- We wrześniu 1931 roku doszło do zamachu na pociąg międzynarodowy w Biatorbágy na Węgrzech. Miesiąc wcześniej do podobnego zdarzenia doszło w niemieckim Jüterbogu.
- Zdaniem śledczych za tymi zdarzeniami - a także dwoma innymi próbami wykolejenia składów, do których doszło na terenie Austrii - stał Sylwester Matuszka, choć początkowo o wszystko obwiniano komunistów.
- Matuszka do wszystkiego się przyznał. Winę zrzucał na "ducha Leona", który miał namawiać go do zbrodni i uczynić z niego zamachowca.
- "Byłem przekonany, że uczynię coś zupełnie uczciwego. Nie przyszło mi do głowy, że zginą przytem ludzie" - mówił oskarżony przed sądem.
"Wskutek wybuchu maszyny piekielnej, pociąg pospieszny spadł z wysokiego wiaduktu i szereg wagonów zostało potrzaskanych w drobne szczątki" - informował swoich czytelników "Ilustrowany Kuryer Codzienny" we wrześniu 1931 roku. Do wypadku międzynarodowego składu doszło 13 września tuż po północy w miejscowości Biatorbágy (dziś to przedmieścia Budapesztu). Lokomotywa z sześcioma wagonami runęła kilkadziesiąt metrów w dół. Zniszczony został austriacki wagon pakunkowy, belgijski wóz sypialny, a także wagon trzeciej klasy, rumuński wagon pierwszej i drugiej klasy, sypialny Budapeszt-Wiedeń i wagon pierwszej i drugiej klasy relacji Budapeszt-Paryż.
Ładunek wybuchowy nie eksplodował od razu. Najpierw przejechała po nim lokomotywa, a później jeszcze jeden wagon i dopiero wtedy doszło do detonacji. "Druty były tak ułożone, że pociąg zwarł je, kiedy przejeżdżał, zapalając w ten sposób lont" - opisywali dziennikarze. Siła eksplozji była tak duża, że kawałek szyny odnaleziono niemal siedem kilometrów dalej.