Pani Joanna walczy w sądzie o zadośćuczynienie od krakowskiej policji. Domaga się 100 tysięcy złotych za kontrowersyjną interwencję w szpitalu. Kobieta miała na polecenie funkcjonariuszy rozebrać się, kucać i kaszleć. Pozbawiono ją również telefonu i laptopa. Wcześniej zażyła tabletkę poronną. Podczas wtorkowej rozprawy pani Joanna zeznawała przed krakowskim sądem.
Przed Sądem Okręgowym w Krakowie toczy się proces w sprawie pani Joanny, która żąda zadośćuczynienia od policji za interwencję po zażyciu przez nią tabletki poronnej. Przypomnijmy, kobieta trafiła w lipcu 2023 roku do krakowskiego szpitala w eskorcie mundurowych. Wcześniej zadzwoniła do swojego psychiatry i poinformowała, że obawia się o swój zły stan psychiczny.
Zeznania pani Joanny
Proces ruszył w lipcu. Na pierwszym posiedzeniu sąd zarządził przerwę ze względu na złożenie nowych dokumentów przez przedstawiciela Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Na 1 października wyznaczono drugą rozprawę. W jej trakcie pani Joanna złożyła swoje zeznania, jednak - jak poinformował reporter TVN24 Marcin Kwaśny - nie zadawano jej tego dnia pytań. Na kolejnej rozprawie, zaplanowanej na 29 października, odczytane mają być inne zeznania kobiety. Wtedy prawdopodobnie sąd będzie decydować o powoływaniu świadków.
We wtorek na sali rozpraw nie pojawili się policjanci, którzy przeprowadzali interwencję w szpitalu - zamiast nich stawił się pełnomocnik policji. Był też obecny prokurator i pełnomocniczka pani Joanny.
Policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego
O sytuacji w jakiej znalazła się pani Joanna zrobiło się głośno za sprawą materiału Renaty Kijowskiej w "Faktach" TVN.
Lekarz zawiadomił policję, która "eskortowała" do szpitala karetkę pogotowia wiozącą panią Joannę do szpitala, a następnie miała uczestniczyć w badaniach i przeprowadzać czynności z kobietą jeszcze w gabinecie. W szpitalu policjanci otoczyli panią Joannę kordonem, a policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego. Na polecenie funkcjonariuszy pani Joanna miała się rozebrać, kucać i kaszleć.
Ówczesny komendant policji oświadczył, że głównym powodem działania policji było zgłoszenie dotyczące podejrzenia dokonania próby samobójczej. Niektóre działania funkcjonariuszy Rzecznik Praw Pacjenta uznał za nieakceptowalne.
Czuje się ofiarą działań policji, więc wytoczyła proces
Pani Joanna czuje się ofiarą działań policjantów, dlatego zdecydowała się wytoczyć proces, w którym domaga się 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia za niesłuszne - jej zdaniem - zatrzymanie. Nad przebiegiem całej interwencji wobec kobiety pochyli się krakowski sąd.
Pełnomocniczka pani Joanny, mecenas Kamila Ferenc, doprecyzowała, że chodzi o przeprowadzenie w szpitalu rewizji, zatrzymanie jej rzeczy osobistych i ograniczenie możliwości poruszania się, co uderzało w godność, intymność i poczucie bezpieczeństwa jej klientki.
Podczas pierwszej rozprawy pełnomocnik komendanta miejskiej policji w Krakowie radca prawny Przemysław Jeziorek zawnioskował o oddalenie tego wniosku, ponieważ – w jego ocenie – nie doszło do zatrzymania pani Joanny i brak jest podstaw, aby zasądzić odszkodowanie. Zaznaczył też, że "w wyniku przeprowadzonych przez Komendę Wojewódzką Policji w Krakowie czynności wyjaśniających nie stwierdzono przekroczenia uprawnień tudzież nieprawidłowości czy działania niezgodnego z prawem".
Mec Kamila Ferenc przekonywała, że nie potrzeba formalnego wniosku, żeby uznać, że do takiego zatrzymania doszło, a jej klientce ograniczono możliwość poruszania się.
- Minął rok, ale nie straciłam determinacji. Jestem tutaj po to, żeby wyrazić swój sprzeciw (...). Wciąż mam mocne przekonanie, że przemocy i bezkarności policji trzeba się sprzeciwiać i najlepiej robić to głośno i z podniesioną głową - skomentowała w rozmowie z TVN24 pani Joanna.
Mecenas Kamila Ferenc w rozmowie z TVN24 podkreśliła, że pani Joanna "została odarta z godności i intymności tylko dlatego, że w Polsce panuje stygmatyzacja aborcji, łącząca się z kryminalizacją pomocy w aborcji". - Jeżeli pomoc w aborcji jest de facto przestępstwem, to wszystko, co tego dotyczy, powoduje, że policja traktuje osoby zaangażowane jako potencjalnych sprawców (...). Mamy do czynienia z rodzajem antyaborcyjnej obsesji, która zaszła właśnie rok temu. Żeby znaleźć źródło, powód, jakieś tabletki związane z przerwaniem ciąży - powiedziała mecenas Ferenc.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptopa i telefon
Wewnętrzna kontrola policji - ustalenia
Sprawę analizował też Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec. Jego zdaniem w przypadku pani Joanny doszło do naruszenia praw pacjentki przez Krakowskie Pogotowie Ratunkowe oraz do naruszenia tajemnicy informacji przez lekarza psychiatrę, który zawiadomił policję.
Wewnętrzne postępowanie w sprawie interwencji wobec pani Joanny prowadzono też w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Miało ono ocenić, czy policjanci nie wyszli poza etykę zawodową i nie złamali zasad, które panują w formacji. Z postępowania wynikło, że nic takiego nie miało miejsca, więc wobec policjantów biorących udział w interwencji nie wszczęto postępowania dyscyplinarnego.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Łukasz Gągulski