"Pochwała amerykańskiego militaryzmu" czy "głęboki emocjonalnie obraz weterana i jego rodziny"? Film "Snajper" Clinta Eastwooda, który otrzymał sześć nominacji do Oscara, wywołuje wyjątkowe kontrowersje. Emocji nie wywołuje jego jakość artystyczna, ale stojące za nim przesłanie.
"Snajper" (angielski tytuł "American Sniper") miał światową premierę w połowie stycznia. W Polsce do kin jeszcze nie trafił, a przez USA zdążyła się już przetoczyć fala dyskusji na jego temat.
Podsyciło je to, że film został nominowany do Oscara w sześciu kategoriach: najlepszy film, najlepszy aktor pierwszoplanowy, najlepszy scenariusz adaptowany, najlepszy montaż, najlepszy dźwięk i najlepszy montaż dźwięku.
Kontrowersje oznaczają pieniądze
W najważniejszych kategoriach "Snajper" nie jest uznawany za faworyta. Nie ulega jednak wątpliwości, iż z punktu widzenia czysto artystycznego jest filmem dobrym, choć nie wybitnym. Zdaniem krytyków Eastwood po raz kolejny udowadnia, że jest nie tylko świetnym aktorem, ale również dobrym reżyserem.
Emocje i tematyka filmu zapewniły mu świetne wyniki finansowe. W pierwszy weekend wyświetlania w USA zarobił 90 milionów dolarów, co jest rekordem dla Eastwooda i najlepszym wynikiem w historii dla filmów klasyfikowanych jako „dramat”. Produkcja „Snajpera” kosztowała nieco ponad 60 milionów dolarów, więc koszty zwróciły się błyskawicznie i to z nawiązką. Do dzisiaj film na całym świecie zarobił już ponad 300 milionów dolarów.
Co tak przyciągnęło Amerykanów do kin? Prawdopodobnie największym magnesem jest fabuła i związane z nią kontrowersje. Eastwood sięgnął po historię, która była niemal gwarantowanym sposobem na zrobienie popularnego filmu. To wspomnienia Chrisa Kyle’a, komandosa amerykańskiej jednostki specjalnej SEALs, który służył w Iraku jak snajper i zyskał sławę „najskuteczniejszego”, tudzież „najbardziej zabójczego”, strzelca w historii wojska USA.
Zawodowe zabijanie
Kyle zaciągnął się w 1999 roku i trafił do najbardziej elitarnego oddziału specjalnego amerykańskiego wojska. Następnie udało mu się wejść w skład elity elit, czyli grona snajperów SEALs. Pomogły mu w tym świetne umiejętności strzeleckie, które nabywał już od ósmego roku życia, kiedy otrzymał w prezencie od ojca swój pierwszy karabin.
Całą swoją karierę bojową Kyle spędził w Iraku. Odbył tam cztery tury, z czego każda liczyła co najmniej rok. Jego podstawowym zajęciem było zapewnianie ubezpieczenia żołnierzom normalnych jednostek podczas patroli czy walk z rebeliantami. Wraz z innymi członkami SEALs zajmował wybrane pozycje w wysokich budynkach i obserwował duży teren, mając znacznie lepsze pole widzenia niż zwykła piechota przemieszczająca się na poziomie ulic.
Po dostrzeżeniu ewentualnego zagrożenia dla żołnierzy miał je eliminować. Podczas swojej kariery Kyle miał zabić 160 osób. To tak zwane "potwierdzone trafienia". Sam twierdził, że było to 255 osób, ale nie zostało mu to zaliczone przez wojskową biurokrację. Taki "wynik" stawiał go na pierwszym miejscu w szeregu "najbardziej skutecznych" snajperów w historii wojska USA.
Czy można mówić o zabijaniu?
Po zakończeniu służby w 2009 roku Kyle zgodził się spisać swoje wspomnienia. Były wojskowy miał początkowo nie być przekonany do tego pomysłu, bowiem w środowisku działających w tajemnicy służb specjalnych opisywanie swoich historii jest traktowane mało przychylnie. Tak samo jak chwalenie się osiągnięciami. Ostatecznie Kyle zmienił zdanie. Oficjalnie z powodu tego, że do wydania szykowano w tamtym czasie kilka innych książek o SEALs.
Wspomnienia snajpera okazały się bestsellerem. Książka „American Sniper” z bardzo dosłownym podtytułem „Autobiografia najbardziej zabójczego snajpera w historii wojska USA”, utrzymywała się na liście bestsellerów „New York Timesa” przez 37 tygodni i przełożono ją na wiele języków. Podobnie jak film, wywołała falę kontrowersji. Uderzające dla części Amerykanów było to, jak otwarcie były żołnierz mówił o zabijaniu i nie wyrażał z tego powodu żadnej skruchy czy wyrzutów sumienia. Kyle zawsze powtarzał, że gdyby mógł, to zabiłby więcej Irakijczyków, bo śmierć każdego z rebeliantów oznaczało zwiększenie bezpieczeństwa innych Amerykanów.
Kadry z filmu "Snajper":
Snajper naruszał tym samym pewne tabu, według którego o zabijaniu, nawet w służbie ojczyzny, lepiej nie mówić, a już na pewno lepiej się tym nie chwalić. Dla wielu przedstawicieli lewicowego światopoglądu stał się z tego powodu symbolem tego, co złe w amerykańskim patriotyzmie i polityce zagranicznej za rządów George W. Busha. Dla bardziej konserwatywnych Amerykanów stał się bohaterem i uosobieniem słusznych cech prawdziwego syna USA, naprawdę ceniącego takie wartości jak „Bóg, honor i ojczyzna”.
Wojna światopoglądowa
Robiąc swój film, Eastwood dotknął niezabliźnionych ran, jakie zostawiła w amerykańskim społeczeństwie "wojna z terrorem", zapoczątkowana po zamachach z 11 września 2001 roku.
Spory przebiegają po tej samej linii co przy okazji wydania książki. Sam Kyle jest tutaj tylko przyczynkiem do dyskusji nad zasadnością i moralnością prowadzonych przez USA wojen, oraz tego, czy żołnierze w nich walczący są godni fetowania jako bohaterowie.
Czy w ogóle można chwalić kogoś, kogo zajęciem jest zabijanie innych ludzi? Czy można podziwiać kogoś, kto określa swoich przeciwników jako „prymitywy”, dehumanizuje ich i nie ma wyrzutów sumienia po ich zastrzeleniu? Czy też może taka jest wojna i nie ma co unikać tej prawdy? Czy nie jest prawdą, że Kyle działał w interesie USA i z tego powodu Amerykanie powinni mu być wdzięczni?
Skrajnym przykładem tej dyskusji są krótkie i mało subtelne wypowiedzi takich osób, jak polityk republikańska Sarah Palin, czy znany z skrajnie lewicowych (jak na USA) poglądów reżyser Michael Moore. Po wyjściu z kina napisał na Twitterze: "Mojego wujka zabił podczas II wojny światowej snajper. Uczono nas, że snajperzy to tchórze. Strzelą ci w plecy. Snajperzy nie są bohaterami, zwłaszcza ci, którzy najeżdżają inny kraj". Za te kilka zdań na reżysera spadła fala krytyki i dlatego on sam częściowo się ze swoich twierdzeń wycofał.
Co o tego rodzaju poglądach myśli druga strona sceny światopoglądowej, powiedziała Palin, przedstawicielka konserwatywnego skrzydła Partii Republikańskiej, reprezentująca stereotypowego mieszkańca centralnych stanów USA: religijnego, silnie patriotycznego i przywiązanego do wolnego dostępu do broni.
"Niech Bóg błogosławi naszych żołnierzy, zwłaszcza snajperów. Hollywoodzcy lewacy wymieniający się pomiędzy sobą błyszczącymi plastikowymi statuetkami i plujący na groby bojowników o wolność, którzy sprawili, że możecie robić to co robicie, wiedzcie, że reszta Ameryki zdaje sobie sprawę, że nie bylibyście godni czyścić butów Chrisa Kyle'a".
Przesłanie antywojenne?
Sam Eastwood dystansuje się od sporów, ale teorię, że jego film propaguje militaryzm i jest pro-republikański, nazwał "głupią analizą". Reżyser utrzymuje, że jego dzieło nie ma nic wspólnego z polityką i ma przede wszystkim przesłanie antywojenne, pokazując, co okropieństwa wojny czynią z ludzką psychiką i jego życiem.
- Dorastałem w czasie II wojny światowej, która miała być tą ostatnią. Już cztery lata później stałem przed komisją poborową podczas wojny w Korei. Potem był Wietnam. Ta lista ciągnie się i ciągnie. Zastanawiam się, czy to kiedykolwiek się skończy? Przypuszczam, że nie. Tak więc za każdym razem, kiedy angażujemy się w wojny, powinniśmy lepiej się nad tym zastanowić - powiedział gazecie "The Star".
Główny sprawca całego zamieszania, Chris Kyle, nie doczekał powstania filmu o samym sobie. W 2013 roku został zastrzelony na strzelnicy przez innego weterana wojny w Iraku. Obaj brali udział w programie, który miał pomagać w radzeniu sobie z Zespołem Stresu Pourazowego. Nie jest jasne, dlaczego mężczyzna zastrzelił Kyle'a. Trwa jego proces.
Autor: Maciej Kucharczyk/kka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Warner Bros