- Marzenia o mojej politycznej śmierci są przesadzone - zapewniał ostatnio Janusz Palikot, kładąc się przy okazji wywiadu w trumnie. Polityków, którym tak często jak jemu wróżono polityczny koniec, było w ostatnich latach niewielu. Jego działalności politycznej niemal od początku towarzyszą trudne pytania - o majątek, o rodzinę, o poglądy. Ale do tej pory lider Twojego Ruchu potrafił zawsze - czasami zadziwiająco łatwo - wygrzebywać się z kłopotów. Jak będzie tym razem, kiedy jego polityczne życie znów zawisło na włosku?
Jeśli chodzi o politykę, to Janusz Palikot po raz kolejny znalazł się właśnie na aucie. Partia, która była objawieniem ostatnich wyborów parlamentarnych, dzisiaj już praktycznie nie istnieje a poseł został w Sejmie sam na placu boju. W wyborczym wyścigu o fotel prezydenta sondaże nie dają mu najmniejszych szans: dwa, góra trzy procent poparcia. Tyle tylko, że w 2011 r., gdy z Ruchem Palikota szedł do urn wyborczych, też nikt nie wróżył mu, że za chwilę stworzy trzecią siłę polityczną w Sejmie.
Kariera Janusza Palikota to pasmo nieustannie przeplatających się spektakularnych wpadek i porażek z równie widowiskowymi zwycięstwami. Wydaje się jednak, że w tej konkurencji poseł z Biłgoraja nadal zachowuje dodatni bilans.
W świecie politycznym pojawił się znienacka. W 2005 r. trafił do Platformy Obywatelskiej i w jesiennych wyborach uzyskał mandat posła. Wielu spekulowało później, że "jedynki" na liście nie otrzymałby, gdyby nie jego pieniądze. Wkupnym miało być sfinansowanie przez Palikota wydania książki Donalda Tuska pt. "Solidarność i duma".
Szybko pojawiły się też bardziej konkretne - choć nigdy ostatecznie nie potwierdzone - zarzuty o finansowanie jego kampanii wyborczej przez podstawionych ludzi, w tym emerytów i studentów. W kwietniu 2006 roku Palikot został wybrany przewodniczącym regionu lubelskiego PO i coraz aktywniej zaczął działać w Sejmie.
Od rzutkiego biznesmena i filantropa do skandalisty
Wtedy jeszcze cały czas ciągnęła się za nim mgła tajemniczości, podkręcana informacjami o wielkim majątku z jednej strony oraz działalnością filantropijną i przywiązaniu do sztuki z drugiej.
W pierwszym roku politycznej kariery na Wiejskiej Palikot znalazł się na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Z majątkiem szacowanym na ok. 330 mln zł zajął 50 miejsce.
Wielkie pieniądze Palikot zaczął zarabiać krótko po pierwszych, częściowo wolnych, wyborach w Polsce. Dla biznesu porzucił wtedy myśli o karierze naukowej w Instytucie Filozofii Polskiej Akademii Nauk. Najpierw produkował drewniane palety do transportu alkoholi a później zajął się wytwarzaniem tego, co na jego paletach było przewożone. W 1990 r. założył firmę Ambra, produkującą wina musujące. Po sprzedaży udziałów stworzył spółkę Jabłonna SA, poprzez którą kontrolował Polmos Lublin. Akcje Polmosu sprzedał w 2006 r. po wprowadzeniu spółki na giełdę.
W kolejnych wyborach parlamentarnych w 2007 roku Palikot osiągnął już całkiem niezły wynik w skali kraju - zdobył prawie 50 tys. głosów. Znów został posłem a jego kariera partyjna nabrała rozmachu.
Ale ten rozmach ma swoją cenę – poseł z Biłgoraja z ekscentrycznego idealisty, który w imię wyższego dobra odszedł z biznesu do polityki, stał się skandalistą i prowokatorem. Coraz więcej osób zaczęła mówić o „palikotyzacji” języka wypowiedzi publicznych jako synonimu jego degradacji i wulgarności.
Uspakajanie bulteriera
Jeszcze przed wyborami poseł pojawił się na konferencji programowej PO z napisem na koszulce „jestem gejem”. Tłumaczył, że chciał zwrócić uwagę na konieczność obrony słabszych i wykluczonych. Niedługo potem podczas spotkania z dziennikarzami wyciągnął silikonowego penisa i pistolet. W 2008 roku do studia TVN24 przyniósł świński łeb i położył na stole. Miał być to prezent dla „PZPN-owskiej mafii” i zapowiedź rozprawienia się z nią.
Coraz ostrzej zaczął też atakować politycznych konkurentów. Najwięcej czasu poświęcał urzędującemu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. W jednym z programów TVN24 mówił, że uważa go „za chama”. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie ewentualnego znieważenia głowy państwa (które ostatecznie jednak umorzyła).
Wielokrotnie też sugerował, że prezydent ma problem alkoholowy. W 2009 r. zorganizował w Lublinie konferencję, na której pił alkohol na ulicy z małych buteleczek i pytał o to, dlaczego kancelaria prezydenta zamówiła ich tak wiele. Za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym sąd wymierzył mu później karę grzywny w wysokości 1200 zł.
Jarosławowi Kaczyńskiemu też zaczęło się dostawać od Palikota coraz mocniej. Po katastrofie smoleńskiej polityk mówił o nim, że to człowiek, który „był gotów wysłać własnego brata na śmierć do Smoleńska oraz zachęcał do stosowania aresztów wydobywczych”.
Po jednej z takich wypowiedzi – tym razem pod adresem byłej minister rozwoju regionalnego Grażyny Gęsickiej (jej zarzuty o słabym wykorzystaniu przez rząd Donalda Tuska funduszy z UE, Palikot określił jako "prostytucję w polityce") – poseł został odwołany z funkcji przewodniczącego komisji "Przyjazne Państwo".
W partii próbowali go uspokajać, czemu pomóc miało stanowisko wiceprzewodniczącego klubu PO (został nim w październiku 2009 r.).
Wiara w powtórkę "cudu nad urną"
Ale dokładnie rok później Palikot był już poza Platformą. Podczas kongresu poparcia swojej osoby zapowiedział rezygnację z członkostwa w partii i powołanie nowego ugrupowania. Komentatorzy wróżyli mu rychłą polityczną śmierć. Ale byli w błędzie.
Ruch Palikota uzyskał w wyborach parlamentarnych w 2011 r. trzeci wynik w kraju, co było największą wyborczą sensacją. Lider Ruchu Palikota otrzymał blisko 100 tys. głosów. Zapowiedział walkę z kościołem i o prawa mniejszości seksualnych. Ale entuzjazm dla Janusza Palikota i jego partii nie trwał zbyt długo.
Ugrupowanie przemianowane na Twój Ruch dość szybko zaczęło kruszeć. Lidera opuściła większość posłów. Niektóre „wyjścia” musiały go szczególnie boleć, bo dotyczyły najbliższych współpracowników i najlepiej ocenianych członków ugrupowania.
Autorem ostatniego wyjścia jest Robert Kwiatkowski, który rzucając partyjną legitymacją mówił kilkanaście dni temu, że w Twoim Ruchu nie ma już miejsca dla ludzi takich jak on, czyli o centrolewicowych poglądach.
W sondażach partia od wielu miesięcy nie może przekroczyć wyborczego progu. Fatalne wyniki notuje też jej lider, jako kandydat na urząd prezydenta RP.
- Ale za miesiąc będzie sondażowy nokaut - przekonuje. Ciągle wierzy, że skoro cud mógł wydarzyć się w 2011 r., to dlaczego nie mógłby się powtórzyć cztery lata później?
Autor: ŁOs / Źródło: tvn24.pl, "Wprost", PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24