Mleko już się wylało. Te zmiany kadrowe nastąpiły za szeroko i bez refleksji - mówił w "Faktach po Faktach" gen. Mirosław Gawor, pytany o obecny stan Biura Ochrony Rządu. Były szef formacji dodał, że BOR zawsze był niedofinansowany, ale to nie mogłoby być uzasadnieniem dla wykorzystania w prezydenckiej limuzynie zużytej opony.
Były szef BOR Mirosław Gawor powiedział w TVN24, że w dzisiejszej sytuacji trudno by mu było mieć zaufanie do tej formacji. W jego ocenie wypadek z udziałem limuzyny prezydenta Andrzeja Dudy mógł być m.in. wynikiem zmian kadrowych w jednostce, do których doszło po zmianie władzy w Polsce.
- Jak ja zajmowałem się szkoleniem i dowodziłem tą jednostką, to staraliśmy się, żeby zespół Biura Ochrony Rządu to był team, gdzie jeden może liczyć na drugiego - tłumaczył gen. Gawor. - Tu nie ma czasu na wątpliwości. Tak jak ten kierowca (prezydenckiego samochodu - red.) zadziałał, tu działa automat - dodał.
- Teraz ten zespół musi się zgrać, musi się zbudować niejako od nowa - tłumaczyły były szef BOR, który podkreślił, że zbliżający się szczyt NATO w Warszawie oraz Światowe Dni Młodzieży w Krakowie to nie najlepszy moment na zmiany kadrowe w służbach.
"Niezbędne minimum powinno być zachowane"
Gen. Gawor był też pytany o piątkowe doniesienia dziennika "Rzeczpospolita". Według dziennikarzy opona, która na początku marca pękła w limuzynie prezydenta Andrzeja Dudy, była wycofana z użytku i nie powinna zostać założona.
- Rozumiem, że był to przełom roku. Biuro Ochrony Rządu jest jednostką budżetową, w związku z tym nigdy nie było pieszczochem budżetowym - mówił były szef BOR. - I to, że ta jednostka jest niedofinansowana, to wszyscy wiedzą. Ale to niezbędne minimum powinno być zachowane - podkreślił.
Jak tłumaczył, jeśli doniesienia dziennikarzy się potwierdzą, to w takiej sytuacji BOR powinien był albo znaleźć dla prezydenta drugi samochód, albo znaleźć inne rozwiązanie. Jego zdaniem jedynym uzasadnieniem dla założenia zużytej opony mogła być potrzeba skierowania samochodu do konkretnego miejsca "na pusto", bez prezydenta na pokładzie.
Gawor odniósł się też do innych doniesień dziennika. Zgodnie z nimi blisko 4-tonowym prezydenckim bmw próbowano podjechać do stacji wyciągu na Śnieżkę "na pełnym gazie, z rozpędu, mimo kamieni, lodu". Przekonywał, że pod jego kierownictwem byłoby to niedopuszczalne.
- Mieliśmy świadomość, że (przez) przejazd z Warszawy do Krakowa i z powrotem, my tracimy dwa miesiące jazdy po Warszawie. Takie były zniszczenia w tym samochodzie - tłumaczył były szef BOR.
- I żeby ten samochód oszczędzać, kupiono lawetę. W związku z tym jak już mamy lawetę, to nie jedźmy tym samochodem po drodze nieutwardzonej, nieasfaltowej - dodał.
Autor: ts//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24