Interwencją policji i wyprowadzeniem uczestników zakończył się protest przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego. Po godzinie drugiej w nocy w piątek funkcjonariusze siłą wyciągali uczestników manifestacji. Ostatnia na alei Szucha została Marta Lempart, przewodnicząca Strajku Kobiet. - Zostałam pominięta, co oznacza, że wygraliśmy - komentowała.
W środę w Dzienniku Ustaw został opublikowany wyrok w sprawie aborcji wydany w październiku 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny, którego przewodniczącą jest Julia Przyłębska. Opozycja i wielu konstytucjonalistów twierdzi, że skład TK został obsadzony nieprawidłowo, zasiadali w nim między innymi tak zwani sędziowie dublerzy.
W czwartek Strajk Kobiet zorganizował kolejny protest przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Warszawie i innych miastach, między innymi Łodzi, Szczecinie i Poznaniu.
W stolicy manifestacja rozpoczęła się od blokady placu Na Rozdrożu, ale przeniosła się szybko przed siedzibę Trybunału Konstytucyjnego.
Incydent przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego
Około godziny 20 trzy osoby wtargnęły na teren Trybunału i przykleiły plakaty Strajku Kobiet do drzwi wejściowych do TK.
Jak relacjonował obecny na miejscu reporter TVN24 Jan Piotrowski, trzy osoby próbowały sforsować płot siedziby Trybunału Konstytucyjnego w najmniej pilnowanym przez policjantów miejscu, dokładnie przy zbiegu z ogrodzeniem nuncjatury apostolskiej. - Jeden z mężczyzn został ściągnięty przez policjantów, dwie kolejne osoby wbiegły jednak na teren Trybunału. Tam odpaliły racę, a na drzwiach budynku rozwiesiły plakaty Strajku Kobiet - relacjonował reporter.
Jak dodał, policjanci szybko zatrzymali te osoby i odprowadzili na tyły budynku Trybunału Konstytucyjnego. Siedzibę TK ochraniały dziesiątki policjantów. Za ogrodzeniem cały czas obecnych było kilku funkcjonariuszy. Policja po chwili zdjęła plakaty. Wśród zatrzymanych po incydencie osób znalazła się jedna z liderek Strajku Kobiet Klementyna Suchanow.
Po tym zdarzeniu policja wezwała posiłki.
Według informacji przekazanych przez Strajk Kobiet zatrzymane osoby zostały przewiezione na komisariaty między innymi w Mińsku Mazowieckim, Legionowie, Piasecznie i Pruszkowie. Jedna osoba, która była w komendzie przy ulicy Żytniej w Warszawie, została zwolniona.
Szpaler policji
Część zgromadzonych opuściła manifestację, ale po godzinie 23 na miejscu wciąż była grupa około 150 osób. Wśród nich liderka Strajku Kobiet Marta Lempart. Manifestanci chcieli iść przed komendę przy Żytniej, gdzie była wtedy jedna z zatrzymanych tego wieczoru osób. Ale policjanci nie przepuszczali przez szpaler osób, które odmawiały wylegitymowania się.
Kolejną zatrzymaną była "babcia Kasia", kobieta regularnie uczestnicząca w demonstracjach. Poseł Piotr Borys (KO) opublikował na Twitterze film, na którym widać, jak policja przenosi kobietę do radiowozu.
"Mamy konstytucyjne prawo do protestu"
Od godziny 22 grupa około 150 osób - które nie chciały dać się wylegitymować - była zamknięta w policyjnym kordonie w alei Szucha, a cztery godziny później policja rozpoczęła ich wyprowadzanie. Niektóre z osób siedzących na ziemi były wynoszone siłą.
Na miejscu byli posłowie. Wśród nich Urszula Zielińska z Partii Zieloni, która informowała uczestników protestu, że mogą liczyć na pomoc prawną.
- Po co to robić? Sądy oddalają te wszystkie sprawy, bo my mamy konstytucyjne prawo do protestu. Żyjemy w chorym kraju, w którym premier co poniedziałek wydaje nowe rozporządzenie, które ogranicza podstawowe wolności obywatelskie i konstytucyjne, i nie przyjmuje do wiadomości, że to jest bezprawne. Stąd mamy taki chaos na ulicy, stąd ta policja – powiedziała Urszula Zielińska.
"Zostałam pominięta"
Marta Lempart jako ostatnia została na ulicy przed gmachem Trybunału Konstytucyjnego.
Policja nie wykonywała wobec niej żadnych czynności. – Zostałam pominięta, co oznacza, że wygraliśmy – skomentowała. Przewodnicząca Strajku Kobiet pomachała do oddalających się policjantów, zapowiadając kolejny protest. - Widzimy się o 20. Do zobaczenia - powiedziała.
Źródło: TVN24