Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak niesłychanie ważne momenty nadchodzą, bo to może pójść w każdą stronę. W momencie, kiedy ten kongres przeprowadzi wszystkie zamiary i oczekiwania prezesa, stanie się to rzeczą bardzo poważną dla nas, dla obywateli - mówił ekonomista, były skarbnik PiS Stanisław Kostrzewski w "Jeden na jeden". Komentował tak zamiary połączenia się PiS i Suwerennej Polski na sobotnim kongresie.
Ekonomista, były skarbnik Prawa i Sprawiedliwości i współzałożyciel tej partii Stanisław Kostrzewski był gościem "Jeden na jeden" w TVN24. Został zapytany, jaka byłaby główna teza jego wystąpienia, gdyby mógł wygłosić takowe na zaplanowanym na sobotę kongresie zjednoczeniowym Prawa i Sprawiedliwości oraz Suwerennej Polski.
- Na pewno biłbym na alarm. Na pewno bym zalecił obejrzenie obrazu Matejki z Rejtanem w roli głównej - powiedział.
- Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak niesłychanie ważne momenty nadchodzą, bo to może pójść w każdą stronę. W momencie, kiedy ten kongres przeprowadzi te wszystkie zamiary i oczekiwania pana prezesa, stanie się to rzeczą bardzo poważną dla nas, dla obywateli - dodał.
Dopytywany, w jakim sensie stanie się to dla nas poważnie, odparł: Nigdy nie byłem w stanie przystosować się do poleceń, do rozkazów, do ustawiania mi życia. Właśnie w takim sensie. - Dopóki władza będzie funkcjonowała sama dla siebie i dla swoich korzyści - i to korzyści nawet niskich, merkantylnych wręcz (...) - to wtedy Polakom będzie żyło się naprawdę źle - ocenił.
Powrót PiS do władzy? Były skarbnik: w kategorii obaw
Kostrzewski był pytany, czy obawia się tego, że Prawo i Sprawiedliwość wróci do władzy. - Wiem, że może to być interpretowane jako swego rodzaju defetyzm, ale należy to brać pod uwagę - odpowiedział. - W kategorii obaw? - pytała prowadząca program Agata Adamek. - Tak jest - odparł gość.
- Jednym z największych problemów podczas mojej pracy w Prawie i Sprawiedliwości było to, że zarzucało mi się zawsze, że widzę czarny scenariusz. Moja filozofia jest krótka. Na dobre scenariusze nie ma sensu się przygotowywać. Natomiast na czarny tak. I dlatego mówię o tym w ten sposób - wyjaśniał.
"Oszukując, śmieją się im prosto w oczy"
Dopytywany, co najbardziej napełnia go tą obawą, stwierdził: Powiem szczerze, to prawie 30-procentowe poparcie. Nie jestem w stanie tego pojąć.
- Nie jestem w stanie tego pojąć, jak ludzie normalni, ludzie, dla których wartości, takie podstawowe, ludzkie, nie mówię o wielkich rzeczach, mają znaczenie, mogą (...) dać, że tak powiem, możliwość tym, którzy oszukując, śmieją się im prosto w oczy - dodał.
- Ci ludzie potrafią w sposób bezwzględny i tak bezczelny odwracać kota ogonem. Przepraszam za to porównanie, szkoda kota. Ale oni nie będą stosowali metod demokratycznych, takich dosłownie. Sprawczość dla tych ludzi jest rzeczą najważniejszą i oni w tym momencie zastosują rozwiązania, które mogą dotknąć bardzo wielu ludzi, normalnych, uczciwych przede wszystkim - wskazywał.
"Na pewno prezydent Lech Kaczyński nie uczył pana Dudy tego, co robi w tej chwili"
Gość TVN24 komentował też słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w wywiadzie dla tygodnika "Sieci" mówił, że chciałby powołania nowego organu, jakim miałaby być Rada Stanu.
- Mnie to absolutnie nie zaskoczyło - odparł Kostrzewski. Według niego "prezes Kaczyński intelektualnie jest jednak bardzo dobrze przygotowany i do realizacji swoich celów zastosuje każde rozwiązanie". Ocenił również, że prezes PiS "ma pełną świadomość" tego, w jakim kierunku to zmierza.
Kostrzewski wskazał także, że "prezydent wczoraj czy przedwczoraj powoływał się na prezydenta Lecha Kaczyńskiego - z którym ja wiele lat pracowałem i to w takim najgorszym dla nas momencie". - Na pewno prezydent Lech Kaczyński nie uczył pana Dudy tego, co robi w tej chwili - podkreślił gość "Jeden na jeden".
- To pojęcie dualizmu prawnego, jeszcze w takim układzie, jak w tej chwili, (byłboby widziane - red.) jako rzecz, która dla państwowca jest nie do przyjęcia - zaznaczył. Na pytanie, czy dla Lecha Kaczyńskiego byłaby taka sytuacja nie do przyjęcia, Kostrzewski potwierdził: "nie do przyjęcia".
- Przecież wiele rozmów prowadziliśmy i za każdym razem na ten temat Lech Kaczyński zawsze mówił: ja tu służę, ja przychodzę po to, żeby coś zrobić - wspominał. - I on to robił. Niezależnie od, powiedzmy, jakichś tam oczekiwań własnego środowiska. Zawsze brał pod uwagę ten - to są wielkie słowa, ja zdaję sobie sprawę - interes państwa - oświadczył.
Po co teraz PiS jest Suwerenna Polska? "Z jednego względu"
W jakim miejscu znajduje się obecnie partia PiS? Jak stwierdził Kostrzewski, "ważne jest również to, kto to miejsce będzie oceniał". - Dla tych ludzi, nazwijmy to normalnych, to jest w tym momencie w najgorszym położeniu, w jakim mogłaby się znaleźć w ogóle partia polityczna, której zadania są zupełnie inne. Ale jednocześnie jest to moment, który pozwoli Prawu i Sprawiedliwości na pewną konsolidację, na przeorganizowanie się (...), na pewne wyciszenie, czy też zneutralizowanie zagrożeń - mówił.
- A pewnym zagrożeniem dla takiego funkcjonowania partii, mówię o Prawie i Sprawiedliwości, była działalność pana Zbigniewa Ziobry - ocenił. Zapytany, po co w takim razie PiS miałby łączyć się z tą formacją, powiedział, że "liczy się każdy głos".
- Dlaczego (PiS - red.) przyjmuje w tej chwili i chce wchłonąć Solidarną Polskę? Z jednego względu. Właśnie ten moment dla Zbigniewa Ziobry i dla jego środowiska jest najgorszym momentem. Oni są bardzo słabi. Oni nie mają wyjścia - ocenił. Dodał przy tym, że taki działanie, iż "dla obrony własnych apanaży, jakichś spółek, jakichś stanowisk i temu podobne, jestem w stanie pójść na kolanach i pocałować w pierścień, w polityce miejsca nie powinno mieć absolutnie".
"Jak wnętrze jest ubogie, to parcie na władzę jest potężne"
Na pytanie, czy chciwość jest motorem działania osób z poprzedniej ekipy rządzącej, ocenił: - Tak, to jest jeden z ważniejszych motywów i motorów działania wtedy, kiedy chce pani zakląć rzeczywistość.
- Jeżeli moje chciejstwo ma na tym polegać, (że) tak widzę prawo, tak widzę Polskę, tak widzę rządzenie, to wtedy chciwość dochodzi do głosu. Żebym mógł zrealizować te wszystkie rzeczy, to muszę mieć możliwość kupienia wszystkiego i wszystkich - wyjaśniał.
Zastrzegł, że "ta chciwość ma wiele odmian". - Ludziom chciwość kojarzy się z pieniędzmi. Nie zawsze. Ludzie czasami są chciwi na dobre słowo od drugiego człowieka. A władza jest szczególnym elementem. (...) Nie chciałbym nikogo obrażać, ale jak wnętrze jest ubogie, to parcie na władzę jest potężne - mówił. Pytany kogo ma na myśli, odpowiedział, że "jest tak wiele osób, że pozwolę sobie nie wymieniać tych nazwisk". - Zresztą chcę spokojnie żyć, a nie włóczyć się po sądach - dodał.
Źródło: TVN24