Tylko w TVN24 GO
Wody czerwone. Kto zapłaci za odpady z fabryki trotylu?
Pieniądze na tę chwilę są większe niż w narkotykach - mówi oficer policji z Częstochowy, który pracuje w zespole śledczym ścigającym odpadowych przestępców. W Polsce znajduje się ponad 400 nielegalnych składowisk, na których przestępcy porzucili odpady zagrażające życiu i zdrowiu. Mechanizm jest powtarzalny: na słupa wynajmowana jest działka lub hala, zwozi się tam odpady, a potem - jak mówi prokurator Konrad Rogowski - "po prostu się znika". Z problemem zostaje właściciel działki lub hali, którego zazwyczaj nie stać na wywiezienie odpadów i utylizację. Pomóc może gmina, ale wydatek jest spory (np. w Mysłowicach wyniósł 97 mln złotych).
Jedno z takich nielegalnych składowisk znajduje się na działce rodziny z trojgiem dzieci, która trzy lata temu wydzierżawiła plac tuż obok domu. Przestępcy w ciągu dwóch tygodni, zamiast zapowiadanych opon, przywieźli setki pojemników z odpadami niebezpiecznymi i zniknęli. Nikt nie poinformował rodziny, co dokładnie znajduje się w pojemnikach, dlatego Mikołaj, Staś i Kacper często się tam bawią, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Jak ustalili dziennikarze TVN24, wśród odpadów są m.in. tzw. wody czerwone, powstające podczas produkcji trotylu. Odpad ten reporterzy, a także śledczy, odkryli także na kilku innych nielegalnych składowiskach.
Trotyl w Polsce produkuje tylko jedna fabryka - spółka Nitro-Chem z Bydgoszczy. Jak to możliwe, że odpady ze strategicznej dla obronności państwa firmy - podlegającej nadzorowi służb - trafiały w ręce przestępców? W jaki sposób mafia zarabia na obrocie odpadami niebezpiecznymi? Kto zapłaci za utylizację niebezpiecznych odpadów? Odpowiedzi szukają autorzy reportażu "Wody czerwone". To efekt ponad dwóch lat dziennikarskiego śledztwa reporterów TVN24 Olgi Orzechowskiej, Filipa Folczaka i Wojciecha Bojanowskiego.