza w każdej kampanii wyborczej. Mianowicie tego, że posłowie przeżywają pewien specyficzny stan psychiczny, który powoduje, że strasznie się denerwują tym, co robią inni posłowie - ocenił. Następnie wskazał, co "pisał w tym liście" i co "doprowadziło" do jego wysłania.
"Gazeta Wyborcza" przytoczyła treść listu, który Jarosław Kaczyński w 2019 roku wysłał do Zbigniewa Ziobry. Prezes PiS - według treści przytoczonej przez dziennik - zwrócił się w nim o "natychmiastowe zakazanie kandydatom Solidarnej Polski korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej". Kaczyński ostrzegał, że przypadki nieprawidłowości "mogą przynieść fatalne skutki z punktu widzenia przebiegu kampanii".
Cytowany przez "GW" list został znaleziony u byłego wiceszefa MS Marcina Romanowskiego odpowiedzialnego za dysponowanie pieniędzmi z Funduszu Sprawiedliwości. Jak podała gazeta, funkcjonariusze ABW weszli do jego mieszkania w marcu tego roku w związku ze śledztwem ws. nieprawidłowości w Funduszu.
Kaczyński komentuje
Na wtorkowej konferencji prezes PiS został zapytany o ten list i o to, jak dużo dochodziło do niego głosów na temat nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości oraz o to, że mógł zgłosić tę sprawę do prokuratury.
- Ja bym prosił jednak, żeby pan się troszeczkę zastanowił. Choćby nad jedną sprawą. Gdzie ja wysłałem ten list? Kim był wtedy człowiek, do którego ten list wysłałem? Wiem, że Tusk takiego rodzaju oskarżenia formułuje, ale tutaj nienawiść odbiera rozum, naprawdę. Odbiera rozum w taki sposób radykalny, po prostu oszalały - powiedział Kaczyński.
- Ja tego nie pamiętam, nie pamięta tego też minister Ziobro. Natomiast (wice)minister Romanowski twierdzi, że do niego taki list dotarł. Więc zakładam, że może mnie tutaj po prostu pamięć zawodzi - mówił.
- Natomiast jeżeli ten list został rzeczywiście wysłany, za to stu procent nie daję, ale zakładam w tej chwili na chwilę, to on był wynikiem czegoś, co się zdarza w każdej kampanii wyborczej. Mianowicie tego, że posłowie przeżywają pewien specyficzny stan psychiczny, który powoduje, że strasznie się denerwują tym, co robią inni posłowie, ich kampaniami wyborczymi. To oczywiście chodzi o tych, którzy konkurują w jednym okręgu - komentował Kaczyński.
Jarosław Kaczyński: były skargi
Prezes PiS wspomniał przy tym pewną sytuację. - Miałem swego czasu, to już było dawno temu, takie wydarzenia - nie będę tutaj się posługiwał nazwiskami - że pewien młody, aspirujący, dopiero po raz pierwszy poseł, ale dobrze mi znany, bo mój asystent przez jakiś czas, alarmował straszliwie o tym, jak poseł z zupełnie innego pokolenia bardzo ostro prowadzi kampanię, jak bardzo nad nim góruje i że to jest niesprawiedliwe - mówił.
- Zadzwoniłem do tego swojego starego kolegi od bardzo już wielu dziesięcioleci i pytam: no słuchaj no, co ty robisz z tym młodym? On mówi: przecież nic, jego jest więcej niż mnie - kontynuował Kaczyński.
- Pojechałem w to miejsce, do stolicy tego okręgu wyborczego i proszę państwa, relacja była między 1 do 5 czy 1 do 6, ale na korzyść młodego - dodał. Wyraził przy tym przekonanie, że zarówno ów młody poseł, jak i jego małżonka, która - według słów prezesa PiS - "też interweniowała" w sprawie, "byli subiektywnie uczciwi". - W ich przeżyciu każdy bilbord czy baner tego starszego, ale tak dużo starszego, więcej niż o pokolenie, posła, był czymś niedopuszczalnym - powiedział, dodając, że "takich interwencji często ma bardzo dużo".
- Tutaj jeszcze ten element, że partie są inne. Wtedy Solidarna, dzisiaj Suwerenna Polska. To doprowadzało do licznych skarg. Tego rodzaju skargi - ja wyraźnie piszę w tym liście - że nie wiem, czy one są prawdziwe, "o ile są prawdziwe", tam używam takiego określenia - doprowadziły do wysłania takiego listu - ocenił.
Był też pytany, czy nie obawia się utraty subwencji, jeśli okazałoby się, że jego ugrupowanie mogło naginać prawo.- Ale myśmy żadnego prawa nie naginali. Nie było to nasze ugrupowanie, to zostało rozliczone, sprawa jest, można powiedzieć, res iudicata, sprawa osądzona - odparł.
Pytany, dlaczego w tamtym czasie nie złożył zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, mówił: - Powtarzam, kierowałem list do kogoś, kto jest tutaj najbardziej właściwą osobą, a forma tego listu nie ma tutaj z punktu widzenia prawnego żadnego znaczenia - powiedział prezes PiS.
Kaczyński o Małopolsce: sytuacja nie do przyjęcia
Kaczyński był też pytany o sytuację w sejmiku małopolskim.
We wtorek wieczorem ma nastąpić piąta próba wyboru włodarza województwa. Poseł PiS Łukasz Kmita od maja czterokrotnie nie został wybrany na marszałka Małopolski. Zdaniem komentatorów do takiej sytuacji nie powinno dojść, ponieważ PiS dysponuje w sejmiku stabilną większością. Na 39 mandatów ma 21, podczas gdy Koalicja Obywatelska - 12 mandatów, a Trzecia Droga - sześć.
Kaczyński stwierdził, że "przy każdej sytuacji, nawet gdybyśmy byli przy władzy, to tego rodzaju postepowanie, że - zgodnie ze statutem decyduje kierownictwo partii i większość radnych to popiera - (pojawia się - przyp. red.) podporządkowanie się decyzji, czy oporowi mniejszości radnych, jest nie do przyjęcia".
Mówił przy tym, że "mamy jeszcze do czynienia z kontekstem łamiącej prawo, niszczącej i zwijającej Polskę władzy". - Krótko mówiąc, ci ludzie, którzy działają dzisiaj na korzyść tej władzy, bo bunt to jest działanie na korzyść obecnej władzy, popełniają rzecz, która jest pod każdym względem haniebna - ocenił. Dodał, że ci ludzie "nie wykręcą się od odpowiedzialności moralnej".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24