Opuszczenie przez migrantów rejonu Kuźnicy to efekt przekazanego stronie białoruskiej ultimatum w sprawie wstrzymania towarowego ruchu kolejowego przez tamtejsze przejście graniczne - powiedział w "Faktach po Faktach" generał Leszek Elas, były komendant główny Straży Granicznej. - Okazało się, że Białorusini mają jednak jakieś słabe punkty - dodał. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz ze Strategii 2050, była ambasador RP w Moskwie, oceniła, że powodem tej "deeskalacji" mogły być także zapowiedzi kolejnych unijnych sankcji wobec Białorusi.
Podlaska policja udostępniła w piątek na Twitterze nagranie z opustoszałego obozowiska pod Kuźnicą przy granicy polsko-białoruskiej. Również Straż Graniczna poinformowała, że służby porządkują miejsce po opuszczonym koczowisku w pobliżu przejścia granicznego w Bruzgach. SG opublikowała w mediach społecznościowych film z miejsca, gdzie koczowały osoby próbujące dostać się do Polski przez granicę z Białorusią. Widać na nim ludzi, którzy po stronie białoruskiej prowadzą prace porządkowe tam, gdzie wcześniej był obóz migrantów.
Wcześniej Tomasz Praga, Komendant Główny Straży Granicznej, wystosował pismo do swojego białoruskiego odpowiednika, w którym zażądał usunięcia migrantów z rejonu przejścia w Kuźnicy do końca tygodnia. Jeśli tak się nie stanie - dodał - "Polska będzie zmuszona do wstrzymania towarowego ruchu kolejowego przez przejście graniczne w Kuźnicy".
Generał Elas: okazało się, że Białorusini mają jednak jakieś słabe punkty
Rozwój sytuacji na granicy komentowali w piątek w "Faktach po Faktach" w TVN24 generał Leszek Elas, były komendant główny Straży Granicznej oraz Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz ze strategii 2050, była ambasador RP w Moskwie.
Byli pytani, co ich zdaniem spowodowało opuszczenie okolic Kuźnicy przez migrantów.
- Wiążę opróżnienie Kuźnicy z groźbą, która była przekazana służbie białoruskiej, zamknięcia przejścia kolejowego. Okazało się, że Białorusini mają jednak jakieś słabe punkty - skomentował.
- Nagle się okazało, że Kuźnica jest pusta i nie ma tam żadnego zagrożenia, bo właśnie zagrożeniem na przejściu tłumaczono tę decyzję, która mogła zostać podjęta - dodał.
Generał Elas uważa, że "mamy do czynienia nie z żadnym naturalnym zjawiskiem, tylko ze zjawiskiem sztucznym, wykreowanym przez działania polityczne". - Stąd tak naprawdę żadne racjonalne analizy mogą się tu nie sprawdzić, ponieważ, brutalnie mówiąc, tak naprawdę zależy to od tego, co przyjdzie Łukaszence do głowy - mówił dalej były komendant główny Straży Granicznej.
Pełczyńska-Nałęcz o powodach "deeskalacji"
Również Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Moskwie, mówiła o powodach, dla których migranci zaczęli opuszczać niektóre tereny przygraniczne.
- Myślę, że ta deeskalacja, nie wiemy, na jak długo, zdarzyła się rzeczywiście pod wpływem tego ultimatum postawionego przez stronę polską, ale również pod wpływem sankcji unijnych, realnej groźby, że tymi sankcjami zostaną objęte podmioty takie jak Belavia [białoruskie linie lotnicze - przyp. red.] i także głosów ze strony chińskiej, które zaczęły wzywać do tego, żeby strony się jednak porozumiały.
- A można domniemywać, że wykonano również kilka telefonów, być może także do Moskwy - dodała.
Generał Elas o odrzuceniu "pomocy wykwalifikowanych, sprawnych, znających się na rzeczy funkcjonariuszy Frontexu"
Generał Elas odniósł się również do tego, że polskie władze zapewniały, że nie potrzebują pomocy Frontexu na granicy, a teraz do Polski mają zostać skierowani żołnierze z Wielkiej Brytanii i Estonii.
Były Komendant SG mówił, że "odrzucaliśmy pomoc wykwalifikowanych, sprawnych, znających się na rzeczy funkcjonariuszy Frontexu".
Stwierdził, że zakres uprawnień estońskich żołnierzy "będzie żaden". - Oni będą mogli chodzić i patrolować granicę, natomiast funkcjonariusze Frontexu, którzy byliby w Polsce, mają pełną zdolność do prowadzenia wszystkich czynności, bo tak to jest zbudowane - zwracał uwagę.
Pełczyńska-Nałęcz: trzeba pokazywać, że po drugiej stronie stoi nie po prostu Polska, ale cała wspólnota
Pełczyńska-Nałęcz była pytana o to, jakie działania w obecnej sytuacji powinny podjąć polskie władze.
Jej zdaniem "należy kontynuować te działania, które już zostały podjęte, z tym, że w większym zakresie".
- To jest bardzo ważne, by Polska współpracowała z Unią, z NATO, żeby były kontakty na najwyższym szczeblu, kontakty z najważniejszymi krajami członkowskimi. W moim przekonaniu także bardzo ważne są, na najwyższym szczeblu, kontakty z Ukrainą - kontynuowała.
- Nie chodzi tu tylko o koordynowanie, o tłumaczenie tego, co się dzieje w Polsce i co się dzieje na granicy. To chodzi o pokazywanie Rosji, Białorusi, że jesteśmy częścią wspólnoty transatlantyckiej i to, co się dzieje na tej granicy, to nie jest jakaś relacja, kryzys białorusko-polski, tylko to jest element kryzysu - podkreśliła była ambasador w Moskwie.
Tłumaczyła, że wzmożonymi kontaktami z sojusznikami trzeba pokazywać, że "po drugiej stronie stoi nie po prostu Polska, ale cała wspólnota".
Stan wyjątkowy przy granicy z Białorusią
Od 2 września - w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią - w 183 miejscowościach województw podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. Został on wprowadzony na 30 dni na mocy wydanego na wniosek Rady Ministrów rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy. 30 września Sejm zgodził się na przedłużenie stanu wyjątkowego o 60 dni, dzień później opublikowano rozporządzenie prezydenta w tej sprawie.
Dziennikarze nie mają dostępu do strefy objętej stanem wyjątkowym, muszą więc opierać się na informacjach płynących od rządu i służb. W związku z tym informacje te nie mogą być poddane dziennikarskiej weryfikacji.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Policja Podlaska