Dziś po raz 70. startuje jubileuszowy festiwal filmowy w Cannes i zarazem największe święto X Muzy na Starym Kontynencie. Patrząc na wielkie nazwiska tegorocznej imprezy- takie jak Michael Haneke, Roman Polański, Andriej Zwiagincew czy Michel Hazanavicius, pamiętajmy, że właśnie temu festiwalowi zawdzięczamy największych mistrzów kina. Począwszy od Buñuela i Felliniego poprzez Antonioniego, a nawet Amerykanina Scorsese, festiwal na Lazurowym Wybrzeżu daje początek wielkim karierom indywidualności kina.
- Festiwal jest ziemią apolityczną, mikrokosmosem jakim świat byłby, gdyby ludzie mogli kontaktować się z sobą wprost i mówić tym samym językiem - mówił ponad pół wieku temu o festiwalu w Cannes słynny francuski poeta, malarz, scenarzysta i reżyser Jean Cocteau, kilkakrotny przewodniczący jury.
Canneński festiwal zmienił się od tamtej pory, ewoluował. W nękanym terroryzmem, dramatem imigrantów i strachem przed galopującym nacjonalizmem świecie, polityka musiała wedrzeć się również do sztuki, a nawet stać się jej częścią. Ale sama idea canneńskiej imprezy, jednoczącej w jedną, wielką rodzinę ludzi zafascynowanych sztuką obrazu, pozostała niezmieniona.
Jubileuszowa edycja festiwalu w Cannes słusznie sięga do przeszłości. Będzie specjalny pokaz "Człowieka z żelaza" (nagrodzonego Złotą Palmą w 1981 r.). Chociaż nie ma już z nami jego twórcy - Andrzeja Wajdy - to dyrektor festiwalu zaprosił na tę uroczystość Lecha Wałęsę. Znając organizatorów i gości imprezy na Lazurowym Wybrzeżu, możemy się spodziewać manifestacji solidarności z Polską proeuropejską, otwartą i tolerancyjną.
70. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes, która wypełniona jest wybitnymi nazwiskami, jest też dobrą okazją, żeby przypomnieć najważniejszych i najgłośniejszych laureatów Złote Palmy. Dla jej zdobywców canneński festiwal stał się trampoliną do sławy i wielkiej, artystycznej kariery.
Arcydzieła skandalami?
Canneńska impreza organizowana od 1946 roku mniej więcej po dekadzie przebiła rozmachem wenecki festiwal na Lido. Stało się tak po "umiędzynarodowieniu" jury, bowiem początkowo do 1955 roku aż 11 jego członków stanowili wyłącznie Francuzi, najchętniej honorujący oczywiście swoich rodaków. W 1956 roku jury było już międzynarodowe, a festiwal wygrał amerykański film "Marty" - melodramat niedocenianego wcześniej za oceanem Delberta Manna, który potem otrzymał cztery Oscary (w tym dla najlepszego filmu i reżysera). W ten oto sposób Cannes stało się czołowym europejskim festiwalem filmowym, dyktującym trendy i mody.
O ile Złote Palmy dla "Ben Hura" czy "West Side Story" nikogo nie dziwiły, z czasem Cannes zaczęło doceniać dzieła nader odważne.
Pierwsze trzęsienie ziemi związane z filmem konkursowym miało miejsce w 1960 roku. W Konkursie Głównym pojawił się ówczesny laureat Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego za "La stradę" Federico Fellini. O Złotą Palmę walczył ze "Słodkim życiem" - filmem uchodzącym do dziś za jedno z największych arcydzieł światowej kinematografii.
Jest to zapierająca dech w piersi opowieść o szukającym miłości i szczęścia w Wiecznym Mieście dziennikarzu i playboyu. Jej pierwszoplanowym bohaterem jest tak naprawdę zachwycający Rzym, mający jednak i swoją ciemną stronę. Fellini zrobił furorę. Chociaż w liberalnej Francji film nagrodzono Złotą Palmą, to chwilę później dzieło uznano za amoralne, godzące w konserwatywne wartości rodzinnego kraju reżysera i nie tylko. Sceny dzisiaj zupełnie niewinne, uznano za nazbyt wyzywające i prowokacyjne, sam obraz zaś wręcz za hedonistyczny.
Film okazał się przełomowym nie tylko dla samego Felliniego, który ostatecznie pogrzebał neorealizm. Rok później kolejnego Oscara dostało "Osiem i pół", uważane za jego najwybitniejsze dzieło, choć formalnie Oscary w tej kategorii odbierali wtedy producenci.
Afera wokół Felliniego to jednak pestka, w porównaniu z tym, co działo się po nagrodzeniu Złotą Palmą w 1961 roku "Viridiany" Luisa Buñuela. Była to druga wygrana w Cannes hiszpańskiego artysty, gdyż dekadę wcześniej tryumfował z "Zapomnianymi".
"Viridiana" - obraz ukazujący Hiszpanię generała Franco: faszyzującą, przepełnioną fałszywym katolicyzmem - wywołał wściekłość reżimu. Reżyser został skazany przez Franco na wygnanie i resztę życia spędził w Meksyku. Dorobek Buñuela w rodzinnym kraju objęto zakazem wyświetlania na prawie dwadzieścia lat. Po "Viridianie" powstały najgłośniejsze obrazy ojca kina surrealistycznego, takie jak "Dyskretny urok burżuazji" czy "Mroczny przedmiot pożądania".
Festiwal zyskał sławę imprezy o najbardziej kontrowersyjnych, ale i nader odważnych werdyktach.
W 1967 Złota Palma przypadła kolejnemu arcydziełu pominiętemu przez Amerykańską Akademię Filmową, czyli "Powiększeniu" Michelangelo Antonioniego. Dziełu nazbyt wyrafinowanemu, jak na gusta amerykańskie.
Niebawem okazało się, że najważniejszy z europejskich festiwali "poprawia" również błędy Amerykańskiej Akademii Filmowej, doceniając i nagradzając pominięte przez nią hollywoodzkie perły kina.
Od "Taksówkarza po "Misję" i "Pulp Fiction"
Tak się właśnie stało w 1976 roku. W Cannes swoją premierę miał "Taksówkarz" młodego, początkującego wówczas reżysera Martina Scorsese. W głównej roli pojawił się Robert De Niro, który choć miał już Oscara za rolę w "Ojcu chrzestnym II", to jednak u Scorsese zagrał swoje życiowe role.
Wstrząsająca opowieść o byłym żołnierzu z Wietnamu, którego psychopatyczne skłonności znajdują ujście w zepsutym nowojorskim półświatku, a zabijanie to dla niego droga do osiągnięcia celu, gdyż zbrodnię uważa za moralnie usprawiedliwioną, zachwyciła jurorów i widzów festiwalu.
Travis zamierzał zbawić świat, eliminując zepsute jednostki. Pierwszym był zakłamany kandydat na prezydenta, w którego początkowo wierzy (co mu się na szczęście nie udaje), kolejnym zaś - i tu dochodzi do wyjątkowo krwawej zbrodni - alfons znęcający się nad nastoletnią prostytutką. Okraszone genialnymi zdjęciami Chapmana wielkie dzieło Scorsese, wywołało dosłownie euforię na Lazurowym Wybrzeżu. To była jedna z niewielu w historii Złotych Palm przyznanych jednogłośnie, a twórcy filmu wyjeżdżali z Cannes w glorii geniuszy.
Tymczasem niebawem na ceremonii Oscarów Akademia dała jedną z największych plam w całej swojej historii, nagradzając "Taksówkarza" statuetką... jedynie za zdjęcia. Film, wydawało się murowany kandydat do głównych Oscarów, przegrał rywalizacje z niezłym, ale będącym w zestawieniu z tym dziełem łopatologiczną opowiastką w iście amerykańskim stylu, "Rockym".
Podobnie było w przypadku dwóch kompletnie różnych arcydzieł: brytyjskiej "Misji" Rolanda Joffe oraz "Dzikości serca" Davida Lyncha. Oba filmy nagrodzono Złotymi Palmami - pierwszy w 1986, a drugi w 1990 roku. Oba też Akademia pominęła, po latach bijąc się w poczuciu winy w piersi. To, że tego pierwszego nie nagrodzono nawet za absolutnie genialną, niezapomnianą muzykę Ennio Morricone podczas gali wydawało się wręcz nieprawdopodobne.
Wkrótce na canneńską imprezę trafiło dzieło, które zrewolucjonizowało światowe kino. Dla Polaków zaś nagrodzenie go stało się policzkiem i ciosem wymierzonym w narodową dumę. Miało to miejsce w 1994 roku gdy pewnym kandydatem do Złotej Palmy wydawał się niezwykły obraz hołubionego we Francji Krzysztofa Kieślowskiego z Juliette Binoche w roli głównej roli - "Niebieski" z tryptyku "Trzy kolory". Obraz ku oburzeniu krytyków przegrał wówczas z pastiszową, gangsterską komedią mało znanego wtedy Quentina Tarantino "Pulp Fiction". Była to niezwykła zabawa kinem, opowiadająca o przemocy i odkupieniu, z dwoma płatnymi mordercami pracującymi na zlecenie mafii, i żoną gangstera na pierwszym planie. Tarantino zdobył najważniejsza nagrodę w atmosferze skandalu. Na czele jury stał wówczas Clint Eastwood, który bezbłędnie docenił niezwykłość jego filmu.
Krzysztof Kieślowski zajmuje osobne, wyjątkowe miejsce w kinematografii europejskiej, ale z perspektywy czasu wypada przyznać, że na światowe kino większy wpływ miało właśnie "Pulp Fiction" Tarantino, niż wspomniane "Trzy kolory".
Po mistrzowsku żonglujący wieloma gatunkami Tarantino, połączył z sobą zarówno elementy zapożyczone z francuskiej nowej fali (Jean-Luka Godarda i François Truffauta), jak i z amerykańskich niskobudżetowych kryminałów, czy modnych w latach 60. XX wieku "spaghetti westernów" Sergia Leone. Nie wiadomo jednak czy jedno z najbardziej kultowych dzieł współczesnego kina zdołałoby zaistnieć, gdyby nie Złota Palma w Cannes. Rodacy Tarantino w Hollywood docenili wyłącznie scenariusz niezwykłego dzieła, honorując go złotą statuetką. Dla konserwatywnej Ameryki przez długi jeszcze czas było zbyt nowatorskie.
Festiwal wielkich odkryć - mistrz Haneke
Jeden z najważniejszych polskich krytyków filmowych Jerzy Płażewski, w swojej "Historii kina" napisał, że miarą wartości wielkich festiwali są odkrycia. Obecny na każdej edycji imprezy przez kilka dekad, ich właśnie szukał na Lazurowym Wybrzeżu. Tarantino należy z pewnością do tych największych w kinie współczesnym. Ale chociaż ostatnio Cannes stawia głównie na uznane nazwiska, ma ich na koncie znacznie więcej. Jak potoczyłaby się kariera "wielkiego Marty'ego" gdyby nie Złota Palma za "Taksówkarza" - pytało "Variety" w jednym ze swoich niedawnych tekstów? Tego również nie wiadomo.
Z cała pewnością jednym z największych objawień już XXI-wiecznego kina, jak dotąd dwukrotnie zresztą uhonorowanym Złotą Palmą, jest austriacki mistrz Michael Haneke. Co prawda twórca "Funny games" i "Czasu wilka" znany był bardziej wyrafinowanym kinomanom jeszcze przed zdobyciem laurów w Cannes, jednak egzystował na prawach mało popularnego i trudnego filmowca. Tak naprawdę, dopiero wyróżnienie drugą co do ważności nagrodą festiwalu w Cannes - Grand Prix "Pianistka" adaptacji bestsellera noblistki Elfriede Jelinek) sprawiła, że zaczęto Austriaka oglądać i mówić o nim z podziwem. Był to jednak dopiero początek. 75-letni już dzisiaj "nowy Bergman" - jak nazywają go fani, chociaż tak naprawdę robi kino kompletnie różne od wielkiego Ingmara - doceniony został na wielką skalę dopiero po swojej pierwszej Złotej Palmie, jaką odebrał za "Białą wstążkę".
Film Hanekego z 2009 roku to próba dotarcia do źródeł totalitaryzmu, a w szczególności faszyzmu. Dzieci z jego filmu, wychowywane wśród sztywnych reguł, bez okazywania miłości i czułości, za 20 lat staną się dojrzałymi ludźmi i będą tworzyć trzon faszystowskiej NSDAP. Ale to ta najbardziej oczywista interpretacja dzieła, gdyż Haneke - jak zresztą zawsze - pokazuje nam także, czym grozi zamknięcie się w sztywnym zestawie reguł i zasad, jak bezduszne społeczeństwo kształtuje taki system wychowania.
Wydawało się, że Austriak nie jest już w stanie bardziej wstrząsnąć współczesnym widzem. Trzy lata później, chłodny dotąd w swoich analitycznych dziełach twórca, przyjechał do Cannes z dziełem, które porażało skalą emocji. Z psychologicznym thrillerem i dramatem, a po trosze kryminałem i melodramatem. Z opowieścią o miłości, która jest jedynym sposobem na oswojenie śmierci. Podczas gdy kino stworzyło coś w rodzaju tabu starości, omijając więdnące ciała i zmarszczki, twórca "Miłości" zafundował nam wielki spektakl o starości i odchodzeniu. W dodatku akcję filmu, niczym w antycznej tragedii, usytuował w jednym miejscu i czasie.
To był kolejny przypadek, gdy jury jednogłośnie wybrało laureata Złotej Palmy. Obraz z wielkimi kreacjami legend francuskiego kina: Emmanuelle Rivy (pamiętnej z filmu "Hiroszima, moja miłość" Resnaisa) i Jean-Louisa Trintignanta (bohatera obsypanego Oscarami dzieła "Kobiety i mężczyzny" Lelouche’a), zdobył niemal wszystkie najważniejsze nagrody na świecie, włącznie z Oscarem dla filmu nieanglojęzycznego.
Jak będzie w tym roku? Haneke przyjechał tym razem do Cannes z dramatem rodzinnym "Happy End", w który wpisał jedną z najważniejszych kwestii zajmujących dzisiejszą Europę, w dodatku skutecznie ją dzielącą. Akcja filmu toczy się bowiem w Calais, w mieście, w którym przez lata istniał nielegalny obóz uchodźców z Bliskiego Wschodu i północnej Afryki.
Powtórka z historii
Najważniejszy festiwal filmowy świata Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes, najstarsza po Wenecji impreza branży filmowej na świecie, odbywa się na Lazurowym Wybrzeżu od 1946 r. Powstał jako przeciwwaga dla coraz bardziej faszyzującej w latach 30. imprezy na weneckim Lido. Była też europejską alternatywą dla amerykańskich Oscarów. Pierwotnie rozpoczęcie festiwalu miało nastąpić 1 września 1939, przeszkodził jednak wybuch II wojny światowej. W 1946 r. w pierwszej edycji festiwalu udział wzięło 19 krajów. Wyróżniono wtedy równorzędnie 11 filmów. W latach 1948 i 1950 festiwal odwołano z powodu trudności finansowych.
W latach 70. XX wieku nastąpiły istotne zmiany w organizacji festiwalu. W 1978 r. Gilles Jacob objął stanowisko dyrektora imprezy, wprowadzając nagrodę Caméra d'Or i sekcję Un Certain Regard. Zaczął ściągać wielkie hollywoodzkie gwiazdy, a także celebrytów z całego świata, doceniając marketingową stronę wielkiego wydarzenia artystycznego.
Główną nagrodą festiwalu jest Złota Palma przyznawana najlepszemu filmowi fabularnemu, której prestiż porównywalny jest z rangą Oscarów. Inne nagrody to: Grand Prix, nagrody dla najlepszej aktorki i aktora, najlepszego reżysera, najlepszego scenariusza, nagroda techniczna, nagroda dla filmu krótkometrażowego, nagroda jury, specjalna nagroda jury, Złota Kamera, nagroda za całokształt twórczości i nagroda krytyków zrzeszonych w FIPRESCI.
Polacy odbierali Złotą Palmę za najlepszy film dotychczas dwukrotnie - po raz pierwszy Andrzej Wajda w 1981 r. za "Człowieka z żelaza", po raz drugi w 2002 roku Roman Polański za "Pianistę". Mamy też na koncie Złote Palmy dla polskich aktorów: dla Krystyny Jandę za rolę w "Człowieku z żelaza" oraz dla Jadwigi Jankowskiej-Cieślak za kreację w węgierskim "Innym spojrzeniu".
W tym roku Polskę reprezentują przede wszystkim bardzo młodzi twórcy. W konkursie filmów krótkometrażowych udział bierze praca dyplomowa Grzegorza Mołdy, absolwenta Gdyńskiej Szkoły Filmowej, wyłoniona z ponad pięciu tysięcy nadesłanych tytułów. Do prestiżowego konkursu Tygodnia Krytyków (Semaine de la Ciritique) zakwalifikowała się krótkometrażowa fabuła Aleksandry Terpińskiej "Najpiękniejsze fajerwerki ever".
Swoją premierę będzie miał także poza konkursem najnowszy film Romana Polańskiego "Prawdziwa historia" z Emmanuelle Seigner, Evą Green i Vincentem Perezem w rolach głównych.
Tegoroczny, 70. festiwal filmowy w Cannes potrwa do 28 maja.
Autor: Justyna Kobus/sk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: East News