Rzecznik Praw Pacjenta przeanalizował sprawę pani Joanny z Krakowa, która po przeprowadzeniu aborcji farmakologicznej trafiła do krakowskiego szpitala. O jej stanie została poinformowana policja, funkcjonariuszki były obecne w gabinecie ginekologicznym. Kobieta miała na polecenie policji między innymi rozbierać się, kucać i kaszleć, zabrano jej też telefon i komputer.
O sprawie pani Joanny zrobiło się głośno w lipcu ubiegłego roku, gdy w "Faktach" TVN pojawił się materiał opisujący doświadczenie krakowianki. Kobieta zażyła tabletkę poronną, po czym - obawiając się o swój zły stan psychiczny - skontaktowała się ze swoim psychiatrą. Lekarz zawiadomił policję, która "eskortowała" do szpitala karetkę pogotowia, wiozącą panią Joannę do szpitala, a następnie miała uczestniczyć w badaniach i przeprowadzać czynności z kobietą jeszcze w gabinecie.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptopa i telefon
Rzecznik Praw Pacjenta: doszło do naruszenia praw pacjentki
Bartłomiej Chmielowiec uznał, że doszło do naruszenia praw pacjentki przez Krakowskie Pogotowie Ratunkowe oraz do naruszenia tajemnicy informacji przez lekarza psychiatrę, który zawiadomił policję. Rzecznik Praw Pacjenta uznał też za nieakceptowalne niektóre działania funkcjonariuszy.
Badając sprawę pani Joanny z Krakowa Chmielowiec analizował proces udzielenia świadczeń zdrowotnych na każdym etapie – od wykonanego przez pacjentkę telefonu do lekarza psychiatry, aż do wypisu ze szpitala.
W przesłanym w piątek komunikacie Rzecznika Praw Pacjenta poinformowano, że stwierdzono naruszenie praw pacjentki do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością przez Krakowskie Pogotowie Ratunkowe oraz tajemnicy informacji przez lekarza psychiatrę, prowadzącego indywidualną praktykę lekarską.
W opinii rzecznika lekarz psychiatra prawidłowo przekazał informację o miejscu zamieszkania oraz problemach ze zdrowiem psychicznym, w tym o wyrażaniu przez pacjentkę myśli samobójczych. Jednak - jak zauważył Rzecznik Praw Pacjenta - przekazanie policji pozostałych informacji na temat zdrowia pacjentki nie było niezbędne, co jednoznacznie naruszało prawo pacjenta do tajemnicy informacji z nim związanych. Poinformowano jednocześnie, że przedstawione przez rzecznika stanowisko zostało poparte opinią konsultanta krajowego w dziedzinie psychiatrii prof. dr. hab. n. med. Piotra Gałeckiego.
Chmielowiec ocenił, że członkowie Zespołu Ratownictwa Medycznego Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, niezwłocznie po dotarciu na miejsce, dokonali oceny stanu zdrowia pani Joanny i zadbali o komfort psychiczny pacjentki oraz poszanowanie jej intymności i godności, zwracając się do funkcjonariuszy policji z prośbą o wyłączenie kamer nasobnych, noszonych w czasie udzielania czynności ratunkowych.
"Nieprawidłowości dotyczyły natomiast decyzji o przetransportowaniu Pacjentki przez Zespół Ratownictwa Medycznego do szpitala, który nie posiadał oddziału ginekologiczno-położniczego. Decyzja o przetransportowaniu pacjentki do danego szpitala, powinna być oparta o rzetelnie przeprowadzony wywiad medyczny oraz badanie fizykalne" - napisano.
Interwencja podczas hospitalizacji
W opinii rzecznika "postępowanie podmiotu leczniczego w zakresie oceny stanu zdrowia pacjentki oraz wdrożonych procedur w ramach Szpitalnego Oddziału Ratunkowego 5. Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką było prawidłowe". Podobnie, udzielenie świadczeń zdrowotnych przez Miejski Szpital Specjalistyczny im. Gabriela Narutowicza w Krakowie, który niezwłocznie przyjął panią Joannę na odpowiedni oddział.
Zdaniem Chmielowca, mając na uwadze myśli samobójcze, o których informowała pacjentka, nie budzi wątpliwości zasadność podjęcia działań w tej sprawie przez policję, jako organ dbający przede wszystkim o bezpieczeństwo obywateli. "Współpraca policji ze służbami ratunkowymi powinna być jednak ukierunkowana na pomoc pacjentowi w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego oraz zabezpieczenie pracy personelu medycznego i innych osób" - podkreślił.
Rzecznik Praw Pacjenta zwrócił uwagę, że - w związku z czynnościami realizowanymi przez funkcjonariuszy policji - prawo do prywatności oraz poszanowania intymności i godności pani Joanny nie zostało uszanowane i właściwie zrealizowane. "Funkcjonariusze policji w trakcie hospitalizacji pacjentki podjęli działania interwencyjne, mimo że ich obecność nie była niezbędna dla udzielenia pacjentce świadczeń zdrowotnych. Ustalono, że takiej potrzeby nie zgłaszał nikt z personelu medycznego udzielającego świadczeń zdrowotnych pacjentce (tj. Krakowski Zespół Ratownictwa Medycznego, 5 Wojskowy Szpital Kliniczny z Polikliniką SPZOZ w Krakowie oraz Szpital Miejski Specjalistyczny im. Gabriela Narutowicza w Krakowie)" - wskazał.
Bartłomiej Chmielowiec wystąpił do Komendanta Głównego Policji, a w piśmie do niego przedstawił ocenę działań funkcjonariuszy policji i zadeklarował gotowość pomocy w wypracowaniu dobrych praktyk w trakcie udzielenia świadczeń zdrowotnych osobom, które znajdują się szczególnej sytuacji.
Historia pani Joanny
Pod koniec lipca ub. r. "Fakty" TVN opublikowały materiał o działaniach policjantów w jednym z krakowskich szpitali wobec kobiety, która trafiła na tamtejszy SOR po zażyciu tabletki poronnej; jak zapewniała - kupiła ją sama w internecie. Z materiału wynikało, że w szpitalu policjanci p. Joannę otoczyli kordonem, a policjantki weszły z nią do gabinetu ginekologicznego.
Komenda Główna Policji przekazała, że "interwencja policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia". Według policji, w sprawie istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła.
Następnie ówczesny komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk wyraził ubolewanie wobec trudnej sytuacji życiowej, w jakiej znalazła się pani Joanna, ale zaznaczył, że ta sytuacja nie była winą policji.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24