Krakowski Sąd Apelacyjny utrzymał wyroki dożywocia za zabójstwo mężczyzny dla Władysława Ch., ps. Al Capone i trzech innych oskarżonych. - Wyrok zapadł po kilkunastu latach, sąd ma nadzieję, że dokonał się akt sprawiedliwości, a kary są zasłużone – powiedział sędzia w uzasadnieniu.
Prokuratura oskarżyła Władysława Ch., pseud. Al Capone, o zlecenie zabójstwa trzem osobom w ramach kierowanej przez siebie grupy przestępczej. Jego brat Ryszard Ch. oraz Michał D. i Tomasz P. zostali oskarżeni o to, że na przełomie 1997 i 1998 roku dopuścili się zabójstwa w ten sposób, że jeden z nich udusił siedzącą w samochodzie ofiarę, zarzucając jej pętlę od tyłu na szyję, a pozostali przytrzymywali ją, by uniemożliwić obronę.
Powodem zabójstwa miał być konflikt interesów.
Domagali się uniewinnienia
Sąd pierwszej instancji uznał winę oskarżonych i skazał ich wszystkich na kary dożywocia. Był to już trzeci proces w tej sprawie. Rozpatrywana była ona tak długo, bo dwa poprzednie wyroki, jakie zapadły, również skazujące oskarżonych na kary dożywocia, zostały uchylone: pierwszy w wyniku apelacji przez Sąd Apelacyjny, drugi w wyniku kasacji przez Sąd Najwyższy z przyczyn proceduralnych. Za każdym razem sprawa wracała do ponownego rozpoznawania. Od obecnego wyroku apelację złożyli oskarżeni oraz ich obrońcy.
Przed Sądem Apelacyjnym oskarżeni polemizowali z materiałem dowodowym. Podnosili, że prokuratura dała wiarę zeznaniom jednego z przestępców Krzysztofa Ł., który nie był świadkiem zabójstwa i pomawia wszystkich. Wskazywali na sprzeczności w jego zeznaniach. W ostatnich słowach wszyscy domagali się uniewinnienia.
- Nie ma przyczyny śmierci denata, proces jest poszlakowy, a łańcuch poszlak jest przerwany w każdym ogniwie - nie ma świadka zabójstwa, okoliczności śmierci - wywodził w ostatnim słowie na poprzedniej rozprawie Władysław Ch., powołując się na czytane w celi książki prawnicze i medyczne. Zarzucał prokuraturze, że nie przeszukała należycie miejsca znalezienia zwłok i nie zabezpieczyła kości grdykowej ofiary, co mogło mieć zasadnicze znaczenie dla ustalenia przyczyny śmierci. Wskazywał, że biegły stwierdził na czaszce denata rozległe uszkodzenia zadane twardym narzędziem.
Nie chciał słuchać wyroku
- Czy prokuratora zwalnia to, że mam inne dożywotki i już nie musi niczego wyjaśniać? - pytał Władysław Ch. - Żadna osoba na świecie nie zdaje sobie sprawy, co czuje człowiek, który został skazany za coś, czego nie zrobił. Sąd widzi, że się nie poddaję i walczę, bo nic nie zrobiłem - zapewniał.
Prosił sąd, by go nie dowozić na ogłoszenie wyroku, nie było go więc w sądzie. Obecni byli pozostali oskarżeni.
Sąd Apelacyjny podkreślił, że pomimo iż oskarżenie opierało się na zeznaniach jednego świadka, który o zabójstwie dowiedział się od innych osób, sąd pierwszej instancji prawidłowo ocenił dowody i poszlaki i uznał winę oskarżonych. Wskazał też, że sąd oceniając materiał dowodowy nie napotkał wątpliwości, które musiałby tłumaczyć na korzyść oskarżonych. Przeciwnie – ocenił, że materiał dowodowy wskazuje na ich winę – podkreślił sąd i utrzymał zaskarżony wyrok w mocy. Jest on prawomocny.
Polski "Al Capone"
Według krakowskiej prokuratury, "Al Capone" był przywódcą jednej z groźniejszych organizacji przestępczych, jakie pojawiły się na terenie południowej Polski w latach 90. XX w. Członkowie grupy byli bezwzględni, działali z niezwykłym okrucieństwem, chcąc przejąć rynek narkotyków, kontrolować agencje towarzyskie i przestępczość samochodową. W kilku procesach przywódca grupy Władysław Ch. i jego współpracownicy zostali skazani m.in. za siedem zabójstw na kary dożywocia.
Autor: nf/mz / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków