Filmem "Barbie" Greta Gerwig po raz kolejny udowadnia, że należy do wąskiego grona najlepszych we współczesnej kinematografii. Tylko ona wiedziała, jak stworzyć komediowy, przerysowany świat najsłynniejszej lalki w historii, żeby opowiedzieć o rzeczywistości i skłonić do refleksji. A Margot Robbie jako "stereotypowa" Barbie ma do zaoferowania znacznie więcej niż piękny uśmiech - pisze w recenzji filmu Tomasz-Marcin Wrona. "Barbie" od 21 lipca w kinach.
Lalka Barbie pojawiła się w 1959 roku. Wymyśliła ją Amerykanka Ruth Handler na podstawie niemieckiej lalki Lilli. Kobieta zauważyła, że jej córka Barbara bawi się papierowymi lalkami, którym nadawała role osób dorosłych. Handler zwróciła uwagę, że na rynku są przede wszystkim lalki przedstawiające niemowlęta. Zrozumiała, że istnieje potrzeba stworzenia lalki przypominającej dorosłą osobę. Wypełniła tę lukę, zakładając z mężem firmę Mattel i sprzedając w pierwszym roku 350 tysięcy egzemplarzy kultowej zabawki. Do dziś Barbie jest jedną z najlepiej sprzedających się lalek na świecie.
Tak najkrócej można przypomnieć historię Barbie, która wraz z rosnącą popularnością budziła coraz większą krytykę. Przez to, że lalka odzwierciedlała nierealne proporcje kobiecego ciała, z czasem stała się symbolem uprzedmiotowienia i zbyt daleko idącej seksualizacji kobiet, bezrefleksyjnego konsumpcjonizmu oraz promowania oderwanego od rzeczywistości ideału piękna, który może być przyczyną zaburzeń odżywiania.
Recenzja "Barbie" w reżyserii Grety Gerwig. O czym jest film?
"Imperium" Barbie zaczęło się rozrastać. W 1987 roku pojawił się pierwszy telewizyjny film animowany z udziałem lalki. Tylko od 2000 roku stworzono 40 pełnometrażowych filmów animowanych o przygodach Barbie.
Należy jednak podkreślić, że najnowszy film Grety Gerwig "Barbie", który do polskich kin trafi 21 lipca, nie ma nic wspólnego ze wspomnianymi produkcjami animowanymi. Oczywiście poza samą postacią lalki. 39-letnia filmowczyni napisała scenariusz wspólnie z Noah Baumbachem, cenionym reżyserem, scenarzystą i producentem filmowym (a prywatnie jej partnerem). Już sam scenariusz jest godzien słów podziwu. Wymyślona przez nich historia oparta jest na prostej strukturze, przez którą widzów prowadzi narratorka - w tej roli Helen Mirren. Akcja dzieje się zarówno w fikcyjnym świecie Barbieland, jak i w rzeczywistym Los Angeles.
O czym jest film? Sięgnijmy na początek do opisu producenckiego: "Barbie przeżywa kryzys, który sprawia, że zaczyna zastanawiać się nad sensem swojego świata i tego, kim jest". Więcej z fabuły nie zdradzę. Dlaczego? Ta niby prosta historia, zamknięta w formule komedii, po brzegi wypełniona jest najróżniejszymi zwrotami akcji, nawiązaniami do filmowych klasyków, prześmiewczymi sytuacjami i tekstami. Streszczanie fabuły byłoby nie w porządku wobec tych, którzy wybierają się na film.
"Barbie" przesuwa kolejne granice
Co w takim razie można ujawnić? Na przykład to, że Barbieland w zamyśle Gerwig to świat utopijny, w którym pełnię władzy posiadają najróżniejsze lalki Barbie. Bo w końcu, jak mówi Mirren we wstępie: "Dzięki Barbie wszystkie problemy feministek oraz związane z równymi prawami zostały rozwiązane". Tu dni mijają tak samo: wszyscy są szczęśliwi, uśmiechnięci, witają się wzajemnie, radośnie spędzają czas. Ta idylla nie może trwać jednak wiecznie. Gerwig wielokrotnie dała się przecież poznać, że biorąc się za jakiś temat, bawi się nim na własnych zasadach, rzadko trzymając się utartych norm. Wystarczy wspomnieć jej "Małe kobietki" z 2019 roku. Klasycznej już powieści, której autorką jest Louisa May Alcott, nadała zupełnie nowych znaczeń.
Już od pierwszej sceny "Barbie" można odnieść wrażenie, że Gerwig zaprasza nas do wspólnej zabawy lalkami. Nie jest to jednak zabawa dla samej zabawy. Gerwig przesuwa kolejne granice - chociażby za sprawą dwuznacznych, momentami kąśliwych dialogów i ripost. Przygląda się współczesnemu światu i skłania do refleksji. Nie ocenia i nie atakuje patriarchatu, konsumpcjonizmu i nierówności społecznych wprost. Zamiast tego uwypukla ich absurdalność i zarazem pozostawia widowni to, w jaki sposób należy je interpretować. Robi to za pomocą poczucia humoru, które sprawia, że seans to nie tylko świetna zabawa, ale również intelektualna podróż, zakorzeniona niejednokrotnie w nostalgicznych odniesieniach.
W jednej ze scen, gdy pada pytanie o to, czy mężczyznom wychodzi patriarchat w czasach ruchu #MeToo, (filmowy) członek zarządu Mattel odpowiada: "Ma się dobrze, tylko lepiej się maskujemy". W innej ze scen szeregowy pracownik pyta: "Nie mam żadnej władzy, czy jestem kobietą?".
Ryan Gosling w cieniu Margot Robbie
Strona wizualna filmu - scenografie, kostiumy, stylizacje, zdjęcia - może zachwycić nie tylko fanów Barbie. Na uwagę zasługuje również obsada aktorska. Margot Robbie, Ryan Gosling, America Ferrera, Helen Mirren, Dua Lipa, Will Ferrell, Nicola Coughlan, Kate McKinnon, John Cena, Michael Cera oraz Hari Nef - to tylko czołówka pojawiająca się na ekranie.
Siłą obsady nie jest jednak sam zestaw aktorski, a role, w jakich pojawiają się aktorzy. America Ferrera, której międzynarodowy rozgłos przyniosła rola Betty w amerykańskiej wersji "Brzyduli", w "Barbie" gra zwykłą matkę, przeciętną kobietę. Przekonuje, że zwyczajne życie - pomimo najróżniejszych trudności i wyzwań - może być satysfakcjonujące. Obsadzenie Hari Nef - pierwszej zdeklarowanej transpłciowej modelki, która podpisała kontrakt z jedną z najważniejszych agencji modelek - w roli jednej z lalek Barbie, również jest warte odnotowania.
O ile informacja, że główne role zagrają Robbie i Gosling, wywołała sporo kontrowersji, tak po obejrzeniu "Barbie" trudno wyobrazić sobie, że te postacie mogłyby zostać stworzone przez kogoś innego. 33-letnia Robbie zachwyca od samego początku. Jej Barbie jest skomplikowana, daleka od stereotypowej, bezrefleksyjnej pustej lali, której istnienie miałoby sprowadzać się do bycia piękną. Stereotypowa Barbie - bo tak dokładnie nazywa się postać Robbie - ma swoje zdanie, zadaje pytania, jest silna, świadoma swojej roli i egzystencji w wyimaginowanym świecie.
Zaprzeczeniem tej Barbie jest Ken grany przez Goslinga, którego istnienie sprowadza się do przyciągania uwagi Barbie. W pewnym sensie jest również uosobieniem narcystycznej, toksycznej męskości. Aktor dwoi się i troi, by dotrzymać poziomu Robbie, ale mimo to pozostaje w jej cieniu. Nie oznacza to oczywiście, że Gosling źle wypadł na ekranie. Wbrew pozorom to jedna z jego najlepszych ról. Oznacza to tylko tyle, że całe show skrada Robbie. Z jej uroku żartuje nawet filmowa narratorka. Bo Gerwig świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że przecież hollywoodzkie gwiazdy niejednokrotnie promują nierealne standardy piękna.
"Barbie" jest jedną z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych premier kinowych. Gerwig musiała zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem: wykorzystać Barbie i związane z nią skojarzenia w taki sposób, by nie popaść w tandetę i jednocześnie stworzyć coś oryginalnego, wciągającego i mądrego. To jej się udało. Trudno oderwać wzrok od ekranu.
64-letnia dziś lalka miała utwierdzać dziewczynki, że mogą być, kim chcą. "Barbie" Gerwig przekonuje, że tak jak Barbie możesz być, kim chcesz, ale nie ma nic złego w byciu zwykłym człowiekiem.
"Barbie" to produkcja Warner Bros. Discovery, właściciela TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Warner Bros. Pictures