Tina Turner zawsze niosła w sobie miłość. Dlatego, że kochała nas, fanów dobrej muzyki - mówił na antenie TVN24 dziennikarz muzyczny Hirek Wrona, wspominając zmarłą artystkę. Dodał, że jej koncerty w latach 80., 90. "były absolutnie ikoniczne". - To było coś, co przyciągało publiczność, co sprawiło, że chodziły nam ciarki po plecach - dodał. Mówił też, że "każdy jej występ to było misterium, które sprawiało jej olbrzymią radość".
Piosenkarka Tina Turner zmarła w wieku 83 lat - poinformowała w środę agencja Reutera, powołując się na jednego z przedstawicieli artystki.
Wokalistkę wspominał na antenie TVN24 dziennikarz muzyczny Hirek Wrona.
"Śpiewała dla ludzi, bo ich po prostu kochała"
- Dla mnie to bardzo bolesna sprawa. Miałem świadomość, że Tina choruje, że przychodzi taki moment, że rozstanie się z nami - powiedział, dodając, że wierzył, że to rozstanie z nią nastąpi jak najpóźniej.
- Tina była niezwykle wrażliwa, po prostu kochała dzieci, miała czwórkę swoich, śpiewała dla ludzi, bo ich po prostu kochała - mówił dalej. - Każdy jej występ to było misterium, które sprawiało jej olbrzymią radość - wspominał.
"Potrafiła śpiewać z nieprawdopodobną dzikością"
Mówiąc o muzycznych losach Turner, Wrona wskazywał na okres, gdy jej mężem był Ike Turner. - Choć on był dla niej złym mężem, to jednak razem stworzyli duet, który zmienił oblicze muzyki - ocenił dziennikarz muzyczny. - Tina Turner, która była żoną, muzą i jednocześnie wokalistką Ike'a Turnera, potrafiła śpiewać z nieprawdopodobną dzikością, że tylko James Brown robił to równie znakomicie. To właśnie oni stali na czele rewolucji, którą później nazywano rewolucją soulową, funkową, rockową - opisywał jej muzyczny styl.
Wrona: nikomu się nie żaliła, nigdy
Wrona zwracał uwagę na jej osobiste przeżycia, związane między innymi z nieudanym małżeństwem z Turnerem. - Nikomu się nie żaliła. Nigdy. Przyjeżdżała, bo musiała grać koncerty. Nawet tuż przed stanem wojennym przyjechała do Polski, zagrała za jakieś śmieszne pieniądze, dlatego że nie miała pieniędzy na życie. Nagle w latach 80. wszystko się zmieniło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - opowiadał.
Dodał, że wtedy w życiu Tiny Turner "pojawiło się magiczne słowo 'miłość'". - Spotkała na swojej drodze człowieka, który ją pokochał, był na początku jej menadżerem. Następnie został jej mężem. Nazywa się Erwin Bach. On nagle sprawił, że Tina z wokalistki, którą wszyscy znali, wszyscy szanowali, stała się megagwiazdą. On wyniósł ją na piedestał. Namówił najlepszych muzyków świata, żeby z nią zaśpiewali, zagrali - dodał.
Wrona: jej koncerty były absolutnie ikoniczne
Wrona mówił, że koncerty artystki w latach 80., 90. "były absolutnie ikoniczne". - To było coś, co przyciągało publiczność, co sprawiło, że chodziły nam ciarki po plecach - dodał.
Hirek Wrona mówił także, że miał okazję być na koncercie Tiny. - Proszę mi wierzyć, moje spotkanie z nią było czymś fascynującym, dlatego że ona po prostu była normalna. Wiedziała, że teraz jest gwiazdą, ale kiedyś nie miała za co żyć, nie miała czym nakarmić dzieci, (...). Tina Turner zawsze niosła w sobie miłość. Dlatego, że kochała nas, fanów dobrej muzyki - powiedział rozmówca TVN24.
Źródło: TVN24