Wiele miejsc w Polsce boryka się z niedoborami wody. Nie jest to zaskoczeniem dla ekspertów, którzy uważają, że to konsekwencja wieloletnich zjawisk. Podają oni jednak sposoby na to, jak sprawić, by wody było więcej.
We wtorek na stacji Warszawa-Bulwary poziom Wisły spadł do ośmiu centymetrów - to najniższa wartość w historii pomiarów.
CZYTAJ WIĘCEJ W TVN WARSZAWA: Wisła z rekordowo niskim stanem. A będzie gorzej. Czy zabraknie wody w kranach?
Nie jest to jednak problem charakterystyczny dla stolicy - poziom wody w polskich miastach od lat systematycznie się obniża.
Wieloletni problem
Nie zaskakuje to profesora Marcina Świtoniaka z Instytutu Nauk o Ziemi i Środowisku Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK).
- To nie jest niespodzianka, lecz konsekwencja zjawisk obserwowanych od lat. Zaskoczeni mogą być jedynie ci, którzy patrzą na sytuację wyłącznie przez pryzmat tegorocznego nieco chłodniejszego lata i bardziej wilgotnej wiosny. Od wielu lat mamy bowiem bardzo mało opadów śniegu zimą, a wiosną gleby nie są zasilane wodą z roztopów. Systematycznie się przesuszają, a poziom wód gruntowych spada. Opady wiosenne i letnie szybko spływają do rzek, nie uzupełniając trwałych zasobów wody w środowisku - wyjaśnił ekspert.
Dodał, że choć roczna suma opadów nie zmieniła się znacząco, to ich rozkład już tak. Zimą niemal nie ma opadów śniegu i pokrywa śnieżna jest mocno ograniczona. Częściej obserwowane są za to krótkie, intensywne deszcze wiosenne i letnie.
Czego potrzeba, by poprawić sytuację
Profesor Świtoniak wskazał kilka doraźnych sposobów na zatrzymywanie większej ilości wody, zanim zostaną wprowadzone rozwiązania systemowe.
- Z punktu widzenia gleboznawcy najważniejsze jest zatrzymywanie wody w mikrozlewniach - na polach, bagnach czy podmokłościach. Służą temu małe zastawki i urządzenia hydrologiczne, które zatrzymują wodę, zanim odpłynie do dużych rzek - wyjaśnił specjalista.
W miastach z kolei, zdaniem naukowca, pomocne byłyby rozbudowane trawniki i łąki kwietne.
- Szybki odpływ wody do kanalizacji sprawia, że bezpowrotnie tracimy ją z miejskiego systemu. Podczas deszczów nawalnych urządzenia te i tak się zapychają, nie radząc sobie z dużą ilością wody. Dlatego im więcej terenów zielonych i retencyjnych, tym lepiej. Pojemniki na deszczówkę działają w skali mikro, ale powielone tysiącami również mogą pomóc zatrzymywać wodę i wykorzystywać ją w okresach suszy - wytłumaczył.
Tama Brodzka wzorem dla innych miast
Jako przykład miejsca, gdzie podjęto skuteczne działania na rzecz zatrzymywania wody w środowisku, profesor Świtoniak wskazał Tamę Brodzką koło Brodnicy.
- Tam jedna zastawka spiętrza wodę w całym systemie jezior położonych powyżej. Dzięki temu poziom lustra wody podniósł się o 1-1,5 metra. To ogromne ilości zatrzymanej wody dzięki prostemu urządzeniu - zaznaczył. Naukowiec dodał, że niski poziom Wisły zwiększa zapotrzebowanie na nawadnianie pól, co oznacza większe zużycie wód głębinowych.
- W ten sposób sami sobie szkodzimy. Największym problemem i jednocześnie najprostszym rozwiązaniem jest zatrzymywanie wody w glebie i najmniejszych zlewniach. Rolnicy coraz częściej mówią o potrzebie nowoczesnych rozwiązań melioracyjnych. W Polsce melioracja kojarzy się głównie z odwadnianiem, co jest spuścizną lat 50. i 60. Tymczasem chodzi o poprawę właściwości gleby poprzez działania inżynieryjne. W okresie wilgotnym można odprowadzić część wody z pola i zatrzymać ją w lokalnym zbiorniku, by w czasie suszy odzyskać ją i przywrócić do gleby - podsumował profesor.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Wojtek Jargiło