Wiązanie do łóżek, zamykanie w klatce, bicie mopem - takie kary, według informacji uzyskanych przez dziennikarzy Wirtualnej Polski, od lat stosują siostry prezentki, prowadzące Dom Pomocy Społecznej w Jordanowie (Małopolska). Jak informuje prokuratura, dwie zakonnice usłyszały zarzuty. Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich, który poprosił urząd województwa małopolskiego o "podjęcie działań nadzorczych i kontrolnych". A szef Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, pod które podlega jordanowski DPS, podkreśla, że wcześniej nie było skarg na działalność ośrodka.
Jordanów, niewielka małopolska miejscowość położona tuż obok Skomielnej Białej, nieopodal Zakopianki. To tam mieści się dom pomocy społecznej dla dzieci, prowadzony przez siostry prezentki. Jak wynika z reportażu Dariusza Farona i Szymona Jadczaka, opublikowanego przez Wirtualną Polskę, przebywające w ośrodku dzieci z niepełnosprawnościami są przez zakonnice bite, poniżane i zastraszane. Dziennikarze rozmawiali z pięcioma kobietami, które opowiedziały im o szeregu kar cielesnych i psychicznych, które mają stosować zakonnice. "Jak twierdzą, największy strach wzbudza siostra Alberta. Ale dzieci bije też siostra Bronisława, czyli dyrektorka" - piszą dziennikarze WP.
Pracownice DPS-u opiekują się 47 podopiecznymi, spośród których wielu pochodzi z patologicznych rodzin. Wychowankowie podzieleni są ze względu na stopień niepełnosprawności na trzy grupy: najbardziej sprawni, ograniczeni w stopniu znacznym oraz leżący.
"Krzyczą: jak nie przestaniesz, to cię zbiję, do ch**a wafla!"
"Jedna z sióstr dręczy podopiecznych fizycznie i psychicznie. Pewna dziewczynka została przez nią pobita, a także skopana na podłodze. Nie jest ona jedyną ofiarą przemocowej zakonnicy" - powiedziała WP Wanda, była pracownica ośrodka.
Szokującą relację przedstawiła dziennikarzom między innymi Marta, matka 19-latki z zespołem Dravet (ciężka padaczka i zaburzenia osobowości), którą przyjęły siostry z Jordanowa. Kobieta cierpi z powodu depresji, nie była w stanie samodzielnie opiekować się córką, Anastazją. Dziewczyna powiadomiła matkę o wydarzeniach, które mają dziać się w ośrodku. "Krzyczą: 'Jak nie przestaniesz, to cię zbiję, do ch**a wafla!', kiedy jestem niedobra. 'Wstawaj, k***a!' - kiedy upadam po uderzeniu miotłą. 'S**j pod siebie!' - kiedy mówię w klatce, że chcę do toalety. Ja już nie wytrzymam. Nie zabieraj mnie tam, mamo" - relacjonowała.
Była terapeutka: siostra stłukła Anastazję miotłą, w ogrodzie zamontowano drut kolczasty
Kary mają obejmować także bicie i kopanie podopiecznych. "Raz usłyszałam od dyrektorki, że jak dziewczynka jest niegrzeczna, to trzeba ją zbić. Tylko tak, żeby nikt nie widział" - powiedziała WP Agata, była pracownica DPS-u. Potwierdza to cytowana wypowiedź Moniki, byłej terapeutki: "Mnie z kolei siostra Bronisława powiedziała, że nic nie robimy, tylko przytulamy te dzieci. 'A to trzeba przylać!'. Dlatego według nich siostry Alberta i Bronisława biją. Z liścia. Miotłą. Mopem. W twarz. Szyję. Plecy. Pupę" - czytamy w reportażu.
Jedną z takich sytuacji przytoczyła Bożena, była opiekunka domu pomocy społecznej, prowadzonego przez prezentki. Była świadkiem sceny, do której doszło w świetlicy. Ofiarą agresji stała się około 40-letnia kobieta z niepełnosprawnością w stopniu znacznym. "Krzyczała, wydawała różne odgłosy, kiwała się na krześle. Jedna z sióstr uderzyła ją w twarz otwartą ręką. Głowa kobiety odbiła się od ściany. Siostra mnie zobaczyła. Trochę się przestraszyła, że nowa może gdzieś donieść" - dziennikarze przytaczają relację byłej opiekunki.
Gdy Anastazja prosiła matkę, Martę, by ta zabrała ją z ośrodka, została odesłana z powrotem do sióstr. Kobieta tłumaczy, że rozsypała się psychicznie, była na silnych lekach, w dodatku miała myśli samobójcze, dlatego nie była w stanie pomóc córce. 19-latka próbowała więc szukać jej u przechodniów. W tym celu musiała przedostać się przez mur.
"Po jednej z ucieczek siostra Bronisława stłukła Anastazję miotłą. Poza tym w ogrodzie zamontowano drut kolczasty, a dziewczynę przeniesiono do drugiej grupy" - opowiada Wirtualnej Polsce była terapeutka Monika.
Siostra dyrektorka zaprzecza
Dziennikarze WP udali się do domu pomocy społecznej, by porozmawiać z jego dyrektorką, siostrą Bronisławą, która kieruje ośrodkiem od 2008 roku.
"Zapewnia nas, że w DPS-ie nikt nie zamyka dzieci w klatce. Po chwili dodaje, że jedna dziewczynka była umieszczana w łóżku z kratkami na noc, bo 'jest agresywna i wszystko wybrudzi'. Według zakonnicy działo się to za zgodą sądu. Dopytujemy, jaki sąd wydał taki wniosek i kiedy. Siostra Bronisława nie udziela odpowiedzi" - opisali dziennikarze.
Jak wynika z tekstu Wirtualnej Polski, zakonnica zaprzeczyła, by w placówce dochodziło do bicia podopiecznych, przywiązywania ich do łóżek, a drut kolczasty miał być zamontowany przez "pewnego pana", który miał założyć go "na ptaszki albo żeby koty nie chodziły".
Jak ustalili dziennikarze, Dom Pomocy Społecznej w Jordanowie jest finansowany przez państwo i nadzorowany przez Starostwo Powiatowe w Suchej Beskidzkiej oraz Urząd Wojewódzki w Krakowie.
Prokuratura prowadzi śledztwo. Są pierwsze zarzuty
Prokuratura Okręgowa w Krakowie poinformowała z kolei, że prowadzone jest "śledztwo dotyczące znęcania się nad dziećmi w jordanowskim DPS-ie. Śledczy po zebraniu dowodów wystąpili do sądu o przeniesienie jednej z dziewczynek do innego ośrodka w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa".
Jak poinformowała tvn24.pl krakowska prokuratura, dwie siostry zakonne z Jordanowa usłyszały już zarzuty. Jedna z opiekunek odpowie za znęcanie się nad podopiecznymi, a dyrektorka placówki za utrudnianie śledztwa, bo miała próbować zmusić szantażem jedną z bohaterek tekstu WP do wycofania zgłoszenia o pobiciu dziecka. Zakonnice nie przyznały się do winy. Zastosowano wobec nich dozory policyjne i zakazano kontaktowania się z pokrzywdzonymi, a także podopiecznymi i pracownikami DPS. Mają też zakaz wejścia i przebywania w placówce.
Opiekunce grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia, z kolei dyrektorce DPS-u - od trzech miesięcy do pięciu lat.
- Okazało się także, że jedna z osób podejrzanych jest jednocześnie prawnym opiekunem jednej z osób pokrzywdzonych. Prokuratura wystąpiła do sądu rodzinnego o zmianę opiekuna prawnego. Trudno wyobrażać sobie, żeby ta sama osoba miała dalej sprawować pieczę nad pokrzywdzoną - przekazał tvn24.pl prokurator Krzysztof Dratwa, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Jak zaznacza Dratwa, obie pracownice DPS-u nie przyznały się do winy i złożyły obszerne wyjaśnienia. W planach są przesłuchania świadków, śledczy będą też weryfikować treść relacji obu kobiet.
- Śledztwo wszczęte zostało w kwietniu. Należy dodać, że mając na względzie charakter opisu czynów, do których miało dojść w domu pomocy społecznej, prokuratura zwróciła się do sądu z wnioskiem o przeniesienie jednej z pokrzywdzonych do DPS-u na terenie Krakowa. Sąd przychylił się do tego wniosku - powiedział Dratwa. I dodał, że w ramach prowadzonego postępowania śledczy sprawdzą, czy starostwo powiatowe i urząd wojewódzki prowadziły w ośrodku kontrole oraz jakie były ich wyniki.
- To wciąż początkowy etap postępowania, a zarazem początkowy kształt zarzutów. W toku śledztwa mogą one ulec zmianie - zaznaczył prokurator.
Rzecznik Praw Obywatelskich prosi urząd województwa o działania nadzorcze i kontrolne
Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich poinformowało, że RPO "wobec powagi zarzutów związanych z funkcjonowaniem placówki, wskazujących na zagrożenie dobra wychowanków i naganne przypadki naruszenia praw i godności dzieci" poprosił urząd wojewody małopolskiego o podjęcie działań nadzorczych i kontrolnych "ze szczególnym uwzględnieniem stanu przestrzegania praw wychowanków placówki oraz przedstawienie informacji o poczynionych ustaleniach".
Wojewoda zapowiada "ponadstandardowe" kontrole w DPS-ach
Do sprawy odniósł się na Twitterze wojewoda małopolski Łukasz Kmita. Powiadomił, że 3 czerwca w domu pomocy społecznej rozpoczęła się kontrola urzędu wojewódzkiego. "Dziś także pracownicy wydziału polityki społecznej są na miejscu. Opisane w materiale przykłady traktowania podopiecznych są szokujące. Bardzo zależy mi na pełnym wyjaśnieniu sytuacji. Poleciłem także ponadstandardowe kontrole w innych DPS-ach, gdzie przebywają dzieci z niepełnosprawnościami" - czytamy w udostępnionym tweecie.
Jak poinformowała tvn24.pl rzeczniczka wojewody małopolskiego Joanna Paździo, ważnym elementem kontroli prowadzonych w DPS-ie jest to, że są one niezapowiedziane. - Ważnym elementem jest też rozmowa ze świadkami, nie zawsze się to udaje ze względu na niepełnosprawność osób, które tam przebywają. Sprawdzamy, czy są zabezpieczone podstawowe potrzeby mieszkańców, w tym związane z terapią i bezpieczeństwem - mówi Paździo. Podkreśla, że trudno przewidzieć, jak długo potrwa wszczęta w DPS-ie kontrola.
Jednocześnie rzeczniczka nie informuje o dotychczasowych ustaleniach kontrolerów. - To wszystko, co na tę chwilę mogę przekazać - mówi.
Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie: nie było skarg
Dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Suchej Beskidzkiej Krzysztof Cieżak w rozmowie z tvn24.pl zapewnił, że urzędnicy tej jednostki co roku kontrolowali ośrodek w Jordanowie i w żadnym przypadku nie stwierdzono nieprawidłowości.
- Trzeba jednak uczciwie zaznaczyć, że za każdym razem władze DPS-u były informowane o planowanej kontroli. Rozmawialiśmy jednak i z pracownikami, i z podopiecznymi. Nikt nie zgłaszał, żeby tam dochodziło do kar cielesnych, wiązania, trzymania w klatce - powiedział nam Cieżak. Zaznaczył, że pracownicy urzędu są zaskoczeni sytuacją opisaną przez media. Podkreśla, że sam 9 czerwca odwiedził jordanowski DPS i nie widział uchybień.
Przyznaje jednocześnie, że przez cały okres pandemii kontrolerzy ani razu nie pojawili się w ośrodku zarządzanym przez siostry zakonne. - Od marca 2020 roku aż do tegorocznej wiosny nie byliśmy na miejscu. Wszystkie kontrole prowadzone były telefonicznie i mailowo - mówi dyrektor PCPR.
Źródło: Wirtualna Polska, TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps, Twitter/@Szymon Jadczak