Dzięki wysiłkom Polskiej Misji medycznej, Ministerstwa Spraw Zagranicznych i polskich himalaistów do Polski trafiły dwie afgańskie wspinaczki, które po ucieczce z ojczyzny ostatnie miesiące spędziły w Pakistanie. Kobiety przyleciały na Krakowski Festiwal Górski. Do swojego kraju nie chcą już wracać.
W poniedziałek Afganki, siostry 21-letnia Sara i 19-letnia Asma, spotkały się z dziennikarzami. Kobiety kilka ostatnich miesięcy spędziły na uchodźstwie w Pakistanie. Tam uzyskały wymagane zgody na wjazd do Polski. Do Krakowa przyleciały w sobotę. Mają prawo pobytu do 25 grudnia, jednak wiele wskazuje na to, że zostaną na dłużej, może na stałe.
W drodze do Polski jest ich koleżanka, również wspinaczka i studentka, Szahida.
Pierwsi od czasu ewakuacji
Katarzyna Olasińska-Chart z Polskiej Misji Medycznej podkreśliła, że taka operacja nie jest łatwa. - Koleżanka usiłowała ściągnąć do Polski naukowca z Afganistanu, miała listy polecające z uczelni, zaproszenie. Ta kobieta (naukowiec) miała paszport, ale nie dostała wizy – opowiadała Olasińska-Chart.
Wcześniej Afgańczycy wjeżdżali do Polski przede wszystkim w ramach ewakuacji. W Polsce został zaledwie co trzeci z nich. Olasińska-Chart dopytywana przez dziennikarzy, czy Afganki pozostaną w Polsce po 25 grudnia, odpowiedziała: - Na pewno one nie będą w Polsce nielegalnie. Nie dopuścimy do tego, żeby były w Polsce nielegalnie. Są prawne możliwości, aby zostały legalnie.
Mówią, że dla kobiet w Afganistanie nie ma nadziei
Afgankom, których pasją jest wspinaczka wysokogórska, mają pomagać m.in. organizacje górskie. Kobiety najprawdopodobniej zostaną zapisane na uczelnie, aby mogły kontynuować naukę i uzyskać kartę pobytu. - Tęsknię za rodziną, przyjaciółmi, ale teraz nie wyobrażam sobie powrotu – wyznała Asma, która w Afganistanie studiowała filologię rosyjską.
Podobnego zdania jest jej siostra Sara: - Teraz, kiedy władzę nad Afganistanem sprawują talibowie, przyszłość jest niepewna. Wszystkie prawa i możliwości, które były wcześniej, nie są teraz dostępne - podkreśliła. Przyznała, że jeśli sytuacja polityczna w jej kraju się zmieni, to będzie chciała wrócić. - Ale teraz jest tam bardzo trudno i trudno sobie wyobrazić, że będzie lepiej. Nie ma nadziei, szczególnie dla kobiet - powiedziała.
Sara studiowała język angielski, a także prowadziła lekcje tego języka w prywatnej szkole. - Chciałabym kontynuować swoje studia, uczyć się dalej i rozwijać swoją pasję do gór - dodała.
Do wspinaczki przygotowywał je polski himalaista
- To nasz ogromny sukces, że udało się te dziewczyny ściągnąć. Uważam, że to podarek z nieba na Święta. To cud, że potrafiliśmy tym trzem fantastycznym, silnym dziewczynom pomóc. Czuję się z nimi solidarna. Wydaje mi się, że to ja, tylko 20 lat temu. Też chciałam podróżować, ale żyłam w "demoludzie", miałam paszport na milicji, nie mogłam nigdzie wyjechać, musiałam wszędzie prosić o wizę. Byłam w takiej samej sytuacji. Mówiłam po angielsku, byłam wykształcona i musiałam siedzieć w Polsce Ludowej, dopóki nie udało się mi wyrwać – wspominała Olasińska-Chart.
PMM udało się sprowadzić kobiety do Polski dzięki współpracy z MSZ i grupą himalaistów. Sara, Asma i Szahida związane są z organizacją Ascend, z siedzibą w USA, która organizuje kursy wspinaczki dla młodych afgańskich kobiet. Dzięki wsparciu tej organizacji dziewczyny mogą wyjeżdżać do demokratycznych krajów. Afganki, które chciały przylecieć do Polski, przygotowywały się do zdobywania szczytów Hindukuszu pod okiem himalaisty Łukasza Kocewiaka.
Źródło: PAP