- Oczerniany jestem od paru dni, dziś się dowiaduję, że chroniłem jakieś teczki. Nic podobnego nie miało miejsca. Są dokumenty, które to potwierdzą - zapewnił w TVN24 były szef MSWiA Janusz Kaczmarek.
"Wprost" oskarżył Kaczmarka o nadzorowanie w 1993 roku akcji UOP, w której przejęto esbeckie teczki znanych opozycjonistów. Przykrywką do akcji miało być zatrzymanie handlarza materiałami promieniotwórczymi, właściwym celem - przejęcie zgromadzonych w jego mieszkaniu akt. O teczkach słuch zaginął, według tygodnika miały trafić dzięki m.in. Kaczmarkowi na biurko Lecha Wałęsy i posłużyć do inwigilacji prawicy.
- Ta sprawa jest mi doskonale znana. Z perspektywy czasu uważam, że była to prowokacja UOP, ale wówczas nie miałem o tym pojęcia - mówi Kaczmarek. - Nie wiedziałem przed akcją o teczkach. - dodał.
- Na biurku prokuratora prowadzącego sprawę wylądował protokół, wynikało z niego że znaleziono w mieszaniu jednego z esbeków teczki działaczy Solidarności. W związku z tym, że one nigdy nie zostały przekazane prokuratorowi, ja wówczas wystosowałem pismo, ono jest w aktach sprawy z 1993 r. Pisałem, że jesteśmy w państwie prawa i wszystko co jest znalezione w miejscu zdarzenia, powinno być przedstawione prokuratorowi. Tak się nie stało - wyjaśnił Kaczmarek.
- Prokurator wojewódzki po mojej z nim rozmowie interweniował u ministra Milczanowskiego. W aktach sprawy jest też moje ostre pismo do szefa UOP w Gdańsku, że wszystkie dowody w sprawie muszą być przedstawione prokuratorowi - dodał.
Pytany, co sądzi o sugestiach "Wprost", że przysłużył się w ten sposób Wałęsie, Kaczmarek stwierdził, że nie chce tego komentować. - Od paru dni jestem oczerniany jako ktoś, kto chroni jakiś układ, jest aparatczykiem czy zna od lat Leppera. Dziś się dowiaduję, że chroniłem jakieś teczki - ironizuje.
- W aktach sprawy są dowody potwierdzające moją wersję - zapewnia były szef MSWiA.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24