Im więcej czasu upływa od początku katastrofy, tym jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ona zostanie wyjaśniona - mówił w "Jeden na jeden" w TVN24 Jacek Engel z fundacji Greenmind i Koalicji Ratujmy Rzeki.
Gościem Agaty Adamek w czwartkowym wydaniu "Jeden na jeden" był Jacek Engel (Fundacja Greenmind i Koalicja Ratujmy Rzeki), były członek Krajowej Komisji ds. Ocen Oddziaływania na Środowisko i Państwowej Rady Ochrony Przyrody, który z ochroną środowiska związany jest od czterech dekad.
Pytany, czy jego zdaniem rząd robi wszystko, aby wyjaśnić katastrofę na Odrze, odparł, że "z każdym dniem te deklaracje są coraz mniej wiarygodne". - Im więcej czasu upływa od początku katastrofy, tym jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ona zostanie wyjaśniona. Ja osobiście nie wierzę, że sprawca zostanie wykryty i ukarany, niestety - przyznał.
Skażona Odra. "Fetor włazi wszędzie"
Engel - który ze studiem TVN24 łączył się znad brzegu starorzecza Warty - przekazał, że nad Odrą spędził ostatnie cztery dni. - Próbowaliśmy metodycznie oszacować straty, policzyć ryby, określić gatunki. Tam jest coś, czego w telewizji nie widać, taki wszechobecny fetor, więc ja współczuję wszystkim, którzy tam mieszkają. Ten fetor jest taki, że on włazi wszędzie. Ja wracam do domu, przebieram się, biorę prysznic, siadam do komputera, żeby te dane wprowadzić i cały czas czuję zapach gnijących ryb - opowiadał.
Zaznaczał przy tym, że analizy rzeki dopiero się rozpoczęły. - One potrwają, jesienią będziemy próbowali sprawdzić, co w tej Odrze zostało, bo zostały ryby - mówił. Zauważył, że na niektórych odcinkach Odry mamy 40 tysięcy ryb na kilometr rzeki. - A rzeką cały czas płyną ryby, w okolicach Krajnika płyną martwe małże, miliony małż, rzeka małż - wymieniał.
Zwracał przy tym uwagę, że nie wiemy jeszcze, co stało się z bentosem, czyli ze zwierzętami, które żyją na dnie. - One tak naprawdę decydują o całym ekosystemie, bo są pokarmem dla ryb, dla ptaków. Jeżeli te zwierzęta zginęły w większości, to odnowienie rzeki to będą lata - zaznaczył.
W programie padło także pytanie o brak badań dna rzeki. - Nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego się tego nie robi - przyznał Engel.
- Odpowiedź ogólna jest taka, że jest kompletny chaos, że państwo w ogóle nie zdało egzaminu i nadal go nie zdaje - ocenił. - To, co się dzieje nad rzeką, to są ruchy pozorowane. Jest masa zaangażowanych ludzi, są strażacy, terytorialsi, oni naprawdę próbują coś zrobić, tylko nikt nimi nie zarządza i w związku z tym są to chaotyczne ruchy - dodał, zaznaczając, że mamy do czynienia z "brakiem informacji i brakiem badań, które powinny już być dawno zrobione".
Agata Adamek pytała Engela także o słowa wojewody lubuskiego Władysława Dajczaka, który mówił w środę, że przepłynął 10-kilometrowy odcinek rzeki i to, co zobaczył, "jest budujące". - Po drodze spotykaliśmy pływające kaczki, łabędzie, kormorany - wymieniał.
- Ja też widziałem. Trochę się martwię, bo widziałem kilak przypadków, jak rybołów łapał martwą, płynącą z nurtem Odry ryby, widziałem jak kanie czarne łapały, jak mewy łapały. Ale ponieważ nie wiemy, co zatruło ryby, to nie wiemy, czy ta substancja się odkłada i czy zagraża ptakom czy nie zagraża. Mamy kolejne pytanie - powiedział.
W "Jeden na jeden" przypomniano sytuację z wczorajszego połączonego posiedzenia komisji gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej oraz ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa, gdy przedstawiciele Polskiego Związku Wędkarskiego wyszli po słowach zastępcy prezesa Wód Polskich ds. Ochrony Przed Powodzią i Suszą Krzysztofa Wosia. Mówił on między innymi, że to Wody Polskie powiadomiły wędkarzy o śniętych rybach już pod koniec lipca. Twierdzenia te spotkały się ze sprzeciwem z sali. Słychać było między innymi głosy, że słowa Wosia to "kłamstwa".
- W mojej ocenie służby państwowe odpowiedzialne za jakość wód i zdrowie ludzi kompletnie zawiodły - skomentował Engel.
Jego zdaniem "jedyną służbą, która nie zawiodła" w sprawie Odry to właśnie Polski Związek Wędkarski. - To są wędkarze, ludzie, którzy są nad rzeką, chodzą nad rzeką i cieszą się tą rzeką. Właściwie powinienem powiedzieć: cieszyli się tą rzeką - przyznał.
"Substancja musi być niezwykle toksyczna, skoro od Oławy do Szczecina nie nastąpiło jej rozcieńczenie"
Pytany z kolei o jego hipotezę, dotyczącą tego, co stało się w kwestii Odry, Engel odpowiedział, że tych hipotez "jest cała masa" i z tego powodu nie chce dywagować. - Po tym co widziałem, mogę tylko powiedzieć, że substancja musi być niezwykle toksyczna, skoro od Oławy do Szczecina nie nastąpiło jej rozcieńczenie - mówił.
- Byłem koło Krajnika, koło Ognicy, koło Widuchowej, wczoraj rozmawiałem z kolegą ze Szczecina i mimo tego, że mamy masę ujść, Nysa Kłodzka, Nysa Łużycka, Warta, Bóbr, to w dalszym ciągu ryby są trute. Bo to nie jest tak, że one płyną, tylko ciągle pojawiają się nowe martwe ryby - wyjaśnił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24