W piątek przed południem w Brukseli odbyła się konferencja z udziałem premiera Donalda Tuska po ostatnim szczycie unijnym za polskiej prezydencji. Tusk zwrócił uwagę na to, co dzieje się w Polsce w sprawie wyborów i liczenia głosów, w tym na emocje towarzyszące pracy Sądu Najwyższego, a konkretnie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która zajmuje się stwierdzaniem ważności wyborów.
- Wiemy, że te emocje były bardzo duże i mają swoje uzasadnienie - powiedział Tusk.
Kto wygrał wybory prezydenckie? Tusk odpowiada
Zapytany przez reportera TVN24 Macieja Sokołowskiego, czy może wyraźnie powiedzieć, że wie, kto wygrał wybory prezydenckie, premier zwrócił uwagę na tysiące protestów wyborczych, jakie wpływają do Sądu Najwyższego.
- Wiadomo, że nie jest znany wynik wyborów, jeśli chodzi o precyzyjne, co do jednego głosu, liczby - powiedział Tusk. Dodał, że "tylko sprawdzenie wszystkich nieprawidłowości da przekonanie, że te nieprawidłowości nie miały wpływu na wynik wyborów".
- Wydaje się, że mało prawdopodobne jest, aby skala nieprawidłowości wypaczyła w sposób zasadniczy wynik wyborów. To jest moja ocena, ale przecież nie na mojej ocenie i nie na wrażeniach należy budować decyzję (w sprawie wyniku wyborów - red.) - stwierdził szef rządu.
- Każdy chciałby mieć pewność, że każdy głos został dobrze policzony - mówił premier. - Przed chwilą usłyszeliśmy ocenę Izby Sądu Najwyższego. Potwierdzono nieprawidłowości - nie chcę używać mocnych słów - w tych komisjach, które zostały zbadane, i równocześnie uznano, że nie miało to generalnie wpływu na wynik wyborów. Ja nie mam powodu tej oceny kwestionować - powiedział Tusk. Dodał, że bardzo by chciał, aby "każdą godzinę i każdy dzień do czasu ostatecznych decyzji wykorzystano do sprawdzenia każdej wątpliwej sytuacji".
- Mówię to od pierwszych godzin po wyborach, nie po to, żeby podważać wynik wyborów, tylko żeby wszystkie Polki, wszyscy Polacy mieli pewność, że wybrany prezydent został wybrany w sposób właściwy - oświadczył.
Tusk: burzy się łatwiej, niż odbudowuje
Donald Tusk zapewniał, że jego determinacja do naprawy polskiej demokracji i polskiego państwa się nie zmieniła. Zaznaczył, że "część tej naprawy wymaga zmian ustawowych".
- Bardzo trudno funkcjonuje się w demokracji, która ma tyle wpisanych destrukcji. Przez osiem lat niszczono tę tradycyjną formę demokracji, ze stabilnymi instytucjami, które budzą zaufanie całego państwa i wszystkich obywateli, a nie tylko części - mówił premier.
Jak stwierdził, "burzy się łatwiej, niż odbudowuje". - Przed nami jeszcze naprawdę długa droga i ona nie będzie usłana różami - ostrzegł.
"Nie wejdę w buty PiS-u"
- Moim zadaniem, jako premiera polskiego rządu, jest to, aby żadne najbardziej uzasadnione emocje nie wpłynęły negatywnie na funkcjonowanie państwa polskiego. Nie jest moją rolą powiedzenie: tak, one są ważne lub nieważne, naprawdę. Ja nie wejdę w buty PiS-u. Nie wejdę w buty tych, którzy uważają, że mam kawałek władzy, to ją będę wykorzystywał niezgodnie z tym, co mówi konstytucja, ustawy - mówił premier.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
- Jeśli marszałek Hołownia zwoła Zgromadzenie Narodowe w celu zaprzysiężenia prezydenta, to nie chciałbym, żeby zakończyło się to awanturą czy bojkotem. Trudna sytuacja, ale szanuję konstytucyjne uprawnienia pana marszałka w tej kwestii - zaznaczył Tusk.
- Dla mnie też jest rzeczą bardzo ważną, aby w tym politycznie trudnym momencie zachować jedność i współdziałanie wszystkich składowych koalicji 15 października. Nie muszę nikomu tłumaczyć, jak to jest ważne i dlatego będę tu cierpliwie rozmawiał ze wszystkimi partnerami, tak aby nie było zagrożenia dla trwania tej koalicji.
Premier odniósł się również do słów pierwszej prezes SN Małgorzaty Manowskiej, która w czwartek była gościem w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24. W trakcie programu zapytała: - Czy ja jestem zainteresowana tym, żeby został prezydentem ktoś, kto powie, że ja nie jestem sędzią i że trzy tysiące sędziów ma iść na bruk, czy nie wiem gdzie?
- Włosy na głowie się jeżą i ja się nie dziwię, że ludzie myślą: co jest grane? - komentował szef rządu.
Tusk o spotkaniu Nawrockiego z szefem MON: nie mam o to pretensji
W czwartek wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz spotkał się z Karolem Nawrockim. Informację potwierdził rzecznik resortu obrony Janusz Sejmej. Jak wskazał, to "bieżąca działalność polityczna" ministra. Podkreślił też, że Nawrocki jako zwierzchnik sił zbrojnych w oczywisty sposób będzie utrzymywał intensywne relacje z resortem obrony.
W piątek Marcin Mastalerek, szef gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy, stwierdził w Polsat News, że Kosiniak-Kamysz, spotykając się z prezydentem elektem, "podarował premierowi czarną polewkę".
Tusk, na konferencji prasowej w Brukseli, odniósł się do wypowiedzi szefa gabinetu Dudy. - Nie jesteśmy z premierem Kosiniakiem-Kamyszem zalotnikami, więc ta czarna polewka to takie dość niefortunne - ironizował premier.
Zapewnił, że nie widzi żadnego problemu w spotkaniu szefa MON i prezydenta elekta. - Bardzo dużo decyzji, jakie podejmuje minister obrony narodowej, to są decyzje, które wymagają ustaleń z prezydentem, ktokolwiek nim jest - ocenił.
- Nie dziwię się, że pan premier Kosiniak-Kamysz, jako minister obrony narodowej, chce się przygotować do tej kolejnej odsłony swojej aktywności w taki sposób, nie mam o to pretensji - powiedział szef rządu.
Tusk dopytywany przez dziennikarzy, czy on sam w najbliższym czasie planuje spotkanie z Nawrockim, odpowiedział krótko: "nie".
Autorka/Autor: momo/kab
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Wiktor Dąbkowski