Zażyła tabletkę poronną, do szpitala przyjechali policjanci. Pani Joanna zeznawała przed sądem

mid-24702104
Ruszył proces dotyczący pani Joanny z Krakowa. "Nie straciłam determinacji"
Źródło: TVN24

Pani Joanna walczy w sądzie o zadośćuczynienie od krakowskiej policji. Domaga się 100 tysięcy złotych za kontrowersyjną interwencję w szpitalu. Kobieta miała na polecenie funkcjonariuszy rozebrać się, kucać i kaszleć. Pozbawiono ją również telefonu i laptopa. Wcześniej zażyła tabletkę poronną. Podczas wtorkowej rozprawy pani Joanna zeznawała przed krakowskim sądem.

Przed Sądem Okręgowym w Krakowie toczy się proces w sprawie pani Joanny, która żąda zadośćuczynienia od policji za interwencję po zażyciu przez nią tabletki poronnej. Przypomnijmy, kobieta trafiła w lipcu 2023 roku do krakowskiego szpitala w eskorcie mundurowych. Wcześniej zadzwoniła do swojego psychiatry i poinformowała, że obawia się o swój zły stan psychiczny.

Zeznania pani Joanny

Proces ruszył w lipcu. Na pierwszym posiedzeniu sąd zarządził przerwę ze względu na złożenie nowych dokumentów przez przedstawiciela Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Na 1 października wyznaczono drugą rozprawę. W jej trakcie pani Joanna złożyła swoje zeznania, jednak - jak poinformował reporter TVN24 Marcin Kwaśny - nie zadawano jej tego dnia pytań. Na kolejnej rozprawie, zaplanowanej na 29 października, odczytane mają być inne zeznania kobiety. Wtedy prawdopodobnie sąd będzie decydować o powoływaniu świadków.

We wtorek na sali rozpraw nie pojawili się policjanci, którzy przeprowadzali interwencję w szpitalu - zamiast nich stawił się pełnomocnik policji. Był też obecny prokurator i pełnomocniczka pani Joanny.

Pani Joanna ze swoją pełnomocniczką
Pani Joanna ze swoją pełnomocniczką
Źródło: PAP

Policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego

O sytuacji w jakiej znalazła się pani Joanna zrobiło się głośno za sprawą materiału Renaty Kijowskiej w "Faktach" TVN.

Lekarz zawiadomił policję, która "eskortowała" do szpitala karetkę pogotowia wiozącą panią Joannę do szpitala, a następnie miała uczestniczyć w badaniach i przeprowadzać czynności z kobietą jeszcze w gabinecie. W szpitalu policjanci otoczyli panią Joannę kordonem, a policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego. Na polecenie funkcjonariuszy pani Joanna miała się rozebrać, kucać i kaszleć.

Ówczesny komendant policji oświadczył, że głównym powodem działania policji było zgłoszenie dotyczące podejrzenia dokonania próby samobójczej. Niektóre działania funkcjonariuszy Rzecznik Praw Pacjenta uznał za nieakceptowalne.

Czytaj też: Co dalej z projektami w sprawie aborcji? "Potrafimy być jak jedna pięść"

Czuje się ofiarą działań policji, więc wytoczyła proces

Pani Joanna czuje się ofiarą działań policjantów, dlatego zdecydowała się wytoczyć proces, w którym domaga się 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia za niesłuszne - jej zdaniem - zatrzymanie. Nad przebiegiem całej interwencji wobec kobiety pochyli się krakowski sąd.

Pełnomocniczka pani Joanny, mecenas Kamila Ferenc, doprecyzowała, że chodzi o przeprowadzenie w szpitalu rewizji, zatrzymanie jej rzeczy osobistych i ograniczenie możliwości poruszania się, co uderzało w godność, intymność i poczucie bezpieczeństwa jej klientki.

Podczas pierwszej rozprawy pełnomocnik komendanta miejskiej policji w Krakowie radca prawny Przemysław Jeziorek zawnioskował o oddalenie tego wniosku, ponieważ – w jego ocenie – nie doszło do zatrzymania pani Joanny i brak jest podstaw, aby zasądzić odszkodowanie. Zaznaczył też, że "w wyniku przeprowadzonych przez Komendę Wojewódzką Policji w Krakowie czynności wyjaśniających nie stwierdzono przekroczenia uprawnień tudzież nieprawidłowości czy działania niezgodnego z prawem".

Mec Kamila Ferenc przekonywała, że nie potrzeba formalnego wniosku, żeby uznać, że do takiego zatrzymania doszło, a jej klientce ograniczono możliwość poruszania się.

- Minął rok, ale nie straciłam determinacji. Jestem tutaj po to, żeby wyrazić swój sprzeciw (...). Wciąż mam mocne przekonanie, że przemocy i bezkarności policji trzeba się sprzeciwiać i najlepiej robić to głośno i z podniesioną głową - skomentowała w rozmowie z TVN24 pani Joanna.

Mecenas Kamila Ferenc w rozmowie z TVN24 podkreśliła, że pani Joanna "została odarta z godności i intymności tylko dlatego, że w Polsce panuje stygmatyzacja aborcji, łącząca się z kryminalizacją pomocy w aborcji". - Jeżeli pomoc w aborcji jest de facto przestępstwem, to wszystko, co tego dotyczy, powoduje, że policja traktuje osoby zaangażowane jako potencjalnych sprawców (...). Mamy do czynienia z rodzajem antyaborcyjnej obsesji, która zaszła właśnie rok temu. Żeby znaleźć źródło, powód, jakieś tabletki związane z przerwaniem ciąży - powiedziała mecenas Ferenc.

ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptopa i telefon

Początek procesu pani Joanny w Krakowie
Początek procesu pani Joanny w Krakowie
Źródło: PAP/Łukasz Gągulski

Wewnętrzna kontrola policji - ustalenia

Sprawę analizował też Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec. Jego zdaniem w przypadku pani Joanny doszło do naruszenia praw pacjentki przez Krakowskie Pogotowie Ratunkowe oraz do naruszenia tajemnicy informacji przez lekarza psychiatrę, który zawiadomił policję.

Wewnętrzne postępowanie w sprawie interwencji wobec pani Joanny prowadzono też w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Miało ono ocenić, czy policjanci nie wyszli poza etykę zawodową i nie złamali zasad, które panują w formacji. Z postępowania wynikło, że nic takiego nie miało miejsca, więc wobec policjantów biorących udział w interwencji nie wszczęto postępowania dyscyplinarnego.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: