Katowice

Katowice

Ojciec wiózł syna motocyklem. Czterolatek nie żyje

Czteroletni chłopiec wieziony motocyklem zginął w zderzeniu z samochodem, który wyjechał z drogi podporządkowanej. Ojciec dziecka, który kierował motocyklem, jest w szpitalu. Policja: - Jeszcze nie wiadomo, kto ponosi winę za tę tragedię.

Okaleczył butelką twarze Elwiry i Anny. Ma zarzut usiłowania zabójstwa

Trzymiesięczny areszt, groźba dożywotniego więzienia. Tak się kończy śledztwo internetowe dwóch okaleczonych dziewczyn. Doprowadziły do zatrzymania swojego napastnika, a prokurator postawił mu zarzuty usiłowania zabójstwa, spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i udział w bójce z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Podejrzany nie przyznaje się.

Mają ich. Okaleczone butelką dziewczyny doprowadziły policję do napastników

Policja w dwa dni ustaliła wszystkich trzech sprawców bójki, do której doszło prawie dwa miesiące temu. Sprawa ruszyła z kopyta dopiero po tym, gdy Elwira i Anna, okaleczone na twarzy przez obcego mężczyznę, wrzuciły do sieci jego wizerunek. Internauci w kilka godzin podali jego nazwisko i miejsce, gdzie przebywa od dwóch tygodni.

Pociął im twarz butelką. Wrzuciły film do sieci. "Sprawca rozpoznany. To on. Na sto procent"

Minął miesiąc, zdjęto im szwy - Elwirze z policzka, Annie z brody. Zostały blizny na całe życie, a ich sprawca ciągle chodził po wolności. - Zaraz - przypomniały sobie - on najpierw rzucił kebabem - i znalazły bar, gdzie napastnik wcześniej kupował jedzenie. Bar dał im nagranie z monitoringu, opublikowały je w sieci i twierdzą, że mają mężczyznę, który je oszpecił. Bo inni internauci też mieli filmiki i wiedzę. Dziewczyny podczas okazania w komendzie policji rozpoznały podejrzanego. Świadkowie też nie mieli wątpliwości.

Przebiegli z dziećmi przez dwupasmówkę. "Na ziemię, kajdanki i do radiowozu". KGP: obejrzyjcie film

- Szukali nas radiowozem po osiedlu, bo przeszliśmy z dziećmi przez ulicę w miejscu niedozwolonym. Zacząłem nagrywać. Wytrącili mi telefon. Powalili mnie na ziemię, podduszali, skuli, wrzucili do radiowozu, potem żonę, dzieci płakały - opowiada pan Robert, który na spacerze z dziećmi został razem z żoną zatrzymany przez policję. Policja prezentuje inną wersję zdarzeń, stawia parze zarzuty i pokazuje dowód - film z komórki.

Armin wpadł do rzeki prawdopodobnie w dniu zaginięcia

Rodzina i znajomi nie wierzyli, że Armin uciekł z domu. Za kilka dni miał zdawać maturę, bardzo dobrze się uczył, elektronika to była jego pasa. Przepadł po klasowej imprezie pożegnalnej, trzy tygodnie później wyłowiono go z rzeki. W piątek przeprowadzono sekcję zwłok.

Kontrola kuratorium po usunięciu transseksualnego ucznia

Śląskie Kuratorium Oświaty przeprowadziło w piątek kontrolę w Zespole Szkół nr 5 w Rybniku (Śląskie). Z listy uczniów placówki niedawno skreślono transseksualnego ucznia. Jak argumentuje dyrekcja, stało się to w związku z licznymi nieobecnościami i ocenami niedostatecznymi.

Dwulatka zadzwoniła do dzielnicowego. Zabrali ją. Matka: przeżywam teraz koszmar

- Jestem matką samotnie wychowującą dziecko. Zaczęło mnie to przerastać. Kiedy jest natłok problemów, sięgam - opowiedziała nam matka dwulatki, która zadzwoniła do dzielnicowego, gdy mama spała upojona alkoholem. Dziewczynka została jej tymczasowo odebrana. - Dla mnie to koszmar, że nie ma jej w domu. Ale ona cierpi bardziej, za moje błędy. Za chwilę pomyśli, że mama jej nie chce - denerwuje się kobieta.

Dwulatka zadzwoniła do dzielnicowego. "Mama, mama". Wyważyli drzwi

W służbowej komórce dzielnicowego wyświetlił się znajomy numer. Odebrał telefon, ale zamiast mieszkanki jego dzielnicy odezwała się jej dwuletnia córka. - Mama, mama - usłyszał policjant. - Podaj mi mamę - poprosił dziewczynkę. Rozłączyła się i znowu zadzwoniła, powtarzając "mama". Funkcjonariusze interweniowali.

Potrącony 84-latek dostanie mniej pieniędzy, bo starego mniej boli. "Ten wyrok to kpina"

- Intensywność cierpień z powodu kalectwa jest większa u człowieka młodego, skazanego na rezygnację z radości życia, jaką daje zdrowie, możliwość pracy i osobistego rozwoju - tak sąd uzasadnił odmowę przyznania 50 tysięcy złotych 84-latkowi potrąconemu na chodniku. Sąd apelacyjny podwoił zasądzone zadośćuczynienie. Pan Ryszard dostanie 20 tysięcy. - To potwierdzenie kpiny - mówi rozgoryczony.