Czternastolatka przychodziła opiekować się dwulatkiem, aż została uwięziona i brutalnie zgwałcona przez ojca chłopca - ustalili prokuratorzy badający koszmar, do którego miało dojść w Tychach. W gwałceniu drugiej ofiary miała też uczestniczyć żona podejrzanego. 46-letnia kobieta również była zwabiona na "rekrutację".
Na pierwszy rzut oka normalna rodzina.
- Ani biedni, ani szczególnie zamożni - opowiadają osoby, które znają szczegóły sprawy.
Sprawy szokującej. Bo 26-letni mieszkaniec Tychów i młodsza od niego o dwa lata żona są podejrzani o zbrodnię gwałtu. Zaczęło się od 14-letniej dziewczyny, która przychodziła opiekować się ich dwuletnim synem.
- W czerwcu tego roku nastolatka została brutalnie zgwałcona przez 26-latka. W tym czasie jego żona spała - tłumaczy Monika Stalmach-Ćwikowska z prokuratury rejonowej w Tychach.
Nastolatka miała być nie tylko ofiarą gwałtu, ale też bita. Do domu mogła pójść dopiero po wielu godzinach.
Początkowo ukrywała to, co się stało. Swoim rodzicom powiedziała tylko, że nie chce już opiekować się dwulatkiem.
Niedługo potem rodzice dwuletniego chłopca rozpoczęli poszukiwania kogoś, kto zastąpi dotychczasową opiekunkę. 46-letniej kobiecie, którą przypadkowo poznali, powiedzieli, że potrzebują kogoś, kto wieczorem zostanie z ich synem. Potencjalna opiekunka umówiła się na spotkanie w domu małżeństwa.
- Kiedy przyszła do mieszkania, została uwięziona. Padła ofiarą brutalnego gwałtu. Zbrodni, według naszej wiedzy, dopuścił się zarówno mężczyzna, jak i jego żona - opowiada prokurator Stalmach-Ćwikowska.
Dodaje, że do koszmaru doszło w czasie, kiedy synek podejrzanych był w domu. 46-letnia kobieta została wypuszczona dopiero następnego dnia. W tym czasie miała być wielokrotnie zgwałcona.
Fragmenty układanki
Zanim 46-latka została wypuszczona z domu, małżeństwo miało jej grozić. Miała milczeć o tym, co się stało. Nie posłuchała, poszła na policję.
Małżeństwo zostało zatrzymane, usłyszeli zarzuty i trafili do aresztu.
Niedługo potem na policję zgłosili się rodzice czternastolatki. Dowiedzieli się w końcu o tym, przez co przeszła ich córka. Wszystko zaczęło układać się w całość.
- Trzeba podkreślić, że podejrzani zdecydowali się nie tylko na szokującą, ale też wyjątkowo bezczelną zbrodnię. Ofiary były przecież zapraszane do domu napastników, znały też ich dane - podkreśla prokurator Monika Stalmach-Ćwikowska.
Śledczy zaznaczają, że od koszmaru czternastolatki do ataku na 46-latkę minął niemal miesiąc. Prokuratorzy chcą ustalić, czy w międzyczasie para zapraszała na "rekrutację" też inne osoby. A jeżeli tak, to co się działo w trakcie takich spotkań. Dlatego proszą o kontakt wszystkie osoby, które mogą pomóc w uzupełnieniu materiału dowodowego.
- Wszelkie działania policyjne w stosunku do zgłaszających się do nas osób są w tego typu sprawach prowadzone w taki sposób, aby nie dochodziło do ponownego krzywdzenia poszkodowanych - zapewnia asp. szt. Sonia Kepper z komendy wojewódzkiej policji w Katowicach.
Bez skruchy
Para została zatrzymana w czerwcu. Podczas przesłuchania w prokuraturze podejrzani nie przyznali się do winy. Prokuratorzy ze względu na dobro śledztwa nie chcą informować o treści ich zeznań.
Dowiedzieliśmy się, że nie okazują skruchy. Przedstawiana przez nich wersja nie znajduje potwierdzenia w materiale dowodowym. Na tyle solidnym, że sąd zgodził się już w sierpniu na przedłużenie ich aresztu. Para za kratkami zostanie co najmniej do 20 listopada.
Jak się dowiedzieliśmy, oboje byli wcześniej karani.
Za zbrodnię gwałtu grozi im do 15 lat więzienia. Oboje mają też odpowiedzieć za kierowanie gróźb karalnych. 26-latek ma odpowiedzieć też za pedofilię i kierowanie gróźb karalnych.
Dziecko podejrzanych jest pod opieką ich rodziny. O tym, gdzie chłopiec zostanie tymczasowo umieszczony, zadecyduje sąd rodzinny.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock