Tak naprawdę ośmieszamy się przed całym światem, głównie przed Europą, bo nasze obywatelki przerywają ciąże we wszystkich ościennych krajach - mówiła w "Faktach po Faktach" w TVN24 profesor Marzena Dębska, specjalistka ginekologii, położnictwa i perinatologii. Dodała, że "rolą państwa nie jest umoralnianie, nie jest tworzenie zakazów i zastraszanie".
W piątek posłowie zdecydowali o skierowaniu do dalszych prac wszystkich czterech projektów w sprawie aborcji - dwóch Lewicy i po jednym Koalicji Obywatelskiej oraz Trzeciej Drogi.
Większość parlamentarna odrzuciła w głosowaniach wnioski PiS i Konfederacji, aby natychmiast zakończyć prace nad zmianami liberalizującymi zasady dokonywania aborcji w Polsce. Projektami zajmie się powołana w piątek komisja nadzwyczajna.
Prof. Dębska: ośmieszamy się przed całym światem
O medycznych i etycznych aspektach aborcji mówiła w "Faktach po Faktach" w TVN24 profesor Marzena Dębska, specjalistka ginekologii, położnictwa i perinatologii. - Dla mnie życie zaczyna się od poczęcia. Uważam, że to jest człowiek i ja nie jestem zwolenniczką aborcji, ale moje zdanie nie ma tu w ogóle nic do rzeczy, bo jestem lekarzem i opiekuję się pacjentką, kobietą i to jej sumienie tylko i wyłącznie pozwala jej na podejmowanie decyzji - powiedziała.
- Jeżeli decyzja jest taka, że ona z jakichś powodów nie może kontynuować ciąży, to moim obowiązkiem - jako lekarza - jest tej pacjentce pomóc. I uważam, że ta decyzja nie powinna należeć do nikogo innego, do polityków, do księży, do jakiejś organizacji czy do lekarzy, tylko do samych pacjentek - podkreśliła.
- Od 30 lat mamy prawo, które zakazuje aborcji na życzenie. Mimo to ta aborcja się odbywa. Od kilku lat mamy prawo, które zakazuje przerwanie ciąży ze względu na ciężkie wady płodu. I te ciąże też są przerywane, tylko że te kobiety są dręczone przez system. My tak naprawdę ośmieszamy się przed całym światem, głównie przed Europą, bo nasze obywatelki przerywają ciąże we wszystkich ościennych krajach - mówiła profesor Dębska.
- Mnie jako lekarzowi, myślę, że wszystkim politykom i wszystkim, którzy w tej sprawie zabierają głos, tak naprawdę zależy na tym, żeby aborcji było jak najmniej. A najbardziej zależy na tym pacjentkom - dodała.
Państwo, które "nie pomaga" i "zmusza do rodzenia"
- Od prawie 20 lat jestem ginekologiem położnikiem i rozmawiam z bardzo wieloma kobietami, które z jakichś powodów podejmowały decyzję o aborcji. Zawsze to była bardzo trudna decyzja i zawsze te kobiety to przeżywały. Żadna z nich nie robiła tego dla przyjemności i z powodu widzimisię - mówiła profesor Dębska. Wskazywała, że "są dwie grupy kobiet, które przerywają ciążę".
- Pierwsza grupa, z którą ja się spotykam w szpitalach, to są kobiety, które chcą być w ciąży, które planują ciążę, walczą niejednokrotnie o macierzyństwo i nagle w wyniku badań prenatalnych dowiadują się, że dziecko jest nieuleczalnie chore, że umrze i będzie cierpiało. I to są kobiety, które często podejmują decyzję o przerywaniu ciąży, ale nie zawsze. Oczywiście w świetle ostatniego wyroku Trybunału (Konstytucyjnego - red.) one nawet tej decyzji, która dla nich jest dramatyczna, nie mogą podjąć - mówiła ginekolożka.
- Znam wiele kobiet, które kontynuowały takie ciąże i urodziły dzieci i wychowują te dzieci. Zbliża się czas płacenia podatków i naprawdę mam bardzo duży problem, któremu z tych dzieci mam przekazać swoje 1,5 procent podatku, dlatego że tym ludziom, tym kobietom, tym rodzinom nikt nie pomaga - kontynuowała.
Stwierdziła, że w takiej sytuacji państwo "nie pomaga, zmusza do urodzenia takich dzieci, które będą tej pomocy wymagać i (zmusza - red.) rodziny, które sobie po prostu nie radzą". - Uważam, że moralnie nie mamy do tego prawa - powiedziała lekarka.
"Porażka systemu"
Profesor Dębska mówiła też o drugiej grupie, czyli o tzw. aborcji na życzenie, chociaż zaznaczyła, że to określenie to uogólnienie. - Bo to są sytuacje, kiedy kobieta jest we wczesnej ciąży, dowiaduje się o niej i zanim wykona jakiekolwiek badania, ona już wie, że w tej ciąży nie może być z jakiegoś powodu. I to nie są kaprysy, to są bardzo często poważne sytuacje - zwracała uwagę.
Jej zdaniem to, że kobieta znajdzie się w takiej sytuacji, to jest "porażka systemu". - Nasza porażka, systemu edukacji, braku dostępności do lekarza, gdzie wizyta jest za pół roku, braku dostępności do antykoncepcji czy braku pieniędzy na wykupienie tej antykoncepcji - wyliczała.
"Żyjemy w kraju, w którym jest usankcjonowana hipokryzja"
Zdaniem rozmówczyni TVN24 "rolą państwa nie jest umoralnianie, nie jest tworzenie zakazów i zastraszanie, straszenie więzieniem". - Rolą nowoczesnego państwa jest wspieranie kobiet, wspieranie swoich obywateli i niedopuszczanie do tego, żeby one znalazły się w tak trudnej sytuacji, żeby znalazły się w sytuacji niechcianej ciąży - stwierdziła. Jednocześnie dodała, że w krajach, w których jest liberalne prawo aborcyjne, na przykład w Holandii, aborcji jest najmniej. - A już pomijam, że mniej więcej co dziesiąta kobieta w Holandii, która zgłasza się na zabieg, to jest Polka - dodała.
- Żyjemy w kraju, w którym jest usankcjonowana hipokryzja, bo ustawa zabraniająca aborcji to jest tylko poprawianie sobie humoru, tylko pokazywanie na zewnątrz, jacy my jesteśmy wspaniali, jakie my mamy sumienia. Bo to w ogóle nie współgra z tym, co się dzieje naprawdę - oceniła.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24