Gdy skończy się pandemia, będzie się usiłowało o nas zapomnieć, zwłaszcza o tych, którzy zaangażowali się na samym początku - przewidywał w "Faktach po Faktach" profesor Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Tłumaczył, że formą docenienia powinno być nie tyle odznaczanie medyków, ile zauważenie sytuacji wokół ich wynagrodzeń.
Gościem wtorkowego wydania "Faktów po Faktach" był profesor nauk medycznych Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii białostockiego Uniwersytetu Medycznego. W programie został zapytany o wypowiedź ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, który ostrzegał przed czwartą falą epidemii COVID-19, która, zdaniem ministra, mogłaby nadejść już w drugiej połowie sierpnia.
- Nie wiem w oparciu o co pan minister to mówił. Gdybym znał te dane, być może mógłbym się wypowiedzieć - skomentował Flisiak. Według niego "bardziej prawdopodobna jest druga połowa września". - Ale opieram swoje przypuszczenie o doświadczenia z ubiegłego roku - zauważył. Dodał, że "wszystkie koronawirusy w klimacie umiarkowanym wykazują sezonowość".
Zwrócił też uwagę, że na jesieni do szkół powrócą uczniowie.
"Tu nie chodzi o medale"
- Ja jestem lekarzem, naukowcem. W tej chwili mnie, jako lekarza, zaprzątają inne rzeczy niż wróżenie z fusów - mówił dalej. Na pytanie, czy chodzi mu tu o stan polskiej ochrony zdrowia, potwierdził. - Sprawdza się to, o czym mówiłem, że gdy skończy się pandemia, będzie się usiłowało o nas zapomnieć, zwłaszcza o tych, którzy zaangażowali się na samym początku (epidemii) - mówił.
Na wspomnienie o wtorkowym odznaczeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę osób zasłużonych w działalności na rzecz zwalczania epidemii COVID-19, Flisiak odparł, że "tu nie chodzi o medale", tylko o to, "co dzieje się w szpitalach".
- Jeśli dowiaduję się dzisiaj, że obniża się wynagrodzenia lekarzom, którzy pracowali w pandemii w mojej klinice, to nie mam dzisiaj dobrego nastroju - przyznał. Pytany, co jest powodem obniżenia wynagrodzenia, odpowiedział: - Cięcia kosztów.
Tłumaczył, że "polska opieka zdrowotna wymaga w tej chwili nie nędznych siedmiu procent za parę lat, tylko natychmiastowego i gigantycznego zastrzyku". - Jeżeli w tej chwili mamy katastrofę, to za jakieś dziesięć lat będzie to, co mówił pewien klasyk: nie będzie niczego - alarmował. Wyjaśnił, że nie chodzi mu o "dodatek covidowy, o który walczy Naczelna Rada Lekarska", ale o "normalne, kontraktowe wynagrodzenie".
Profesor Flisiak zwrócił uwagę, że z zawodu odchodzą między innymi młode pielęgniarki. - Nie ma mechanizmów, które powstrzymałyby te działania - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24