Rządzący obiecują, że uruchomią narzędzie do wideokonferencji, które ułatwi lekcje, a także, że znajdą się pieniądze na dodatkowe szkolenia ze zdalnej nauki. Wielu uczniów, rodziców i nauczycieli jest zaniepokojonych, że po wakacjach nie będzie powrotu do klas. - Chcielibyśmy, aby uczniowie mogli wrócić do tradycyjnej nauki w szkole - zapewnia jednak rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Piątek 19 czerwca. Zdalna lekcja wychowawcza w Społecznej Szkole Podstawowej STO w Kluczborku. Siódmo- i ósmoklasiści rozmawiają o wadach i zaletach zdalnego nauczania. Gdy pytam, czy wyobrażają sobie, że od września mogliby nie wrócić do szkoły, są podzieleni.
- Dobrze mi w domu, jestem w stanie to sobie łatwo wyobrazić. Nigdzie nie koncentruję się na nauce tak dobrze, jak w swoim pokoju - mówi jedna z uczennic.
- Przy zdalnej nauce łatwiej mi rozwijać swoje pasje - dorzuca inna.
- Każdego dnia mam ustawione 60 różnych alarmów, żeby pamiętać o zadaniach, lekcjach, kartkówkach, spotkaniach. Idzie od tego oszaleć - przyznaje jednak ich koleżanka. A inna kwituje: - Nie jest źle, ale jak zostaniemy w domach, to nasze życie społeczne ucierpi. Już widzimy, jak zmieniły się nasze relacje.
Elżbieta Wydra, ich nauczycielka podsumowuje: - Staram się z nimi rozmawiać, słuchać, czasami nawet kłócić, ale potrafię też przyznać, że nie miałam racji. Długo się z nimi docierałam, różnie to szło, ale tutaj akurat zdalne nauczanie pomogło mi w relacjach z nimi. Może dlatego, że i oni, i ja doceniliśmy wartość zwykłej codzienności, prostych rzeczy, jak wyjście do szkoły, czas wspólny na lekcji, ale też czas na przerwie.
Dziwny rok kończy się też nietypowo
W związku z koronawirusem zajęcia w szkołach zostały zawieszone 12 marca, początkowo przerwa od nauki miała potrwać dwa tygodnie. Szybko jednak okazało się, że powrót do normalnej nauki nie będzie łatwy.
25 marca oficjalnie rozpoczęła się edukacja na odległość - od tego momentu nauczyciele mieli obowiązek realizować podstawę programową. Mogli wystawiać oceny i przeprowadzać sprawdziany. Przerwa była wydłużana o kolejne tygodnie. Ostatecznie na początku czerwca stało się jasne, że dzieci do normalnej nauki w przedszkolach i szkołach w tym roku szkolnym nie wrócą. Ministerstwo umożliwiło tym placówkom prowadzenie zajęć opiekuńczych - w tym tygodniu z tej możliwości skorzystało ponad 230 tys. dzieci w 15,5 tys. placówek (normalnie w 22 tys. przedszkoli uczy się ponad milion dzieci) i zaledwie 33,6 tys. uczniów klas 1-3 (ich też jest ponad milion, a podstawówek działa normalnie ponad 12 tys.).
Zakończenie roku szkolnego, które wypada w przyszły piątek, w wielu placówkach odbędzie się zdalnie, a tam gdzie dzieci spotkają się "na żywo", świadectwa będą wręczane w reżimie sanitarnym.
Chcemy, żeby wrócili do szkół, ale...
Jak bardzo realne jest to, że dzieci nie wrócą po wakacjach do normalnych zajęć w szkołach i przedszkolach? Dziś to jak wróżenie z fusów. Ale Ministerstwo Edukacji Narodowej musi być na taką ewentualność gotowe. - We wrześniu nikt już nie będzie mógł się tłumaczyć tak, jak przez ostatnie trzy miesiące, że wszystkich zdalna edukacja zaskoczyła - zauważa Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
- Chcielibyśmy, aby uczniowie mogli wrócić do tradycyjnej nauki w szkole, w trybie stacjonarnym. Nie jesteśmy jednak dziś w stanie stwierdzić, co będzie się działo we wrześniu i w październiku, jaka będzie sytuacja epidemiczna - zastrzega Anna Ostrowska, rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Narodowej. I dodaje: - Jedno jest pewne. Podobnie jak obecnie, również i wtedy będziemy ściśle współpracować z Ministerstwem Zdrowia i GIS, tak aby móc podjąć ewentualne decyzje dotyczące pracy przedszkoli, szkół i placówek. Dla nas kluczowe jest bezpieczeństwo uczniów, rodziców, nauczycieli i dyrektorów - podkreśla.
Nie ma wakacji od edukacji
Ale związkowcy uważają, że MEN powinno na poważnie przygotowywać się na wariant nauki online. I już teraz prowadzić rozmowy z nauczycielami, samorządowcami, uczniami i rodzicami o tym, jak miałoby to wyglądać.
- Wyobrażam sobie, że możemy być do tego zmuszeni sytuacją zdrowotną. I to wtedy nie może wyglądać jak teraz - mówi Broniarz. - W innych krajach, na przykład w Hiszpanii i USA w kilka tygodni postawiono centralne platformy edukacyjne, zorganizowano zdalne szkolenia dla nauczycieli. A my próbujemy to przeczekać i liczyć, że jakoś to będzie.
A Sławomir Wittkowicz, członek prezydium Forum Związków Zawodowych dodaje: - Choć nauczyciele stawali na głowie i włożyli wiele pracy oraz serca w zdaną naukę, to chyba wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że efektywność tego procesu nie była satysfakcjonująca. Zdalna nauka pogłębia nierówności, a przecież edukacja ma służyć wyrównywaniu szans. I to nie tylko kwestia braku sprzętu czy internetu, ale też tego, że nie wszyscy rodzice mogą tak samo wspierać swoje dzieci - zaznacza.
W tym tygodniu na posiedzeniu komitetu monitorującego (to niezależne ciało doradczo-opiniujące do spraw funduszy unijnych, w którego skład wchodzą przedstawiciele strony rządowej, samorządowej i partnerzy społeczni) związkowcy usłyszeli, że MEN planuje tego lata przeszkolić nauczycieli.
- Była mowa o tym, że chcą wydać 50 mln zł na przeszkolenie 30 tys. nauczycieli, ale wakacje już za tydzień, a o konkretach nikt nie mówi - zauważa Broniarz. - Jestem przekonany, że ten system nie zawalił się tylko dzięki nauczycielom, ale im teraz trzeba pomóc. I już nie chodzi nawet o wsparcie w kwestii nowych technologii, co wsparcie w budowaniu relacji z dziećmi w zdalnej nauce. Szkolenia byłyby skierowane do 5 procent nauczycieli, ale nawet nie wiemy, kto mógłby brać w nich udział i czego dokładnie miałyby dotyczyć - dodaje.
MEN pracuje też nad usprawnieniem rządowej platformy epodreczniki.pl. Jak opisywała "Gazeta Wyborcza", MEN już w 2018 roku zorganizowało przetarg na platformę do zdalnych lekcji za 16 mln zł, komunikator i - w przyszłości - wideokonferencje. Funkcjonalny ministerialny komunikator pojawił się jednak dopiero 11 maja, a narzędzia do konferencji wciąż nie ma. Minister Dariusz Piontkowski zapewnia jednak, że postarają się go uruchomić przed nowym rokiem szkolnym.
Wiele karkołomnych wariantów
Jak mogłaby wyglądać zdalna szkoła po wakacjach? Z naszych informacji wynika, że brane są pod uwagę różne warianty, w tym dość poważnie edukacja hybrydowa. To oznaczałoby, że część zajęć odbywałaby się zdalnie, a część w szkole w małych grupach. Próbę takiego rozwiązania widzieliśmy już w czerwcu - to wtedy MEN umożliwiło szkołom prowadzenie konsultacji na terenie placówki. Najpierw dla ósmoklasistów i maturzystów, którzy szykowali się do egzaminów, następnie dla wszystkich uczniów.
Rozważane było - wzorem niektórych regionów we Włoszech - dzielenie klas na mniejsze, na przykład dwunastoosobowe grupy, ale to wydaje się nierealne. W przeładowanych wielkomiejskich podstawówkach, gdzie już dziś dzieci uczą się na dwie lub trzy zmiany i zaczynają lekcje po obiedzie, byłoby to nierealne.
"Dziennik Gazeta Prawna" napisał, że MEN chce, by zajęcia zdalne odbywały się jeden do jednego - plan lekcji ze szkół miałby być przeniesiony do domów, ale i to wydaje się karkołomne. - Coś takiego mógł wymyślić tylko ktoś, kto nie bierze udziału w zdalnej nauce - mówi Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, które zrzesza ponad 5 tysięcy dyrektorów szkół i liderów oświatowych. - Są szkoły, które próbowały tak robić, ale nie bez powodu skracały te planowe lekcje online do 25-30 minut, bo trudno jest utrzymać koncentrację uczniów, którzy przez siedem lekcji po 45 minut mieliby siedzieć przed ekranem. To szalenie męczące i nieefektywne. Naciski, żeby wprowadzać wszędzie odgórnie stały plan lekcji online to nieporozumienie - dodaje.
Widziałem trud żony, jestem wdzięczny nauczycielkom
- Wyobrażam sobie każdy scenariusz na nowy rok szkolny 2020/2021 - mówi Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska odpowiedzialny za oświatę. - Ufam, że Ministerstwo Edukacji Narodowej z ministrem na czele myśli także nad wieloma rozwiązaniami. Mam także nadzieję, że do modelowania i projektowania zaprosi samorządy, które są organizatorami oświaty i najlepiej znają realne warunki. Myślę tu przede wszystkim o rozwiązaniach prawnych do nauczania hybrydowego. W małych grupach w placówkach, zdalnie z całymi klasami. Tylko aby to wdrożyć, już dziś powinny pójść rozwiązania prawne, jak i dodatkowe finansowanie, bo zwiększy się wówczas liczba godzin - podkreśla.
Kowalczuk przyznaje, że w Gdańsku mieli ułatwione zadanie, bo kilka lat temu wdrożyli Gdańską Platformę Edukacyjną. - Uczniowie, nauczyciele i rodzice przyzwyczajeni byli zarówno do zajęć, jak i form zdalnej komunikacji - wyjaśnia wiceprezydent Gdańska.
Tamtejsza Młodzieżowa Rada Miasta przeprowadziła ankiety wśród uczniów, którzy dobrze ocenili edukację na odległość, zwrócili jednak uwagę na obszerność materiałów i zadań. - Apelowałem wielokrotnie do kadry, że uczniowie muszą też po prostu pożyć. Nie mogą spędzać całego dnia w sieci na zajęciach, a do wieczora w tej samej wirtualnej rzeczywistości przygotowywać zadania - mówi Kowalczuk. I dodaje: - Wiem, że na to samo zwracali uwagę rodzice i opiekunowie.
Sam też doświadczył zdalnej edukacji. - Obserwowałem, ile trudu i dodatkowego czasu wkładała w to moja żona. Paniom z przedszkola wdzięczny jestem za materiały rozwijające podsyłane do realizacji wraz z filmikami z rytmiką i ciekawymi zabawami dla dziecka - mówi.
Z ankiety, którą przeprowadził wśród dyrektorów, wynika, że udało im się nawiązać kontakt ze wszystkimi dziećmi - co było jednym z większych wyzwań zdalnej edukacji, które MEN przerzuciło w całości na dyrektorów szkół.
- Te 59 osób, które nie osiągnęły promocji do następnej klasy, zapracowało na to, a właściwie nie, nie osiągając odpowiedniego poziomu wiedzy - mówi.
Strajk! Rodzice i nauczyciele są zmęczeni
Ale ten trud żony, który docenia wiceprezydent Gdańska, w wielu domach wywołuje rozgoryczenie. Rodzice w mediach społecznościowych skrzykują się, żądając powrotu do normalnej edukacji. W grupie "Strajk Rodziców" jest już ponad 3 tys. członków, w innej - "Strajk Rodziców i Nauczycieli - Nie dla zdalnej szkoły" - około 7 tysięcy.
"Zbierzemy ogromną siłę, która pokaże że nie można jej lekceważyć. Jeżeli mimo naszych starań rząd w oficjalnym stanowisku oświadczy kontynuacje nauki zdalnej, wyjdziemy we wrześniu w całej Polsce na ulice" - dopingują się na forum.
"Dla niektórych nauczycieli problematyczne okazują się niejednorodne, często wzajemnie sprzeczne oczekiwania rodziców. W niektórych domach zadania przesyłane przez nauczycieli i zajęcia online traktowane są jak możliwość przekierowania uwagi i czasu dziecka ze spraw domowych na edukację, która odbywać się może bez udziału rodzica. Ci rodzice wyrażają wdzięczność wobec nauczycieli w kontakcie telefonicznym, mailowym i zachęcają do kontynuowania nauki w tej formie. Inni czują się nadmiernie obciążeni, nieadekwatnie do swojej sytuacji angażowani w sprawy związane z edukacją i wyrażają wprost opór i rozczarowanie" - można było wówczas przeczytać w raporcie.
Wynikało z niego również, że 23 procent nauczycieli nie widzi potrzeby powtarzania materiału omawianego z uczniami w trybie zdalnym. "Można więc zakładać, że jest to grupa, której proces ten idzie sprawnie, uczniowie pojawiają się na lekcjach, odsyłają prace i wykonują je samodzielnie" - ocenia Centrum Cyfrowe. 17 procent jest zdania, że materiał będzie trzeba powtórzyć w znacznej części, a 30 procent nie jest w stanie tego stwierdzić.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock