7 października zakończył się proces w sprawie zabójstwa siedmiomiesięcznego Wojtusia ze Świebodzina (woj. lubuskie). W tym procesie na ławie oskarżonych zasiada Robert P. - ojciec dziecka. 26-latek został oskarżony o zabójstwo z zamiarem ewentualnym.
Podczas poprzedniego posiedzenia, strony wygłosiły mowy końcowe. 13 października miał zapaść wyrok w pierwszej instancji. Tak się jednak nie stało.
Sąd chce ustalić przez biegłych jakie zaburzenia osobowości ma oskarżony i czy uzależnienie od narkotyków mogło mieć wpływ na popełnienie przestępstwa. Rozprawa została odroczona. Biegli mają cztery tygodnie na sporządzenie opinii.
"Ten wyrok musi być wyraźnym przesłaniem"
Podczas mów końcowych prokuratorka szczegółowo scharakteryzowała dom, w którym wychowywali się siedmiomiesięczny Wojtuś i jego dwuletnia siostra Róża.
- Alkohol, narkotyki i osoby wielokrotnie karane. Matka, której już odbierano dzieci, ojciec porywczy i uzależniony od substancji psychoaktywnych. Oni i dwójka małych dzieci. Do tego niemal wszyscy, którzy byli obojętni na ich los. Dziadkowie, którzy usprawiedliwiali sprawcę. Instytucje, które miały chronić, a zabrakło im woli. Sąsiedzi, którzy słyszeli i milczeli. Policja, która przyjeżdżała i nie zatrzymywała. Nawet tutaj przed sądem każda z tych osób stara się, choć trochę, usprawiedliwić oskarżonego. Dobrze wiemy, że to próba oczyszczenia własnego sumienia, bo wiedzieli, ale nic nie zrobili - mówiła prokurator Ewa Antonowicz.
Przypomniała, że Robert P. przyznał się do zabójstwa i tłumaczył, że nie panował nad sobą. Prokuratorka wnioskowała o uznanie P. za winnego zabójstwa Wojciecha S., znęcania się nad chłopcem, jego siostrą i matką - a tym samym o wymierzenie oskarżonemu najsurowszej kary, czyli dożywocia. Wnioskowała również o pozbawienia oskarżonego praw publicznych na pięć lat i o 14-letni zakaz kontaktowania się z córką Różą S.
- Ten wyrok musi być wyraźnym przesłaniem, że gniew, frustracja, niepanowanie nad sobą, nie mogą usprawiedliwiać przemocy. Zło zaczyna się od krzyku, od uderzenia, od strachu, który staje się codziennością, a kończy się ciszą taką, jaka zapadła tamtej nocy (7 marca 2024 - przyp. red.) - apelowała Antonowicz.
Adwokat Sylwester Babicz, przyznał podczas mów końcowych, że "niezaprzeczalnym faktem jest to, iż oskarżony doprowadził do śmierci swojego syna". Dlatego w tym zakresie wnioskowano o "łagodny wymiar kary". - Opis czynu jest bulwersujący, bo chodzi o zgon dziecka. Natomiast jest w akcie oskarżenia sformułowanie "z zamiarem ewentualnym" i ono w tej prawniczej nomenklaturze oznacza, że oskarżony wcale nie chciał, by do tego doszło - przekonywał z kolei Babicz.
Natomiast w kwestii znęcania się nad rodziną, według obrony, brak było dowodów, które by na to wskazywały. Adwokat Roberta P. wnioskował o uniewinnienie od zarzutu znęcania się.
"Wolałbym ja leżeć w grobie zamiast mojego własnego syna"
7 października, na sali sądowej głos zabrał również oskarżony. Przez kilka minut opowiadał tym, jak wyglądało życie z jego partnerką Alicją S.
- Żałuję tego, co się stało. Ale nie padło to, że partnerka często wybywała na całe noce. Nie padło to, że miałem dwie roboty jednocześnie. Wróciłem z drugiej pracy, a ona nawet nie wiedziała, gdzie ma córkę. Tak się napiła, że nie pamiętała, gdzie jest Róża, a ona była u jej siostry. Nie padło to, że kilka razy by nam chatę spaliła, bo pijana z dzieckiem w domu zasnęła. To było całe życie, ciągle w nerwówce - wyliczał.
26-latek wyraził też skruchę. - Czasu nie cofnę, choć bardzo bym chciał. Wolałbym ja leżeć w grobie zamiast mojego własnego syna. I mam nadzieję, że kuratorium będzie miało teraz większe pole manewru, żeby dzieci zabierać z takich rodzin - powiedział 26-latek. - Jakbym miał sam gdzie zabrać te dzieci, tobym to zrobił i się od niej uwolnił, a tak czekałem, aż zrobi to kurator - dodał.
"Zadał dziecku ciosy w głowę, ponieważ był zirytowany tym, że go obudziło"
Do tragedii doszło 7 marca 2024 roku. To wtedy do jednego z domów w Świebodzinie wezwano na numer alarmowy 112 pomoc. Zwróciła się o nią babcia kilkumiesięcznego chłopca. Na miejsce pojechały służby ratunkowe, niestety dziecko już nie żyło. Jak informowali wstępnie śledczy, "miało obrażenia na ciele".
Policja zatrzymała Roberta P. - ojca dziecka. Jak ustalono, nocą był w domu sam z siedmiomiesięcznym Wojtusiem i dwuletnią Różą. Spali w jednym łóżku. Matki dzieci nie było w domu. Została zatrzymana przez policję w środę, 6 marca, za kradzież. I to pod jej nieobecność doszło do zabójstwa. Jak informowała Ewa Antonowicz, Robert P. "stwierdził wprost, że zadał dziecku ciosy w głowę, ponieważ był zirytowany tym, że go obudziło".
Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze w lutym 2025 roku. Jak informowała prokuratura, psychiatra jasno określił, że oskarżony jest osobą zdrową, poczytalną, która wie, co robi. Biegli mieli też pewność, że siła, z jaką ojciec uderzał Wojtusia, była duża, a "śmiertelne skutki nieuniknione".
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Autorka/Autor: Aleksandra Arendt-Czekała
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24