Skoro program "Rodzina 800 plus" nie pomógł, to może trzeba "przysolić" 800 minus. Najprawdopodobniej z takiego założenia wyszedł anonimowy obywatel, który złożył do Sejmu petycję w sprawie wprowadzenia tak zwanego "bykowego".
W petycji pada propozycja, żeby osoby z jednym dzieckiem płaciły o połowę wyższą składkę emerytalną, a bezdzietne, po trzydziestym roku życia, jej dwukrotność.
W piśmie jest też konkretny argument: "osoby bezdzietne, nie przyczyniając się do przyszłego wzrostu liczby podatników i składkowiczów, w sposób naturalny obciążają system, nie kompensując tego partycypacją w jego przyszłym utrzymaniu".
Z kary finansowej zwolnione byłyby osoby z udokumentowaną bezpłodnością albo takie, którym dziecko zmarło. Pozostałe musiałyby słono zapłacić. Nawet te z pensją minimalną płaciłyby miesięcznie przeszło 450 złotych.
Propozycja "bykowego" chłodno przyjęta w Sejmie i przez ekspertów
Do propozycji pojawiły się zastrzeżenia prawne. Negatywną opinię wydało sejmowe Biuro Ekspertyz i Oceny Skutków Regulacji, które zwróciło uwagę, że trudno mówić o "obciążaniu systemu" przez osoby, które nie posiadają dzieci, skoro pracują i płacą składki - z których wypłacane są obecne emerytury.
- Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy ona długofalowo wręcz nie promuje bezdzietnych. Proszę zwrócić uwagę: wyższa składka w naszym systemie oznacza wyższy kapitał odłożony na indywidualnym koncie, a zatem w przyszłości wyższą emeryturę - skomentował demograf, profesor Piotr Szukalski (Uniwersytet Łódzki). Emeryturę, na którą składałoby się potomstwo osób z "bykowego" dzisiaj zwolnionych.
Do tego w Polsce już są socjalno-fiskalne "zachęty" do prokreacji w postaci niższych podatków PIT i osławionego programu "Rodzina 800 plus". Ze skutkiem już znanym.
- Jestem zwolennikiem jednak zachęty i namawiania Polek i Polaków do tego, żeby rodzili dzieci, i zachęcać ich, tworzyć do tego warunki, niż kogokolwiek karać, więc dla mnie ten projekt jest trochę dziwny - podkreślił poseł KO Grzegorz Napieralski.
Po dyskusji na posiedzeniu sejmowej Komisji do Spraw Petycji posłowie zdecydowali, żeby żądanie wprowadzenia "bykowego" odrzucić, a petycję zamknąć.
"Bykowe" nie jest nowym pomysłem
"Bykowe" obowiązywało w Polsce w ustroju słusznie minionym, do 1973 roku. Co jakiś czas ta koncepcja wraca niczym bumerang.
- Będziemy mieli do czynienia z zupełnym załamaniem się systemu emerytalnego. Dlatego, że system emerytalny w Polsce jest oparty o zasadę solidarności pokoleń. To znaczy, ze pokolenie dzieci utrzymuje pokolenie rodziców - mówił w 2008 roku poseł Prawicy RP Marian Piłka.
Od tamtego czasu demograficzno-emerytalny problem narasta. - Państwo będzie musiało dokładać do systemu emerytalnego po to, aby ten system się nie zawalił. To jest swoista, nie chcę powiedzieć, "piramida" - ocenił ekonomista dr Bartłomiej Gabryś z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Matematyka jest bezwzględna - coraz mniej osób składa się na emerytury coraz większej grupy. Za kilkanaście lat emerytem będzie co trzecia Polka i Polak. W 2050 roku Polacy będą mogli liczyć na emerytury w wysokości 29 procent obecnego wynagrodzenia. Tak wynika z raportu Międzynarodowego Funduszu Walutowego opublikowanego w styczniu. Prognoza zakłada, że nie zostaną przeprowadzone żadne reformy. Obecnie ten wskaźnik wynosi 45 procent.
- W Polsce powinna się rozpocząć dyskusja na ten temat, bo rzeczywiście mamy bardzo poważy problem dzietności - stwierdził poseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.
Młodzi mogą mieć obawy przed założeniem rodziny
Partyjny kolega Zbigniewa Kuźmiuka jest zdecydowanie przeciwny wprowadzeniu "bykowego". - Jeżeli jesteśmy ludźmi wolnymi i w kraju wolności żyjemy, to nie możemy karać ludzi za to, że wybierają jakąś określoną drogę. Z różnych powodów czasami - skomentował poseł PiS Michał Wójcik.
Młodzi mogą mieć obawy związane na przykład ze stabilnością zatrudnienia, wysokością wynagrodzenia, zapewnieniem dziecku dachu nad głową, opieki czy edukacji. - Duża część młodych ludzi podchodzi do tego odpowiedzialnie. Chce zapewnić dobre warunki dla swoich dzieci - zauważył poseł KO Adrian Witczak.
- Czy chce założyć rodzinę, czy i jaką liczbę dzieci chce posiadać, czy posiadać ich nie chce. To zawsze jest indywidualna wolność wyboru danej osoby - podkreśliła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, posłanka Nowej Lewicy. Ona również stawia raczej na zachęty niż kary.
Planów wprowadzenia "bykowego" zatem nie ma. Przynajmniej na razie.
Autorka/Autor: fil
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24