Czasy się zmieniają - to banał. Po sloganach reklamowych widać, jak bardzo. Na przykład taki wierszyk reklamowy "Chcesz byś utył, jadaj zupy. Byś tył zdrowo, jedz grzybową". Czy dzisiaj jest do pomyślenia zachwalanie czegokolwiek, od czego można utyć? Jeszcze nie tak dawno firma Strójwąs cytowanym wyżej wierszykiem reklamowała swoje zupy w proszku. A dziś? Gruby to chory.
Kiedy byłem dzieckiem, nasza sąsiadka się zaokrągliła. Nikt się tym nie martwił. Cała klatka schodowa z podziwem powtarzała: "milicjantowa się poprawiła". Była w tym także zazdrość, bo chodziło oczywiście o to, że milicjantom lepiej się wiedzie niż ogółowi obywateli.
Dziś lepiej wiedzie się obywatelom, którzy los swój powierzyli partii rządzącej, czyli PiS. I są tacy, którzy - jak moja sąsiadka milicjantowa - wyraźnie się poprawili. Wystarczy spojrzeć na wicepremiera Sasina albo na posła Suskiego. Zresztą od dawna zauważyłem, że władza sprzyja przyrostowi wagi. Ale dlaczego tak się dzieje, to temat do odrębnych studiów, bo nie każdy od sprawowania wysokich urzędów tyje. Czyli nie ma żelaznych reguł. Jak w życiu.
A w życiu to byłem na pokazie filmu "Rejs" z okazji 85. rocznicy urodzin Janusza Głowackiego. Pokaz "Rejsu" był dla mnie przykrym przeżyciem. Z Głowackim znaliśmy się od lat. Janusz był moim szkolnym kolegą. Chodził o klasę niżej. Łączyło nas raczej szkolne boisko niż zamiłowanie do literatury. Jeśli idzie o literaturę, to w tej samej klasie co Janusz był Tomek Łubieński, poeta, dramaturg, zainteresowany historią. To właśnie on sformułował nadużywane dziś pytanie: "Bić się czy nie bić?". Głowacki z Łubieńskim rywalizowali w sprawach literackich.
Los Janusza i mój przeplatały się w sposób niezamierzony przez całe nasze życie. Ponad 10 lat pracowaliśmy w tym samym tygodniku "Kultura", w tym samym czasie byliśmy emigrantami w Ameryce, wypchnięci w szeroki świat przez stan wojenny. Nasze żony założyły w Nowym Jorku firmę PR, choć wówczas nikt jeszcze tej nazwy nie używał. Dzięki tej firmie jako tako staliśmy na nogach finansowo, zarabiając pisaniem w języku polskim, jedynym, którym mogliśmy swobodnie operować. W tym samym mniej więcej czasie wróciliśmy też do Polski.
Moja niechęć do filmu "Rejs" wynika pewnie z tego, że za dużo wiem o czasach pokazywanych w "Rejsie", o ludziach, którzy film tworzyli i o okolicznościach, w których powstawał.
"Rejs" moim zdaniem nie jest dobrym filmem, jest zbiorem śmiesznych skeczów o czasach, które wcale śmieszne nie były. Były to czasy kłamstwa, krętactwa i moralnej dwuznaczności. Więcej, wcale nie śmiesznej, prawdy o tej epoce znajdziemy w "Aktorach prowincjonalnych" Agnieszki Holland, w "Wodzireju" Falka, u Kijowskiego w "Kung Fu", w "Barwach ochronnych" Zanussiego.
Te filmy pokazywały peerelowskie dwuznaczność, wykręty i udawania - i wcale nie były śmieszne To na te cechy ludzkiego postępowania Janusz był szczególnie wyczulony. A właśnie udawanie królowało w kinie "Kultura", na wieczorku poświęconemu "Rejsowi". Reżyser "Rejsu" ze swadą i dowcipnie opowiadał o perypetiach ze scenariuszem, nie wspomniał jednak, że na swego kolegę, a nawet przyjaciela, Janusza Głowackiego donosił do służby bezpieczeństwa. Nie został zapytany, jak godził rolę TW z rolą bezkompromisowego krytyka reżimu.
To dopiero byłaby prawda o czasach, kiedy powstawał "Rejs" - ważna i warta zapamiętania, nie mniej niż wyznania jakiegoś poczciwego naturszczyka. Po Januszu Głowackim pozostały wspomnienia jako playboyu w rozpiętej na piersiach koszuli. Według mnie mają tyle wspólnego z rzeczywistością co film "Rejs" z rzeczywistym obrazem PRL-u. Janusz nie był żartownisiem, był postacią tragiczną. Stworzył obraz samego siebie, uwierający go niczym źle uszyty garnitur. Tyle że to on sam dla siebie ten garnitur skroił z wyobrażeń o artyście człowieku sukcesu.
To, co piszę, może wyglądać na wydziwianie mniej zdolnego kolegi zazdrośnika. To prawda, zazdrościłem Januszowi talentu, nie zazdrościłem wyostrzonej jak sztylet samobójcy świadomości tragizmu ludzkiego losu.
Janusz współtworzył scenariusz do "Zimnej wojny", wielkiego filmu o latach peerelu, emigracji i miłości. Film wszedł na ekrany, kiedy Janusz już nie żył. Mało kto o tym pamięta, bo Janusz nie mógł "stawać na ściance" z aktorami i reżyserem w swojej białej, rozpiętej koszuli.
A ja nie chcę, żeby był zapamiętany jako współautor "Rejsu" i zapomniany jako współscenarzysta "Zimnej wojny".
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24