Ponad 100 psów ze schroniska w Wojtyszkach (woj. łódzkie) zostało odebranych przez prokuraturę. Po kolejne 300 przyjechali pracownicy fundacji Mondo Cane i Liberandum. Początkowo nikt ich nie wpuszczał, przez cały dzień na wejście do przytuliska nie zdecydowali się także policjanci. Nagle nastąpił nieoczekiwany przełom. W środku nocy o przejęciu schroniska poinformowała inna organizacja. Dopiero nowi dzierżawcy wpuścili do budynków przedstawicieli fundacji.
W Wojtyszkach pod Sieradzem znajduje się największe w Polsce schronisko dla bezdomnych zwierząt. Od lat aktywiści starali się o to, by ośrodek zamknąć, jak dotąd jednak bezskutecznie. Przytulisko ma podpisane umowy z gminami, które zresztą generują niemały zysk. Jak wynika z danych Biura Ochrony Zwierząt, tylko w 2020 roku do schroniska wpłynęło 6,6 mln złotych.
Sprawa została zgłoszona organom ścigania. W końcu Prokuratura Okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim wszczęła w tej sprawie śledztwo. Dotyczy ono podejrzenia znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad kilkoma tysiącami zwierząt przez właścicielkę schroniska i lekarza weterynarii. 23 i 24 lutego prokurator między innymi z policjantami i pracownikami fundacji weszli do schroniska.
Prokuratura zabezpieczyła ponad 100 psów, kolejne 300 czekało na ratunek
- Wszystkie zwierzęta w tym schronisku są w bardzo złym stanie psychicznym. Niemal wszystkie nie opuszczały klatek, w zasadzie nie były karmione. Jadły słomę, sierść, piach. Brodziły w swoich odchodach. Zobaczyliśmy po prostu obraz nędzy i rozpaczy - przekazała tvn24.pl Aleksandra Śniecikowska z fundacji Mondo Cane.
W ośrodku znajdują się przede wszystkim psy, jednak są również - także zaniedbane - kury, krowa, kozioł, a nawet wilk.
Nie jest to nowa sytuacja, jednak schronisko wciąż działało. Od kiedy wcześniejsza właścicielka - w związku ze śledztwem - otrzymała prokuratorski zakaz opieki nad zwierzętami, formalnie przytulisko przejęła inna osoba. Sytuacja zwierząt nie uległa jednak zmianie. Po kolejnych doniesieniach, że w schronisku może dochodzić do znęcania się nad zwierzętami, w grudniu 2022 roku prokuratura wszczęła jeszcze jedno śledztwo. Prokuratorzy czekają teraz między innymi na opinię biegłych. Sprawa placówki w Wojtyszkach wciąż nie trafiła jednak do sądu.
Po tym, jak pod koniec lutego odebrana została ponad setka zwierząt, w schronisku pozostało ich jeszcze około 300. W czwartek (2 marca) po ich odbiór przyjechali działacze fundacji Mondo Cane oraz Liberandum. Pracownicy schroniska nie chcieli jednak ich wpuścić, dlatego aktywiści poprosili o pomoc policję.
Chcieli pomocy policji, policja czekała na dyspozycję prokuratury
Policjanci nie zdecydowali się jednak na wejście do schroniska. - Funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie, że w schronisku dochodzi do łamania prawa, że zagrożone jest życie i zdrowie zwierząt i że konieczny jest interwencyjny odbiór zwierząt w trybie artykułu 7 ustęp 3 ustawy o ochronie zwierząt, jednak czekali na dyspozycję prokuratury, nie wykonując swoich obowiązków w należyty sposób - ocenił w rozmowie z nami mecenas Marcin Jaklewicz, adwokat wspierający fundację Liberandum.
Policja widzi sprawę inaczej. Rzeczniczka komendy w Sieradzu poinformowała nas w piątek, że mundurowi nie mogli podjąć takiej decyzji autonomicznie. - Z uwagi na fakt, że aktualnie toczy się przedmiotowe postępowanie przygotowawcze, którego gospodarzem jest prokuratura, to właśnie ten organ jest właściwy do wydawania policji dyspozycji co do czynności, które mają być wykonywane w ramach prowadzonego śledztwa - przekazała aspirant sztabowy Agnieszka Kulawiecka.
Rzeczniczka dodała, że policjanci "o sytuacji zastanej na miejscu na bieżąco informowali prokuratora prowadzącego postępowanie". - Nie otrzymali jednak dyspozycji do wykonania czynności na terenie placówki w Wojtyszkach - dodała.
Czytaj też: "Przez trzy miesiące nie wychodziły z betonowych boksów. Piły deszczówkę zmieszaną z fekaliami"
W czwartek i w piątek próbowaliśmy skontaktować się z rzecznikiem ostrowskiej prokuratury. Bezskutecznie.
Aktywistka: tutaj nigdy żadne schronisko nie miało prawa istnieć
Aktywiści mieli nadzieję, że zwierzęta uda się odebrać w asyście policjantów w piątek. W środku nocy z czwartku na piątek dowiedzieli się jednak, że schronisko zostało wydzierżawione przez inną organizację - Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Rano przedstawiciele DIOZ wpuścili do środka pracowników obu fundacji, którzy rozpoczęli odbiór psów.
- Jednoznacznie należy odebrać te zwierzęta ze względu na warunki, które tu panują. Schronisko nie spełnia żadnych norm i trzeba je natychmiast zamknąć. Staramy się w pierwszej kolejności wywozić stąd najbardziej schorowane psy, które są kompletnie niesprawne, nie podnoszą się, nie potrafią chodzić - podkreśliła Śniecikowska.
Podczas akcji zwierzęta są wylęknione, niektóre agresywne. - Wynika to z powodu warunków, w jakich przebywały. Tutaj nigdy żadne schronisko z takimi warunkami nie miało prawa istnieć. To są lata zaniedbań, żeby doprowadzić zwierzę do tak strasznego stanu - powiedziała pełnomocniczka fundacji Mondo Cane, adwokat Sara Balcerowicz.
Zwierząt jest tak dużo, że cała operacja potrwa około tygodnia. Pierwszego dnia z przytuliska ma zostać wywiezionych około 70 psów. Zwierzęta trafiają najpierw do lekarza weterynarii, który ocenia stan każdego z nich i wdraża leczenie. Stamtąd większość z psów trafi do azylu Pogotowia dla Zwierząt w Kuflewiu (woj. mazowieckie), a część do domów tymczasowych. W najbliższym czasie niektóre z nich będzie już można adoptować.
W piątek w ramach prokuratorskiego śledztwa czynności w schronisku przeprowadzali także policjanci.
Źródło: tvn24.pl, Fundacja Mondo CANE, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Mondo CANE