Źródła rosyjskiej eskalacji napięć przy granicy z Ukrainą analizował w "Faktach po Faktach" profesor Adam Daniel Rotfeld. Zauważył, że "Rosją rządzą służby specjalne i wojsko, wszystkie instytucje demokratyczne mają charakter fasadowy", a na czele Rosji "stoi osoba wywodząca się ze służb specjalnych". Wyraził jednak opinię, że nie dojdzie do poważnej inwazji militarnej "na pełną skalę".
Profesor Adam Daniel Rotfeld - były szef resortu spraw zagranicznych i były współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych - był gościem piątkowego wydania "Faktów po Faktach" w TVN24. Zapytany został o zdanie Lloyda Austina, amerykańskiego sekretarza obrony, który podczas wizyty w Polsce powiedział, że w sprawie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego wciąż jest miejsce na dyplomację.
Czy zdaniem Rotfelda Władimir Putin jest jeszcze zainteresowany dyplomacją? - Często odwołuję się do pierwszego zdania Lwa Tołstoja w "Annie Kareninie", że "wszystkie nieszczęśliwe rodziny są do siebie podobne" - odpowiedział. - Tylko każda jest na swój sposób nieszczęśliwa. I każdy konflikt to nieszczęśliwa rodzina - dodał.
- Tym razem mamy do czynienia z czymś, czego w istocie rzeczy do tej pory nie doświadczyliśmy. Polega to między innymi na tym, że w Stanach Zjednoczonych zaniepokojenie tym konfliktem było o wiele większe niż w Europie, a w Waszyngtonie było o wiele większe niż w Kijowie. To był pierwszy moment zadziwienia, ale Amerykanie byli po prostu lepiej poinformowani - mówił.
Rotfeld: na czele Rosji stoi osoba wywodząca się ze służb specjalnych
Zwrócił uwagę, że USA "mają do czynienia z wytrawnym i perfidnym partnerem", bo na czele Rosji stoi osoba wywodząca się ze służb specjalnych. - Zmierzam do tego, że Rosją rządzą służby specjalne i wojsko, wszystkie instytucje demokratyczne mają charakter fasadowy. Jeżeli te służby rządzą, to one stosują metody, jakie są adekwatne i właściwe do wykonywania zadań specjalnych - opisał.
Rotfeld w programie ocenił, że "Rosja więcej straci na tym, niż zyska, jeśli dokona tej inwazji". - Chińska mądrość daje odpowiedź, że skorpion dlatego użądlił żabę na środku jeziora, ponieważ taka jest jego natura. Więc niewykluczone, że mamy do czynienia z sytuacją, w której natura wzięła górę - podsumował. - W dalszym ciągu wierzę, że do poważnej inwazji militarnej, na pełną skalę, nie dojdzie - dodał.
Rotfeld: napięcie będzie narastać, obniżać się i znów narastać
Szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken ostrzegł w piątek, że realizuje się scenariusz "tworzenia fałszywych prowokacji, następnie konieczności reagowania na te prowokacje i wreszcie dokonania nowego aktu agresji na Ukrainę".
Skomentował te słowa profesor Rotfeld. - Prowokacja to jeden element, z tym że prowokacja to akt jednorazowy. Tutaj mamy do czynienia z sytuacją, że to będzie stały element. Innymi słowy: nie można prowokować przez dziesięć lat, trzeba te prowokacje zmieniać, utrzymywać napięcie - powiedział.
Przyznał, że obawia się tego, "że weszliśmy w stan, kiedy to napięcie będzie narastać w ciągu pewnego okresu, obniżać się i znów narastać". - Rzecz jest w tym, żeby na tyle destabilizować sytuację na Ukrainie, żeby cały świat demokratyczny doszedł do wniosku, że Ukraina jest państwem niezdolnym do sprawowania kontroli nad własnym społeczeństwem i nad rozwojem wypadków na swoim terytorium - tłumaczył.
Były szef MSZ mówił też, że "Ukraina, przy całej niedoskonałości wszystkiego, co tam funkcjonuje, obrała drogę na przemiany demokratyczne". - Jeśli te przemiany się udadzą, jeśli Ukraina stanie się na trwałe demokratycznym państwem, to będzie to oczywiste dla Rosji i wszystkich pozostałych państw, że to jest możliwe - dodał. Za przykłady udanej budowy demokracji uznał Koreę Południową i Tajwan.
Rosja gromadzi siły przy granicy z Ukrainą
Rosja przekazała w tym tygodniu, że zaczęła wycofywać część sił z obszarów sąsiadujących z Ukrainą. Kijów i Zachód zakwestionowały to oświadczenie, wskazując, że dostępne im dane sugerują raczej zastępowanie części żołnierzy i sprzętu, co nie jest równoznaczne z wycofaniem części wojsk.
Raport tvn24.pl: Rosja-Ukraina. Sytuacja na granicy i przyczyny konfliktu
Amerykański ambasador przy OBWE Michael Carpenter przekazał w piątek, że Rosjanie "prawdopodobnie zgromadzili między 169 a 190 tysięcy żołnierzy na Ukrainie i blisko jej granic". Dla porównania podał, że 30 stycznia było ich około 100 tysięcy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24