Buldog ugryzł Frania w twarz, właściciela czworonoga zatrzymano po sześciu dniach

Franio został pogryziony przez psa w Ustroniu
Ustroń (woj. śląskie)
Źródło: Google Maps
Czteroletni Franio, pogryziony przez psa, dostał w piątek drugą serię bolesnych zastrzyków przeciwko wściekliźnie. Mogłoby się skończyć na jednej dawce, gdyby właściciel buldoga, który ugryzł chłopca, nie uciekł. 68-letni mężczyzna trafił w ręce policji po sześciu dniach i dopiero wtedy pies został poddany obserwacji weterynaryjnej.
Kluczowe fakty:
  • - Buldog zaczął biec i skoczył na Frania. Przewrócił syna i ugryzł w twarz - mówi matka chłopca.
  • Właściciel psa był przez chwilę na miejscu, ale potem odszedł. W szpitalu zostawił anonimową kartkę z informacją, że pies był szczepiony. To nie wystarczyło, by chłopiec uniknął bolesnych zastrzyków.
  • Dzięki nagraniu policjanci wiedzieli jak wygląda poszukiwany właściciel psa, a dzięki pomocy internautów ustalono jego tożsamość.
  • Postawiono mu zarzuty nieumyślnego spowodowania obrażeń ciała oraz narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to do trzech lat więzienia.

Do zdarzenia doszło 10 lipca w Ustroniu. Franio ze starszą siostrą i mamą odwiedzili babcię w sanatorium. Mieszkają niedaleko Ustronia. Wieczorem spacerowali deptakiem nad Wisłą.

- Zauważyliśmy kaczki na rzece. Podeszliśmy bliżej, żeby je poobserwować. Franio kucał na trawie i bawił się nowym autkiem. Nie biegał, nie skakał, nie krzyczał, tylko cichutko jeździł autkiem po trawie. Stałam metr od niego z córką i teściową - wspomina Roksana Szymoszek, mama Frania.

- Dookoła było mnóstwo ludzi. Z dziećmi, z psami, spacerowali, siedzieli na ławkach, odpoczywali - opowiada. - Z daleka widziałam też tego starszego pana z buldogiem francuskim na smyczy. Szedł naprzeciw nas, od centrum miasta.

- Nagle buldog zaczął biec i skoczył na Frania - mówi mama. - Przewrócił syna i ugryzł w twarz. Nie zdążyłam Frania osłonić. Odwróciłam się i pies już na nim był. Natychmiast zrzuciłam go z Frania i zaczęłam opatrywać syna, a teściowa zadzwoniła na pogotowie. Ludzie się zbiegli. Właściciel psa też podszedł. Powiedział: niemożliwe, że coś takiego się stało. Jak niemożliwe, mówię, przecież sam pan widzi. Powiedziałam, żeby się odsunął i poczekał z boku, bo ten jego pies jest niebezpieczny.

Mężczyzna postał chwilę z boku i zniknął razem z psem.

Franio został pogryziony przez psa
Franio został pogryziony przez psa
Źródło: archiwum prywatne

Trzy razy po dwa bolesne zastrzyki w ręce

Pani Roksana pojechała z synem do szpitala w Bielsku-Białej. Chłopiec miały cztery rany od kłów, pod okiem, na policzku, na brodzie i wiele drobniejszych. Założono mu szwy i zaordynowano antybiotyk na 10 dni, żeby nie doszło do zakażenia. 12 lipca lekarz zdecydował o wdrożeniu szczepienia przeciw wściekliźnie, które okazało się dla Frania bardzo bolesne. Przepisano mu trzy serie po dwa zastrzyki w ręce.

- Każde dziecko boi się kłucia, ale nie samo kłucie jest najgorsze - mówi mama. - Wracamy z Franiem po zastrzyku do domu i wtedy dopiero rączki zaczynają boleć. Przy zdejmowaniu koszulki, przy kąpieli, przy każdej czynności, które wymagają podnoszenia rąk. I tak przez trzy dni po zastrzyku - opowiada pani Roksana.

Czy to było konieczne? Jak mówi Tomasz Bojkowski, kierownik oddziału epidemiologii Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach, o tym decyduje lekarz chorób zakaźnych w zależności od stanu pacjenta. - My zalecamy szczepienia poekspozycyjne, zwłaszcza jeśli zwierzę, które ugryzło pacjenta, nie jest ustalone i nie wiadomo, czy było szczepione - mówi Bojkowski.

Właściciel buldoga zaraz po zdarzeniu, na deptaku w Ustroniu, powiedział mamie Frania, że jego pies był szczepiony przeciw wściekliźnie. Potem zostawił taką informację w bielskim szpitalu - wsunął pod drzwi anonimową karteczkę. Wiedział, co się dzieje z pogryzionym chłopcem – mama nagłośniła sprawę w mediach społecznościowych, żeby dotrzeć do właściciela psa i oszczędzić synowi cierpień. Jednak nie okazał żadnego dokumentu, który by to potwierdził.

Pies był szczepiony

Dzisiaj wiadomo, że buldog był szczepiony - właściciel zgłosił się na komisariat w Ustroniu 16 lipca i przedstawił książeczkę zdrowia psa. Jednak dokument okazał się niewystarczający i Franio dwa dni później dostał kolejną serię bolesnych zastrzyków.

- Wszystko zależy od tego, kiedy pies był szczepiony. Jeśli tydzień przed ugryzieniem, jego układ odpornościowy mógł nie nabyć takiej odporności, by zabezpieczyć organizm przed wirusem. Jeśli bardzo dawno, szczepionka może już nie działać - wyjaśnia Bojkowski.

By mieć pewność, że pogryzionemu człowiekowi nie zagraża zarażenie, zwierzę poddawane jest obserwacji weterynaryjnej. Buldog, który ugryzł Frania, jest na obserwacji od 16 lipca. Obserwacja potrwa dwa tygodnie.

- Jeśli wynik będzie negatywny, Franio nie dostanie ostatniej trzeciej serii zastrzyków - mówi pani Roksana.

Łatwo wyliczyć, że gdyby obserwacja psa rozpoczęła się zaraz po ugryzieniu Frania, chłopiec mógłby uniknąć takie drugiej serii. Ale właściciel buldoga unikał odpowiedzialności.

Uciekł z psem do hotelu, tam go uchwyciła kamera

Mógł być z każdego zakątka Polski - sezon urlopowy był już w pełni, a Ustroń to turystyczna miejscowość. Pani Roksana od razu zawiadomiła policję, nagłośniła sprawę w mediach społecznościowych i rozglądała się za kamerami monitoringu w okolicy zdarzenia.

- W pobliżu jest hotel. Jego kamery nie obejmują miejsca, gdzie Franio został ugryziony, ale okazało się, że właściciel buldoga ukrył się w tym hotelu zaraz po zdarzeniu i tam został zarejestrowany - opowiada mama.

Dzięki temu nagraniu, policjanci wiedzieli już, jak wygląda podejrzewany. Prześledzili na miejskim monitoringu trasę jego ucieczki. A internauci z całej Polski, jeśli spotkali gdzieś podobnego mężczyznę z buldogiem francuskim, przesyłali pani Roksanie zdjęcia. W ten sposób ustalono tożsamość poszukiwanego.

To 68-letni mieszkaniec Bielska-Białej. Nie zgłosił się na policję z własnej woli. Stawił się 16 lipca na komisariacie w Ustroniu, bo dzień wcześniej został tam wezwany telefonicznie.

Prokurator: to była smycz iluzoryczna

Sprawę nadzoruje prokuratura rejonowa w Cieszynie. - Mężczyźnie przedstawiono zarzut z artykułów 157 paragraf 2 i 160 paragraf 1 Kodeksu karnego - mówi Piotr Grosicki, zastępca prokuratora rejonowego w Cieszynie.

Chodzi o nieumyślne spowodowanie obrażeń ciała oraz narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to do trzech lat więzienia.

Podejrzany przyznał się do zarzutu i złożył szerokie wyjaśnienia. Prokuratura na tym etapie śledztwa nie chce ich ujawniać.

Czy sprawę karną komplikuje fakt, że pies, zgodnie z przepisami, był na smyczy? Czy powinien być także w kagańcu? - Kaganiec obowiązuje w publicznych środkach transportu - mówi Grosicki. - Ale na właścicielu spoczywa obowiązek zachowania takich reguł ostrożności, by zwierzę nie zagrażało bezpieczeństwu innych. Relacje świadków zdarzenia na deptaku w Ustroniu wskazują, że te reguły nie zostały zachowane. To publiczne, bardzo uczęszczane miejsce. Dziecko nie podeszło do psa, tylko pies podbiegł do dziecka. Był na smyczy automatycznie blokowanej, która rozwija się na dużą odległość. Nie szedł przy nodze właściciela. To była smycz iluzoryczna.

Grosicki podkreśla, że śledztwo trwa, dlatego zarzuty mogą się zmienić. Prócz opinii biegłego na temat obrażeń chłopca, prokuratura zamierza powołać biegłego, który oceni ryzyko trwałego oszpecenia.

- Wstępnie rozmawiałem już z lekarzem medycyny estetycznej - mówi prokurator. - Rany są na twarzy nie są duże, ale głębokie. To jest czteroletnie dziecko. Skóra rośnie. Blizny mogą się rozszerzać i zostać na stałe.

Każdy właściciel psa ponosi pełną odpowiedzialność za zachowanie swojego pupila. Zwierzę powinno być prowadzone na smyczy, a w razie potrzeby - także w kagańcu, zwłaszcza w miejscach publicznych. Nawet najłagodniejszy pies może zareagować nieprzewidywalnie w kontakcie z obcymi osobami, zwłaszcza dziećmi. Zaniedbanie podstawowych zasad bezpieczeństwa może skutkować odpowiedzialnością karną i poważnymi konsekwencjami. Apelujemy o rozwagę i odpowiedzialność wszystkich właścicieli czworonogów.
Policja

Mama: piesek dał ci dużego buziaka

- Buźka fajnie się goi - mówi Roksana Szymoszek. - Franio ma szwy plastrowe, żeby wydzielina miała ujście. Może mówić, może jeść, wie tylko, że nie może dotykać buzi. Teraz skupiamy się na tym, żeby nie doszło do infekcji, do powikłań. Co dwa dni jesteśmy w poradni chorób zakaźnych. Potem będziemy badać w poradni chirurgii dziecięcej, czy nie doszło do uszkodzenia kości, szczęki, zębów. Na koniec czeka nas długa rehabilitacja, żeby blizny były mniejsze. Jakieś na pewno zostaną. Staramy się obracać wszystko w żart, żeby Franio przeszedł przez to normalnie. "Piesek pewnie chciał się z tobą pobawić, dał ci dużego buziaka". Dużo nas to kosztuje. W mediach społecznościowych wylała się na nas przerażająca ilość jadu. Dostaliśmy bardzo dużo pomocy, ale przebijając się przez komentarze w poszukiwaniu informacji o właścicielu psa, naczytałam się, że właściwie to ja i teściowa powinnyśmy iść do więzienia, a dziecku powinno się założyć kaganiec i smycz - dodaje.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: