Danuta Szaflarska - legenda polskiego kina i teatru, bohaterka Powstania Warszawskiego - 6 lutego świętowała 102. urodziny. W filmie debiutowała w 1946 r. rolą w pierwszej powojennej, rodzimej fabule "Zakazane piosenki" Leonarda Buczkowskiego. Na koncie ma setki ról teatralnych i filmowych, a te najbardziej znane to dowody wielkiego, artystycznego kunsztu. I niebywałego poczucia humoru.
Poniższy tekst w pierwotnej formie został opublikowany 6 lutego 2017 roku.
Danuta Szaflarska miała tak naprawdę dwie daty urodzenia - tę rzeczywistą, przypadającą na 6 lutego 1915 roku oraz tę drugą, metrykalną, w której napisano mylnie - 20 lutego. – W moim życiu często powtarza się liczba 2. Urodziłam się w drugim miesiącu roku. (…). Miałam dwóch mężów, mam dwie córki i dwoje wnuków - zwierzała się przed laty w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Mówiła, że pamięta pokazy pierwszych filmów braci Lumiere, "Wjazd pociągu na stację", a przecież jej aktorstwo ani trochę nie trąci naftaliną - jest na wskroś współczesne i autentyczne.
W zawodzie zadebiutowała już po wybuchu II wojny światowej - 14 września 1939 roku na deskach wileńskiego Teatru na Pohulance. - W czasie przedstawienia słychać było świst pocisków, huk armat. Publiczność uciekała z widowni, a my twardo, do końca staliśmy na scenie, bo tak nas wychowano w szkole. Nigdy nie przerywać przedstawienia! - powtarzała w wywiadach za swoim mistrzem Aleksandrem Zelwerowiczem.
Aktywna zawodowo niezmiennie przez prawie 80 lat, w końcu ubiegłego roku ogłosiła, że wycofuje się z pracy artystycznej. Choć nie potwierdziła tego oficjalnie rodzima scena aktorki (Teatr Rozmaitości), z którą jako najstarsza na świecie czynna zawodowa artystka od lat związana jest etatem. Fani jej talentu liczyli wówczas, że nie skończyła na dobre ze sceną i z filmem.
Aktorka z powodu tyfusu
Danuta Szaflarska urodziła się w Kosarzyskach, które wówczas były częścią Austro-Węgier, dziś znajdują się tuż przy granicy ze Słowacją. Jej rodzice byli nauczycielami, ona zaś pragnęła zostać lekarzem. Jednak studiowanie medycyny było bardzo kosztowne. Wybrała więc Wyższą Szkołę Handlową w Krakowie, ale w środku roku akademickiego zachorowała na tyfus. Gdy wyzdrowiała, koledzy namówili ją do zdawania na studia aktorskie.
Jako studentka Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej przeszła przez lata wielkiej biedy. Pewnego razu spotkała Jana Ekiera (później wybitnego pianistę), który akompaniował studentom na zajęciach. Para pobrała się i w 1943 r. urodziła się ich córeczka Marysia.
Podczas okupacji kilka razy cudem uszła śmierci - najpierw złapana przez esesmana zdołała uciec z łapanki; w czasie Powstania Warszawskiego, gdy pełniła rolę łączniczki, omal nie trafił jej snajper; innym razem uratowała męża i córeczkę przed wybuchem bomby, bo wróciła po plecak zostawiony w piwnicy. Po wojnie szczęście towarzyszyło jej również w karierze zawodowej, od pierwszego powojennego polskiego filmu - "Zakazane piosenki" Leonarda Buczkowskiego. To był jej debiut i zarazem początek najdłuższej nad Wisłą filmowej i teatralnej kariery aktorskiej. Akcja filmu rozgrywała się w czasie okupacji Warszawy a fabuła osnuta była wokół opowieści muzyka (Jerzy Duszyński), dotyczyła wojennych przeżyć, w tym założonej wraz z przyjaciółmi ulicznej orkiestry i działalności w podziemnej organizacji.
Szaflarska grała siostrę muzyka, która na wojnie traci ukochanego. Wspominała potem, że piosenki, które pojawiły się w filmie, sama śpiewała podczas okupacji z przyjaciółmi. Aktorka działała wtedy w teatrze podziemnym AK, uczestniczyła w organizowaniu koncertów dla powstańców i ludności cywilnej. Po premierze "Piosenek..." dwutygodnik "Film" umieścił ją na okładce swego pierwszego numeru, tym samym mianując pierwszą gwiazdą powojennego kina.
Rok później na ekrany wszedł "Skarb" Buczkowskiego i znowu w głównych rolach pojawił się duet Szaflarska-Duszyński, tym razem już jako małżeństwo, co na długie lata uczyni ich pierwszą parą powojennych amantów. Film - zabawny i świetnie zagrany, z akcją znowu osadzoną w Warszawie, tym razem na tle odbudowującego się po wojnie miasta podbił popularność ślicznej, filigranowej aktorki.
Zbyt urodziwa na PRL
Czas siermiężnego socrealizmu w sztuce nie sprzyjał rolom dla aktorek nie mających warunków do grania robotnic na traktorach i przodownic pracy. Szaflarska słyszała zewsząd, że nie pasuje do filmów, jakie teraz powstają. Mało tego, choć "Skarb" był wielkim sukcesem frekwencyjnym, prasa krytykowała ją za "udawanie amerykańskiej amantki". Na produkcji nie zostawiono suchej nitki. Ale niespodziewanie film obejrzał sam Stalin, który miał powiedzieć: "Właśnie takie filmy należy kręcić, także u nas, w ZSRR". No i zaczęło się mozolne odkręcanie wszystkiego, co dotąd o nim u nas napisano - wspominała później ze śmiechem Szaflarska.
Dość szybko rozstała się z Ekierem, który często namawiał ją do porzucenia aktorstwa, podczas gdy sam robił wielką, artystyczną karierę. Po raz drugi wyszła za mąż za Jana Kilańskiego - spikera radiowego - i, jak mówi, z nim też rozstała się z tego samego powodu. "Zawód aktorski zagraża trwałości małżeństwa"- powtarzała często, ale nie wyobrażała sobie bez niego życia. Z tego związku urodziła się druga córka artystki, Agnieszka.
To był czas, gdy niemal całkowicie poświęciła się teatrowi. Grała na różnych scenach, zarówno w repertuarze dramatycznym jak i komediowym. Wielki Erwin Axer mówił o niej, że jest "tym kamertonem, który pozwala oceniać czystość gry całej orkiestry".
Na szczęście i w filmie czasem sięgano też do klasyki, do której nawet w dobie PRL-u potrzebne były aktorki o aparycji damy. W 1956 r. Antoni Bohdziewicz obsadził Szaflarską w roli Podstoliny w "Zemście" Aleksandra Fredry. Rejenta grał Jacek Woszczerowicz, Cześnikiem był Jan Kurnakowicz, a Papkinem Tadeusz Kondrat (ojciec Marka).
Z filmowych kreacji artystki doby PRL-u warto wspomnieć też o ważnej roli Misiewiczowej w znakomitej, telewizyjnej adaptacji "Lalki" Prusa oraz o "Dolinie Issy" w reżyserii Tadeusza Konwickiego, w której Szaflarska była niezwykłą Babcią Misią.
Czas Kędzierzawskiej
Lata 90. to dla Danuty Szaflarskiej - choć już wtedy była dobrze po osiemdziesiątce - czas wielkiego powrotu na duży ekran. Przede wszystkim za sprawą Doroty Kędzierzawskiej, która na nowo "odkryła" wielką, nieco zapomnianą dla kina przez reżyserów filmowych aktorkę.
- Szukałam starszej osoby do roli wiedźmy. Moje nazwisko nic wtedy pani Danucie nie mówiło. Scenariusz się jej spodobał. (…) Spotkałyśmy się dopiero na zdjęciach nad Bugiem. Była jak dobry duch, miała kojący wpływ na wszystkich, w ogóle nie czuło się różnicy wieku - wspomina reżyserka.
Za fantastyczną rolę w filmie "Diabły, diabły" Szaflarska została nagrodzona Złotymi Lwami na festiwalu w Gdyni. Od tamtej pory panie nie tylko razem pracują, ale i się przyjaźnią. Specjalnie z myślą o Szaflarskiej Kędzierzawska napisała scenariusz do filmu "Pora umierać", będącego pełną humoru i refleksji opowieścią o starości i przemijaniu, ale również o tym, że jesień życia nie musi okresem zgorzknienia. W genialnej kreacji Szaflarskiej - być może największej spośród jej filmowych ról - jest to wszystko, co widzimy w samej artystce: godzenie się z nieuchronnością i żartobliwe dystansowanie się wobec spraw doczesnych.
Film podnosi na duchu, unikając banału. Aktorka błyszczała jak diament, pozostałe role są całkowicie podporządkowane monologowi aktorki.
Nagrodzona kolejnym Złotym Lwem kreacja, podobnie jak ta w debiucie aktorki "Zakazane piosenki" spina klamrą jej dorobek życiowy, choć ten wciąż nie jest przecież zamknięty. Trochę podobną w konwencji postać zagrała też w nostalgicznej opowieści znanego dokumentalisty Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór" - opowieści o miłości, przemijaniu i aktorach, ich dziwactwach i marzeniach, by zagrać jeszcze raz, być może ostatnią wielką rolę. Historia umiejscowiona jest pośród sędziwych i znudzonych pensjonariuszy Domu Aktora Weterana, których największym marzeniem jest po raz ostatni w życiu wyjść na scenę. Jest niezwykła także z powodów sentymentalnych - swoje ostatnie role, czasem epizody, zagrali tutaj m.in. Irena Kwiatkowska, Wieńczysław Gliński czy Nina Andrycz. Szaflarska w romantycznym wątku dwojga żegnających się ze światem aktorów, którzy spędzili z sobą kawał życia, emanowała urokiem, wewnętrznym ciepłem i jak zwykle autentycznością.
Wypada też wspomnieć o ważnej dla samej aktorki roli, w nie do końca udanym, ale otwierającym nowy etap w naszej kinematografii, głośnym "Pokłosiu" Władysława Pasikowskiego, gdzie pojawiła się w epizodycznej roli pustelniczki-zielarki. Jej bohaterka wyłania się z lasu jak duch, by opowiedzieć historie pogromu. O tę rolę sprzeczała się z reżyserem, który chciał by pokazała wielkie emocje, ona zaś uznała, że musi zagrać jak najprościej. I postawiła na swoim. - Wiem, jak wielu Polaków uratowało Żydów, ale też zdarzały się sytuacje takie, jak w Jedwabnem. O tym trzeba mówić. Nie uciekać od tematu - mówiła potem, tłumacząc, dlaczego przyjęła rolę.
Przez cały ten czas oprócz filmu, dużo grała też na deskach teatrów, m.in. w sztukach u Grzegorza Jarzyny na deskach Teatru Rozmaitości, z którym związana jest od lat. Chociażby w "Uroczystości" czy w "Drugiej kobiecie" na podstawie filmu Johna Cassavetesa. Rzadko dawała się namówić na opowiadanie o sobie, unikała wywiadów. Udało się to tylko Kędzierzawskiej w świetnym dokumencie "Inny świat" zbudowanym w całości z bardzo osobistych, szczerych rozmów aktorki z reżyserką.
Kiedyś mówiła, że chciałaby dożyć setki: "bo to byłoby strasznie śmieszne". Gdy ją przekroczyła, wyznała: - Nie pomyliłam się ani trochę.
Odbierając jednak Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski popłakała się ze wzruszenia, choć jak przyznała, rzadko płacze.
Autor: Justyna Kobus\mtom / Źródło: tyvn24.pl