Lęki, ataki paniki, przemoc domowa. Efekty uboczne epidemii

Jak ma sobie radzić osoba z depresją lękową? Odpowiada psycholożka Maria Rotkiel
Źródło: TVN24
Zamknięcie w domach z powodu rozprzestrzeniającej się epidemii koronawirusa może wpływać na psychikę. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, ostrzegają, że najgorsze dopiero przed nami. 

O stanie psychicznym Polaków najlepsze pojęcie mają teraz psychologowie pracujący w telefonach zaufania i ośrodkach interwencji kryzysowej. Nie jest to optymistyczny obraz.

- Telefonów jest bardzo dużo. Dzwoni wiele osób, które nie radzą sobie z tym, co się dzieje wokół nich - mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu. 

Czy umawianie się na randki w domu jest dozwolone? Łukasz Bernatowicz odpowiada
Źródło: TVN24

Mały koniec świata

Z jego obserwacji wynika, że po pomoc zaczęło dzwonić wielu ludzi młodych, którzy nie widzą przyszłości dla siebie.

- Dzwoni młody człowiek i mówi, że ma dość, że niech przyjdzie już ten koronawirus i go zabierze. Że nie uda mu się zrealizować marzeń, że nie będzie pracy. Dla obecnych dwudziestolatków to, co się dzieje wokół, to mały koniec świata - mówi Wolski. 

Ale dzwonią też starsi. - Masa ludzi została sama zamknięta w czterech ścianach z telewizorem. Często nie mogą liczyć na pomoc krewnych, którzy są poddani kwarantannie albo mieszkają daleko. Wcześniej mieli kluby seniora, wyjścia do kościoła, wyjścia do sklepu albo na spacer. Dziś nie mają nic - mówi Wolski.

Do tego okres przejściowy zimowo-wiosenny zawsze powoduje pogorszenie nastrojów. 

A to sprawia, że coraz więcej ludzi przechodzi załamania nerwowe, stany depresyjne, ataki paniki. Według Wolskiego swój udział w pogarszających się nastrojach mają niektóre media.

- Podawanie sprzecznych informacji, epatowanie obrazami takimi jak ciężarówki we Włoszech wywożące zwłoki ofiar koronawirusa, tworzenie przekonania, że samo zarażenie oznacza niemal pewną śmierć. Siła strachu jest tak duża, że przeradza się w panikę. To wszystko nie pomaga w zachowaniu spokoju - uważa Wolski. 

Jego psychologowie starają się dawać dzwoniącym nadzieję. Przekonują, że wirus nie ma dużej śmiertelności, że trzeba przetrwać najgorszy okres, a stopniowo wszystko wróci do normy. 

Krystyna Ptok o sytuacji pielęgniarek i położnych w związku z koronawirusem
Źródło: TVN24

Przemocy, niestety, nie ubywa

Z obserwacji Włodzimierza Wolskiego wynika, że mimo zamknięcia tak wielu Polaków w czterech ścianach, nie zwiększyła się znacząco skala przemocy domowej. Tego wzrostu nie widać też w statystykach policyjnych. Na razie brak dokładnych danych, bo precyzyjne wyliczenia są przygotowywane w okresie comiesięcznym. Ale z obserwacji policjantów wynika, że liczba przestępstw innych kategorii mocno spadła, a przemoc domowa pozostaje na tym samym poziomie.

- Przeglądając raporty dzień po dniu widać, że tych zdarzeń ani nie przybywa, ani, niestety, nie ubywa - mówi podinspektor Alicja Śledziona, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie. 

Ale rosnący trend zauważyli pracownicy fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, która prowadzi całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży.

- O ile w dniach 2-11 marca, czyli przed ogłoszeniem stanu zagrożenia epidemicznego i zamknięciem szkół, mieliśmy 294 wiadomości od dzieci, to w okresie 16-25 marca dostaliśmy już 429 wiadomości, z czego 60 dotyczyło przemocy w rodzinie. We wcześniejszym okresie było ich 44 - informuje Paula Włodarczyk, koordynatorka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111.

Ze statystyk wynika, że po stanie zdrowia psychicznego problemy rodzinne są drugim tematem poruszanym przez dzieci i młodzież. - Bardzo dużo rozmów dotyczy kłótni z rodzicami, uzależnień rodziców. Jest też dużo więcej sms-ów w stosunku do telefonów, bo dzieci zamknięte w czterech ścianach z rodzicami nie mają nawet jak zadzwonić, gdy bliscy są tuż obok - tłumaczy Włodarczyk.

Rośnie też liczba najbardziej drastycznych przypadków. Pracownicy Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 w okresie od 16 do 25 marca mieli aż 112 interwencji, czyli przypadków, gdy dziecko informowało, że chce popełnić samobójstwo, jest w trakcie jego popełniania lub jest w bezpośrednim zagrożeniu ze strony bliskich.  Dla porównania w całym ubiegłym roku było takich interwencji 519.

Dzieci i młodzież cierpią z jeszcze jednego powodu - zamknięcie szkół i ograniczenie możliwości poruszania się spowodowało, że wiele z nich zostało odciętych od specjalistycznej pomocy - psychologów, psychiatrów, pedagogów. Zdarzają się też przypadki, gdy dzieci same proszą o zabranie ich z domów do specjalistycznych placówek. O umieszczenie w domu dziecka albo młodzieżowym ośrodku wychowawczym proszą zwłaszcza, gdy muszą być zamknięte na kwarantannie z rodzicem stosującym przemoc albo uzależnionym od alkoholu.

Najgorsze przed nami?

W opinii części ekspertów najgorsze, jeśli chodzi o wpływ koronawirusa na psychikę ludzką, dopiero przed nami.

- Na razie jeszcze część rodziców pracuje, więc nie wszyscy siedzą zamknięci z dziećmi - tłumaczy Paula Włodarczyk. 

- To jest tykająca bomba. Stan napięcia w społeczeństwie jest ogromny. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to za dwa, trzy tygodnie sytuacja będzie naprawdę bardzo trudna. Na pewno wzrośnie liczba zachowań autoagresywnych. A także agresji wobec najbliższych. Zacznie się ucieczka w używki. Do tego dojdą skutki gospodarcze - utrata pracy albo lęk przed utratą pracy. Brak środków do utrzymania się - wylicza Włodzimierz Wolski.

Co możemy robić w takiej sytuacji? - Przede wszystkim rozmawiajmy ze sobą. Czasem wyrzucenie z siebie lęków w rozmowie z drugim człowiekiem pozwala je rozbroić. Dzwońmy do bliskich, którzy mogą być sami. Wspierajmy się. To nie jest sytuacja bez wyjścia. Najgorzej, gdy stracimy nadzieję - mówi Włodzimierz Wolski. 

Co robić, żeby nie oszaleć?

Co robić, gdy czujemy pierwsze niepokojące symptomy wpływu koronawirusa na naszą psychikę?

- Takie zachowania to znak, że nasz organizm ma już wyczerpane zasoby. Zazwyczaj uzupełniamy je wyjściem z domu, do parku, na spotkanie z ludźmi. To nam daje energię. I to pozwala nam się kontrolować - tłumaczy Ewa Jarczewska-Gerc z Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Co zrobić, żeby uzupełniać zasoby w warunkach kwarantanny? Ewa Jarczewska-Gerc wylicza:

- Po pierwsze, relacje społeczne. Dbajmy o nie. Rozejrzyjmy się dookoła za drugim człowiekiem, nawiążmy z nim prawdziwą więź, która może być dla nas motywacją.  Wykorzystajmy do tego możliwość rozmowy przez telefon, albo któryś z komunikatorów. To może być koleżanka, sąsiadka, albo nasze dziecko, z którym spędzamy teraz dużo więcej czasu.

- Po drugie, ćwiczenia. Nawet w warunkach domowych możemy przez 10 minut robić pompki, przysiady, biegać w miejscu. A to da nam przypływ endorfin, który sprawi, że poczujemy się lepiej, że będziemy sprawniej myśleć i lepiej się kontrolować, jeśli przyjdzie jakiś krytyczny moment. 

- Po trzecie, edukacja. Wyjdźmy z newsów, zacznijmy się uczyć. Na przykład poznawajmy każdego dnia po kilka słów w obcych językach. Czytajmy książki. To pobudza nasz mózg.

- Po czwarte, dieta. Jeśli traktujemy nasze ciało jak śmietnik, to zanieczyszczamy swój organizm. A trzeba wiedzieć, że tłuszcz brzuszny otępia mózg. I może się zdarzyć, że z powodu złego odżywiania nie będziemy mieli sił, żeby powstrzymać agresję, która w nas się rodzi. I unikajmy alkoholu, bo on zdejmuje z nas wszystkie hamulce, a dodatkowo potęguje doświadczaną emocję, czyli jeśli to będzie złość czy smutek, to będzie jej jeszcze więcej. 

- Po piąte, sen. To jest nasz przysłowiowy pobyt na stacji benzynowej - musimy się w ten sposób ładować. To nie jest zmarnowany czas. To jest ten czas, gdy ładujemy nasze zasoby energetyczne. 

Gdzie dzwonić po pomoc?
Gdzie dzwonić po pomoc?
Źródło: tvn24.pl
Czytaj także: