Przyjaciele i artyści pożegnali w środę Jadwigę Barańską podczas mszy w warszawskim Kościele Środowisk Twórczych. Pogrzeb aktorki odbył się w Los Angeles, gdzie od wielu lat mieszkała.
Cmentarz w Los Angeles nie jest jednak ostatecznym miejscem spoczynku wielkiej aktorki.
W odczytanym w Kościele Środowisk Twórczych liście, jaki Jerzy Antczak - wybitny reżyser i mąż artystki - przesłał do duszpasterza środowisk twórczych ks. Andrzeja Lutra czytamy: "Dzisiaj oddajemy część prochów Jadzi amerykańskiej ziemi, która była miejscem jej zamieszkania przez wiele lat. W 2025 roku przywieziemy je do Polski, aby w 90. rocznicę urodzin przypadającą na 21 października, spoczęła w ojczyźnie, z której nigdy duchowo nie wyjechała".
Tydzień przed pogrzebem na Forest Lawn Memorial Park, 13 października, w polskim kościele w Los Angeles podczas nabożeństwa artystkę żegnali amerykańscy przyjaciele. W pożegnaniu uczestniczyła także konsul generalna RP Paulina Kapuścińska, która przekazała Jerzemu Antczakowi przyznany pośmiertnie artystce za zasługi dla polskiej kultury Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
Pożegnanie ikony polskiego kina
Podczas mszy w Kościele Środowisk Twórczych, celebrujący ją ksiądz Andrzej Luter mówił o aktorskim fenomenie Jadwigi Barańskiej. Podkreślał, że choć nie grała w kinie dużo - przede wszystkim genialną rolą Barbary Niechcic w "Nocach i dniach" nakręconych przez męża Jerzego Antczaka - "przeszła do historii kina i kultury". Ta kreacja uczyniła ją ikoną X Muzy, a film jak wiadomo zdobył nominację do Oscara.
W wywiadzie jakiego Jerzego Antczak udzielił tvn24.pl podkreślał zresztą, że to właśnie ona była pomysłodawczynią całego przedsięwzięcia, wymuszając niemal na nim lekturę książki Marii Dąbrowskiej, do której przez lata nie mógł się przekonać.
Niezwykle poruszającej mszy pożegnalnej towarzyszył słynny "Walc" z "Nocy i dni" skomponowany przez Waldemara Kazaneckiego. Widoczne podczas nabożeństwa zdjęcie Jadwigi Barańskiej pochodzi z FPFF w Gdyni, gdzie w 2015 roku odebrała Diamentowe Lwy dla Najlepszej Polskiej Aktorki 40-lecia, właśnie za rolę Barbary Niechcic w "Nocach i dniach".
Andrzej Luter (nie tylko duszpasterz i doktor teologii, ale również uznany krytyk filmowy) wspominał też znakomite role jakie Barańska stworzyła w Teatrze Telewizji. Choćby w kultowych adaptacjach dwóch jednoaktówek Czechowa - "Oświadczyny" i "Jubileusz". Przypomniał też nieco zapomniany rozdział jej twórczości, jakim był śpiew i znakomite wykonania przedwojennych szlagierów, wcześniej należących do repertuaru Hanki Ordonówny.
Zmarłą artystkę żegnała także aktorka Magdalena Zawadzka, prywatnie jej bliska przyjaciółka. Gwiazda "Nocy i dni" była matką chrzestną jej syna Jana Holoubka, dziś cenionego reżysera.. Podkreśliła, że w hierachii wartości Jadwigi Barańskiej zawsze na pierwszym miejscu była rodzina. To dla niej bez żalu zrezygnowała z uprawianego zawodu, wyjeżdżając w końcu lat 70. z mężem i synem z Polski do Stanów Zjednoczonych, u szczytu kariery.
Jak się okazało na zawsze.
Aktorskie zwierzę
Jadwiga Barańska przyszła na świat 21 października 1935 roku. Rodzina mamy pochodziła z Kurlandii i miała niemieckie korzenie. Ojciec zmarł zamęczony przez niemieckich okupantów w 1943 roku.
W książce Łukasza Maciejewskiego "Aktorki" opowiadała: "Urodziłam się w Łodzi. Jestem jedynaczką. Ojciec osierocił mnie, kiedy miałam osiem lat. Zabrali go na roboty do Niemiec. Tam zachorował na tyfus. Uciekł. Złapali go i przetransportowali do Polski. Znalazł się w Łodzi, na Radogoszczy, w szpitalu tylko dla Polaków. Umarł. Był rok 1944, Niemcy wycofywali się i podpalili szpital razem z chorymi. Zapach palących się ludzkich ciał pamiętam do dziś".
Do szkoły poszła zaraz po wojnie. To, co zapamiętała z tego okresu, to trupy radzieckich żołnierzy leżące na ulicach. I głód. Tak wielki, że mama wysłała ją do bogatego sąsiada, by sprzedała mu medalik od Pierwszej Komunii Świętej - z Matką Boską Częstochowską, co bardzo przeżyła.
Z mamą łączyła ją przez całe życie niezwykła więź i to jej zawdzięcza miłość do teatru. Kiedy oświadczyła, że chce być aktorką, nie było zaskoczenia. Egzamin na wydział aktorski do łódzkiej Szkoły Filmowej za pierwszym podejściem jednak oblała. Usłyszała, że jest za chuda, za brzydka i niezdolna. Najlepiej żeby zapomniała o aktorstwie. Ten surowy werdykt wygłosił zasiadający w komisji egzaminacyjnej Jerzy Antczak, który zablokował jej przyjęcie. Opowiadano to potem jak anegdotę.
Nie dostała się także do warszawskiej szkoły, ale profesor Aleksander Bardini namówił ją, by zdawała ponownie za rok. Dostrzegł jej możliwości. Za drugim podejściem egzamin do Szkoły Filmowej w Łodzi zdała śpiewająco. Gdy była na drugim roku studiów, surowy egzaminator, który oblał ją na starcie, odkrył, że był w błędzie - Barańska okazała się bardzo zdolną aktorką. - Gdzieś po roku zobaczyłem, że jest nie tylko utalentowana, ale też przepiękna! Zakochaliśmy się w sobie. Minął kolejny rok i ku zaskoczeniu wszystkich, wzięliśmy ślub - mówił Jerzy Antczak.
Młodziutka Barańska grała tuż po studiach z sukcesami na scenie Teatru Klasycznego i Polskiego w Warszawie. Gdy w 1963 roku Antczak przyjął stanowisko Naczelnego Reżysera Telewizji Polskiej i Dyrektora Teatru Telewizji, niektórzy spodziewali się, że będzie obsadzał głównie żonę.
- Ja wyreżyserowałem 130 Teatrów Telewizji, Jadzia zagrała chyba w dziesięciu. Nigdy nie zdarzyło się, by poprosiła "Jerzy, daj mi tę rolę". To nie było w jej stylu – opowiadał Antczak.
Wszystkie jej role nakręcone dla Teatru Telewizji to były to wybitne kreacje, które stawały się artystycznymi wydarzeniami. Obok już wymienionych warto przypomnieć "Skowronka" Jean Anouilha - opowieść o Joannie d'Arc, czy "Szklaną menażerię" Tennessee’a Williamsa., gdzie wcieliła się w postać nieśmiałej, zakompleksionej Laury.
W 1968 roku Barańska zadebiutowała na dużym ekranie - zagrała tytułową hrabinę Cosel, kochankę Augusta II Mocnego, którą najpierw rozwiódł z mężem, a potem porzucił i uwięził na długie lata. Film był adaptacją powieści Kraszewskiego i odniósł sukces, ale było to ledwie preludium przed genialną kreacją w "Nocach i dniach".
Dziś trudno uwierzyć że nikt nie chciał tego filmu, a branża wróżyła mu klęskę. Największe emocje zaś budził fakt, że główną rolę grała żona reżysera. Nieważna, że wręcz urodzona do roli. Twórcom rzucano kłody pod nogi.
- Żeby uzyskać upragniony efekt, reżyser robi kilka dubli. Ja nie mogłem sobie na nie pozwolić, bo ograniczono mi taśmę, a przecież rzadko zdarza się aktor, któremu wystarcza jeden dubel – opowiadał Antczak. Barańskiej jednak wystarczał.
- Jak ona grała! – opowiadał reżyser. W najbardziej dramatycznych dla Barbary momentach potrzebowała tylko chwili skupienia – żadnej gliceryny, łzy ciekły same, twarz wykrzywiała się w grymasie bólu. To było mistrzostwo! Pokazała, że jest aktorskim zwierzęciem.
Film miał premierę na festiwalu w Gdańsku i jak reżyser wspominał: "Warszawka przyjechała, żeby umrzeć ze śmiechu. Spodziewano się klęski i nudy". Tymczasem dostaliśmy arcydzieło. Barańska stworzyła kreację w pełni oddającą targające Barbarą sprzeczności. Na przemian czuła i szorstka, mocno stąpająca po ziemi, choć liryczna w swej tęsknocie za mężczyzną-marzeniem, stworzyła niepowtarzalną kreację. Gdyby grała w filmie anglojęzycznym, bez wątpienia otrzymałaby za nią Oscara. Za oceanem krytycy zresztą pisali: "Aktorki amerykańskie całe życie marzą o takiej roli" i określali film mianem "polskiego 'Przeminęło z wiatrem'".
Prócz Złotych Lwów na FPFF (wtedy w Gdańsku) i nominacji do Oscara film otrzymał worek wyróżnień na całym świecie. Barańska odebrała także Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale.
W 2002 roku The American Cinemateque zorganizował festiwal "Złoty wiek filmów realizowanych na taśmie 70 mm". Wybrano wówczas sześć tytułów, wśród których znalazły się same arcydzieła: "Ben Hur", "W 80 dni dookoła świata", "Lawrence z Arabii", "Dźwięki muzyki", "2001: Odyseja kosmiczna" oraz właśnie "Noce i dnie", które jako jedyne reprezentowały kino z Europy.
Czy możliwe, że po takich sukcesach, wyjeżdżając z Polski i porzucając zawód, Jadwiga Barańska nie żałowała swojej decyzji? W rozmowie w Gdyni tłumaczyła, że nie ma w sobie genu rywalizacji, potrzeby ścigania się na sukcesy, może dlatego nie cierpiała po rozstaniu z aktorstwem.
Cztery dekady po premierze filmu, w 2015 roku, za rolę Barbary Niechcic, otrzymała tytuł Najlepszej Polskiej Aktorki 40-lecia. "Noce i dnie" wybrano zaś Najlepszym Filmem. Nagrodą były wspomniane Diamentowe Lwy. Obraz pokonał m.in. "Ziemię obiecaną" Andrzeja Wajdy, a Barańska - Krystynę Jandę w "Przesłuchaniu".
Pożegnanie
Jadwiga Barańska wróciła jeszcze raz na duży ekran, gdy w 2001 roku Antczak nakręcił film "Chopin. Pragnienie miłości". Zagrała matkę Fryderyka, Teklę Justynę Chopin. Była też współautorką scenariusza do filmu. Wcześniej samodzielnie napisała także scenariusz do "Damy Kameliowej", która była jej powrotem do kina po 20-letniej przerwie.
Barańska i Antczak zaczęli odwiedzać Polskę regularnie od lat 90. Oboje mówili o wielkiej tęsknocie. W rozmowie w 2015 r. aktorka mówiła, że za każdym razem gdy tu przyjeżdża, ma uczucie, jakby nigdy z Polski nie wyjechała. Oboje zresztą żyli zawsze polskimi sprawami.
Przez ostatnie dwa lata aktorka bardzo ciężka chorowała. Miała poważne kłopoty ze wzrokiem, co ją załamało, traciła chęć do życia. Jerzy Antczak regularnie dzielił się w mediach społecznościowych wiadomościami o jej stanie zdrowia, a ogromny odzew fanów jej talentu pokazywał, jak wciąż jest kochana, mimo długiej przerwy w zawodzie. To mobilizowało ją do walki z chorobą.
Odeszła 25 października, cztery dni po swoich 89 urodzinach.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Facebook, Jerzy Antczak