- Poczułam strach. Spadania nie pamiętam - mówi Kasia. Trzy lata temu wypadła z drugiego piętra, bo barierka balkonowa była źle przymocowana. Upadła na Pawła i tylko dzięki temu przeżyła. Chłopak jest sparaliżowany. - Ślub wzięliśmy na OIOM-ie. Miłość jednak istnieje - opowiada Paweł. Jest też nadzieja, że po trzech latach przestanie być kaleką.
Paweł ma 27 lat i czucie tylko w rękach. Dłonie układają się w nienaturalnym przykurczu.
- O reszcie ciała mógłbym zapomnieć. Ani bólu, ani świadomości jego istnienia - opowiada.
Przed wypadkiem pracował jako dekarz. Miał podstawy, żeby bać się o to, że kiedyś spadnie z wysokości.
- Nie wpadłbym jednak na to, co przygotował dla mnie los - uśmiecha się lekko.
Był wrzesień 2015 roku. W życiu Pawła wszystko układało się znakomicie. Od miesiąca był z Kasią.
- Tego dnia miałem poznać jej brata - opowiada.
W niewielkim mieszkaniu na drugim piętrze kamienicy przy ul. Zarzewskiej w Łodzi były cztery osoby - oprócz Pawła (właściciela lokalu) również Kasia, jej brat i jego koleżanka.
- Było jakoś po północy, kiedy podeszliśmy do okna balkonowego, żeby zapalić - mówi Paweł.
- Stali we dwóch i opierali się o barierkę. Kiedy do nich podeszłam, usłyszałam trzask. Poczułam strach - dodaje Kasia.
Barierka była nie tylko zardzewiała, ale też – jak wykazało śledztwo – źle zakotwiczona. Nie mogła utrzymać ciężaru trzech opierających się o nią osób.
- Widziałem, jak lecieli. Dziewczyna i dwóch facetów. Jeden z nich odbił się jeszcze od zaparkowanego samochodu, przygniotła go też barierka - wspomina Janusz, mieszkający w kamienicy po drugiej strony Zarzewskiej.
Pamięta, że "dziewczyna się nie ruszała".
- Ludzie mówili, że dwa trupy. Że nic nie da się zrobić - wspomina.
Błyski
- Świadomość zarejestrowała jakieś strzępki tego, co działo się tuż po. Pamiętam sanitariuszy i rząd szpitalnych świateł - opowiada Kasia.
Pamięta rozmowę z lekarzem dobę po upadku.
- Dowiedziałam się, że miałam szytą głowę i mam stłuczony kręgosłup. Pytałam o brata i Pawła. Ale nikt nie chciał niczego mówić - wspomina.
Dziś już wie, że lekarze bali się, że złe wiadomości mogą doprowadzić do pogorszenia się jej stanu zdrowia.
Bo o ile z bratem było nie najgorzej (miał tylko poważne obrażenia ręki), to wiadomości o Pawle mogły ją przerazić. Był na oddziale intensywnej terapii.
- W trzeciej dobie dowiedziałam się, że jego życie ciągle jest zagrożone. Pewne było tylko to, że nie będzie chodzić - opowiada Kasia.
Paweł miał kręgosłup złamany w trzech miejscach i przerwany rdzeń kręgowy.
- Jego miednica była połamana. Śledzionę trzeba było usunąć. Lekarze mówili mi wtedy, że nie ma organów wewnętrznych, które po upadku nie zostały uszkodzone. Usłyszałam, że każda moja wizyta może być ostatnią - opowiada.
Wtedy też dowiedziała się, że gdyby nie Paweł, to już by nie żyła.
- Wylądowałam na nim. Według medyków, nie przeżyłabym uderzenia w beton, bo jestem zbyt drobna. Czyli zawdzięczam mu życie – zaznacza.
Oszołomiony
Paweł odzyskał świadomość kilka dni po tragedii.
- Długo do mnie nie docierało, że jestem kaleką. Takie informacje chyba muszą dochodzić z opóźnieniem, żeby nie zwariować - mówi.
W szpitalu był ponad rok.
- Dziwiło mnie, że dla niemal wszystkich znajomych byłem martwy. Wszyscy zaczęli mnie unikać - opowiada.
Bał się, że Kasia też zniknie.
- Trudno było się spodziewać, że zostanie. Przecież to olbrzymie obciążenie - mówi Paweł.
Ale Kasia chciała zostać.
- Miłość jest miłością. Co ciekawe, to ja oświadczyłam się jemu - opowiada.
Marzenie
15 grudnia, niecałe trzy miesiące po wypadku, para wzięła ślub.
- Wesela nie było. Jeszcze - mówi Paweł.
Od kilku miesięcy marzy, że będzie miał wesele. I że będzie mógł na nim stanąć obok żony.
- Dwa kraje na świecie, Stany Zjednoczone i Tajlandia, wykonują operacje wszczepiania implantu elektrostymulującego na kręgosłup - opowiada.
Metoda stosowana jest od niedawna.
15 1750 1312 6883 7407 0820 7479 Numer konta, na które można wpłacać pieniądze dla Pawła
- Około dwustu osób na świecie przeszło przez taki zabieg. Często to byli ludzie, którzy nawet nie mieli czucia w rękach, a po operacji chodzą - opowiada.
Problemem są pieniądze. Operacja w Bangkoku kosztuje 90 tys. dolarów. W internecie ruszyła zbiórka pieniędzy.
- Nadzieja trzyma mnie przy życiu - mówi Paweł.
Więzienie
Paweł mieszka z Kasią w tym samym mieszkaniu, z którego wypadł. Tam, gdzie w 2015 roku oberwała się balustrada, stoi dziś duża klatka dla szynszyli.
Na środku niewielkiej izby jest łóżko, na którym leży Paweł. Przed nim laptop. Pół metra dalej telewizor.
Cały jego świat.
- Od trzech lat tak leżę. Pewnie gdyby nie Kasia i jej opieka, moje ciało byłoby w na tyle złym stanie, że o żadnym powrocie do sprawności nie byłoby mowy - mówi.
Kasia poświęciła się opiece nad mężem.
- Zawsze z nim będę. Na dobre i złe - kończy.
W łódzkim sądzie rejonowym trwa proces administratora kamienicy, z której wypadło małżeństwo. 60-letni Andrzej R. jest oskarżony o to, że nie dopełnił obowiązków związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa lokatorom.
- Śledztwo wykazało, że barierki nie były zamontowane zgodnie ze sztuką budowlaną. Nie były też poddawane renowacji - mówi Małgorzata Al-Kadi, prokurator rejonowa dla Łodzi - Górnej.
Andrzej R. nie przyznaje się do winy. Grozi mu do trzech lat więzienia.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź