Bykowe: Jakubiak nawołuje, petycja w Sejmie. Czy to w ogóle możliwe?

Bykowe: Jakubiak jest za, w Sejmie leży petycja. Czy to w ogóle możliwe?
Bykowe: Jakubiak jest za, w Sejmie leży petycja. Czy to w ogóle możliwe?
Źródło: Below the Sky/Shutterstock, Szymon Pulcyn/PAP

Temat bykowego, czyli podatku dla osób bezdzietnych, wrócił w publicznej debacie za sprawą petycji, która trafiła do Sejmu. Ten pomysł forsuje również kandydujący na prezydenta Marek Jakubiak. Jako wzór wskazuje Niemcy. Porównanie jest niewłaściwe, a ekspert tłumaczy, dlaczego bykowe kłóci się z kontytucją.

Gorąca dyskusja w mediach społecznościowych na temat wprowadzenia tzw. podatku bykowego trwa od kilku tygodni. Powodują ją wpisy alarmujące, jakoby Sejm miał już prowadzić prace nad wprowadzeniem dodatkowego obciążenia podatkowego dla osób bezdzietnych i singli. "Nie macie dzieci? To uśmiechnięta koalicja Was zmusi finansowo" – napisał 13 kwietnia w serwisie X jeden z internautów. Do posta załączył zrzut ekranu fragmentu artykułu jednego z portali pt. "Projekt 'bykowego' w Sejmie. Pensja skurczy się nawet o 1000 zł".

Autor wpisu błędnie twierdzi, że bykowe jest pomysłem rządzącej koalicji
Autor wpisu błędnie twierdzi, że bykowe jest pomysłem rządzącej koalicji
Źródło: x.com

To nie jest projekt rządowy

Post ten wygenerował niemal 180 tys. wyświetleń, a zmartwieni i oburzeni internauci komentowali: "Najgorszy z możliwych podatków, bo będzie zachęcał młode i pracowite osoby do ucieczki z Polski"; "Co za kraj? Co za system? Kary, kary i jeszcze raz kary. Ludzie nic nie znaczą, są tylko krowami dojnymi"; "Nie ma szans na przegłosowanie tego. Dlaczego polscy mężczyźni mają być karani za to, że Polki nie chcą mieć dzieci?"; "Zryty pomysł jak ta cała KO".

Najpierw zweryfikujmy nieprawdę, bo autor posta wprowadził w błąd: nie ma projektu rządowego dotyczącego takiego podatku. Do Sejmu wpłynęła natomiast anonimowa petycja na ten temat. W polskim ustawodawstwie istnieje bowiem konstytucyjne prawo obywateli do składania petycji, czyli bezpośredniej formy udziału w sprawowaniu władzy: "W ramach petycji obywatele mogą zgłaszać indywidualnie lub zbiorowo postulaty, wnioski lub propozycje dotyczące zmiany prawa, spraw i problemów związanych z życiem publicznym" (za: stron Senatu). Ich rozpatrywaniem zajmuje się Komisja ds. Petycji. 

Petycja obywatela. "Dodatkowe wpływy do ZUS mogłyby wynieść nawet kilkadziesiąt miliardów złotych"

Petycję "w sprawie uzależnienia wysokości składek na ubezpieczenie emerytalne od liczby posiadanych dzieci" anonimowy obywatel złożył do Sejmu 17 lutego, a 20 marca została ona skierowana do komisji. Autor wnosi o "podjęcie inicjatywy ustawodawczej której efektem będzie wprowadzenie regulacji w systemie ubezpieczeń emerytalnych, które uwzględniałyby konieczność dodatkowego obciążenia składką na ubezpieczenie emerytalne potrącaną z wynagrodzenia brutto" (cytat oryginalny). Dodatkowe obciążenie finansowe miałoby obowiązywać: - osoby bezdzietne po ukończeniu 30. roku życia (podwójna składka), - osoby po ukończeniu 30. roku życia, które pozostają w małżeństwie i mają jedno dziecko (składka wyższa o 50 proc.). Autor petycji proponuje możliwość "zwolnienia z tych dodatkowych obciążeń osób, które przedstawią dokument medyczny potwierdzający bezpłodność, bądź gdy nastąpiła śmierć narodzonego dziecka".

20 marca 2025 roku petycja anonimowego obywatela została skierowana do Komisji ds. Petycji
20 marca 2025 roku petycja anonimowego obywatela została skierowana do Komisji ds. Petycji
Źródło: sejm.gov

W uzasadnieniu autor wskazuje na zagrożenie zasady zastępowalności pokoleń, która jest podstawą systemu emerytalnego. "Zasadniczym problemem tego systemu jest pogarszająca się demografia, wynikająca m.in. z niskiego wskaźnika dzietności" - pisze. "Osoby bezdzietne nie przyczyniając się do przyszłego wzrostu liczby podatników i składkowiczów, w sposób naturalny obciążają system, nie kompensując tego swoją partycypacją w jego przyszłym utrzymaniu" - wyjaśnia. Pisze też o "wpływie na stabilność systemu emerytalnego", "zachęcie do posiadania większej liczby dzieci" i "solidarności społecznej" - czym skutkować miałby nowy podatek. W petycji nie ma wyliczeń finansowych pokazujących efekty tego rozwiązania, jedynie ogólne stwierdzenie, że "przy 5 milionach osób bezdzietnych powyżej 30. roku żucia oraz dodatkowych składkach od małżeństw z jednym dzieckiem, roczne dodatkowe wpływy do ZUS mogłyby wynieść nawet kilkadziesiąt miliardów złotych".

Po informacjach w mediach o pojawieniu się takiej petycji, specjaliści zaczęli wyliczać, ile mogłoby wynieść takie dodatkowe obciążenie dla bezdzietnych osób i małżeństw z jednym dzieckiem. Przy średniej pensji 8 tys. zł na tę daninę należałoby przeznaczyć około 700-900 zł - tak np. dla "Gazety Wyborczej" wyliczył dr Łukasz Wacławik z Wydziału Zarządzania Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Z kolei "Fakt" obliczył, że osoba z pensją minimalną (4666 zł brutto) odprowadzałaby do ZUS dodatkowe 455 zł miesięcznie, przy pensji 6 tys. zł - 585 zł, przy pensji 8 tys. zł - 780 zł, przy pensji 10 tys. zł - 976 zł.

Taka swoista "kara" za nieposiadanie dzieci już kiedyś obowiązywała w Polsce. Podatek bykowy, znany jako podatek od bezdzietności, był formą opodatkowania wprowadzoną w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Miał być odpowiedzią na kryzys demograficzny wywołany drugą wojną światową. Podatek ten w różnej formie obowiązywał od 1946 do 1973 roku; dotyczył osób niezamężnych i nieżonatych najpierw od 21., a potem 25. roku życia. Miał zachęcić lub zmusić do zakładania rodzin. Jak przypomniał serwis Money.pl: "dodatkowa stawka wynosiła 20 proc. dla osób samotnych i 10 proc. dla osób zamężnych lub żonatych".

Marek Jakubiak: "bykowe trzeba wprowadzić"

Temat bykowego już wcześniej nagłośnił jednak kandydujący na prezydenta Marek Jakubiak z koła poselskiego Wolni Republikanie. 29 listopada 2024 roku w programie "Punkt widzenia Jankowskiego" w Polsat News mówił, że "dzieci jest coraz mniej, zastępowalność pokoleń jest coraz mniejsza i nie ma komu zarabiać na te emerytury". "Moje dzieci będą pracowały na moją emeryturę. Ich dzieci będą pracowały na ich emeryturę" - tłumaczył. Podczas emocjonalnej rozmowy o niskich emeryturach i braku rozwiązań tego problemu Jakubiak stwierdził: "Bykowe trzeba wprowadzić! Nie ma dzieci - bykowe. Dlaczego moje dzieci mają finansować kogoś?". "Ile tego bykowego?" - zapytał dziennikarz. "800 złotych [miesięcznie]" - odpowiedział Jakubiak. Na pytanie, czy będzie postulował takie rozwiązanie jako prezydent, zareagował śmiechem.

Marek Jakubiak przekonuje Polaków do bykowego, jako wzór wskazując Niemcy. Jednak to niedobre porównanie
Marek Jakubiak przekonuje Polaków do bykowego, jako wzór wskazując Niemcy. Jednak to niedobre porównanie
Źródło: Tomasz Gzell/PAP

29 stycznia 2025 roku Marek Jakubiak w programie "Debata Gozdyry" w Polsat News został zapytany: "Wycofuje pan się z bykowego, bo zdenerwował pan Polaków, tak?". "Dlaczego?" - odpowiedział polityk, na co prowadząca powiedziała: "Bo miał pan taki pomysł, żeby karać dodatkowym podatkiem, daniną tych, którzy nie decydują się na potomstwo". "Nie, nie. Przecież to nie o to chodzi. Przecież to chodzi o to, że jest problem" - stwierdził Jakubiak i przedstawił swój punkt widzenia: "System wygląda dzisiaj w ten sposób, że moje dzieci łożą na mnie, ja łożę na moich rodziców. Pytam się, kto będzie łożył na tych, którzy nie mają dzieci? To jest moje pytanie". Dodał, że jego zdaniem "dorosłe życie zaczyna się wraz z urodzeniem potomstwa", a wzięcie odpowiedzialności za własne dzieci powoduje, że "ludzie inaczej na świat patrzą". Jednak przyznał, że bezdzietność nie zawsze jest wyborem. Poseł stwierdził, że osoby, które nie mogą mieć dzieci lub je straciły, "nie powinny ponosić takich konsekwencji" jak dodatkowy podatek.

Gdy w dalszej dyskusji dziennikarka zwróciła uwagę, że część młodych nie decyduje się na potomstwo ze względu na brak własnego mieszkania, Jakubiak odpowiedział: "To w takim razie ja nie wiem, proszę państwa, w pięćdziesiątych, sześćdziesiątych latach skąd się dzieci wzięły, skoro to od mieszkań zależy. Wtedy w ogóle mieszkań nie było, a dzieci były". Kwestię braku mieszkania nazwał "demagogicznym powodem". "To nie od mieszkań zależy" - podsumował.

Tego samego dnia poseł Jakubiak mówił też o osobach bezdzietnych w wywiadzie w Radiu Zet - stwierdził, że nie zależy ich traktować tak samo jak pary, które potomstwo mogą mieć. Ale wycofał się z proponowanej wcześniej wysokości bykowego 800 zł.

Ponownie o bykowym Jakubiak mówił 16 kwietnia w RMF FM. Wtedy zauważył, że jeden z sąsiadujących z Polską państw korzysta z takiego rozwiązania. "Czy to oznacza, że ci, którzy nie mają dzieci, powinny płacić wyższe podatki?" - zapytał dziennikarz. "W Niemczech tak jest" - odpowiedział Marek Jakubiak. Konieczność wprowadzenia bykowego tłumaczył potem też w Kanale Zero, stwierdzając m.in.: "No i Niemcy mają bykowe".

Jak to jest w Niemczech. Ekspert: "absolutnie symboliczny charakter"

Informacje o rzekomym bykowym, które miałoby obowiązywać w Niemczech, można znaleźć na portalach zajmujących się tematyką podatków i stronach oferujących rozliczanie podatków. Jednak na wielu jest od razu wyjaśnienie, że tej formy nie można porównywać z typowym bykowym, na jakie musieli się godzić Polacy w PRL-u. Wyjaśnia się np., że W Niemczech system podatkowy obejmuje kilka klas podatkowych, na których podstawie ustala się wysokość zaliczek podatkowych pobieranych z wynagrodzenia przez pracodawcę, zaś podatek jest i tak obliczany na podstawie skali podatkowej.

"W Niemczech osoby bezdzietne powyżej 23. roku życia muszą płacić dodatkowe 0,25 procent składek na ubezpieczenie społeczne, co bywa postrzegane jako subtelna forma 'bykowego'. Choć może wydawać się, że jest to rodzaj kary finansowej, warto zauważyć, że wyższe składki mogą zwiększyć wysokość przyszłych świadczeń emerytalnych. W przeciwieństwie do prawdziwego podatku dla singli w Niemczech, który zwiększa jedynie bieżące obciążenia, dodatkowe składki mają realny wpływ na przyszłe zabezpieczenie finansowe" - czytamy na portalu holandia.org.

O wyższej składce o 0,25 proc. mówił także w rozmowie z "Gazetą Prawną" Mateusz Łakomy, ekspert ds. demografii, autor książki "Demografia jest przyszłością. Czy Polska ma szansę odwrócić negatywne trendy". Ocenił, że "w sposób najbardziej analogiczny bykowe funkcjonuje w Niemczech, gdzie osoby nieposiadające dzieci płacą o 0,25 proc. wyższą składkę na ubezpieczenia społeczne". Z drugiej strony, w Niemczech single częściej płacą wyższe podatki ze względu na to, że nie korzystają z ulg przysługujących małżeństwom i rodzinom. Mateusz Łakomy zauważa: "To, że osoby, które mają dzieci płacą generalnie niższe podatki, jest rozwiązaniem powszechnym. Zazwyczaj są to jakieś kwestie ulg podatkowych czy innego typu rozwiązań lepiej finansowo traktujących rodzinę z dziećmi". Tylko że w Polsce także obowiązują ulgi podatkowe związane z posiadaniem dzieci, np. ulga dla rodzin 4+ czy ulgi na dziecko przy rozliczaniu podatku.

Czy więc rozwiązanie przyjęte w Niemczech można nazywać bykowym? Pytany przez Konkret24 ekspert ma wątpliwości. - Faktycznie, jeden podatek w Niemczech przypomina bykowe. Chociaż właściwie trudno go nazywać podatkiem – ocenia prof. hab. dr Dominik J. Gajewski, kierownik Katedry Prawa Podatkowego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Następnie wyjaśnia: - W Niemczech funkcjonuje mechanizm zwiększenia składki na ubezpieczenie społeczne, ale ma absolutnie symboliczny charakter. To 0,25 procent zwiększenia w zakresie normalnej składki. Więc można powiedzieć, że to symbol wskazujący Niemcom, żeby dbali o demografię, a nie realne obciążenie fiskalne.

Pytany o to, czy w systemach podatkowych innych państw można znaleźć podatek bykowy, odpowiada: - Ani w Ameryce Północnej, ani w Kanadzie, ani w USA, ani w Meksyku nie słyszałem o takim rozwiązaniu. Ameryka Południowa o swoją demografię martwić się nie musi, a w Afryce to by się nie sprawdziło z oczywistych względów. Takich rozwiązań aktywizujących do posiadania dzieci można szukać ewentualnie w regionach, gdzie jest problem z demografią. Ja o takim rozwiązaniu słyszałem jedynie we wspomnianym przypadku Niemiec, ale podkreślmy: w bardzo symboliczny sposób.

Ekspert zwraca też uwagę: - Prawda jest taka, że takie bykowe może być stosowane w różnej postaci. Albo jako ulga dla rodzin z dziećmi, albo właśnie podwyższenie składki ubezpieczeniowej. Jednak cel, czyli aktywizowanie młodych ludzi do dzietności, jest jeden.  Profesor Gajewski podkreśla, że niezależnie od tego, czy byłaby to opłata, czy realny podatek, w takim przypadku nie ma charakteru fiskalnego, a jedynie demograficzny.

Paradoks rozwiązania proponowanego w petycji

Profesor Gajewski, omawiając zaproponowane w anonimowej petycji rozwiązanie, tłumaczy na czym polega jego nieefektywność: - Proszę zwrócić uwagę na konstrukcję tej propozycji. To jest zwiększenie składki emerytalnej Polaka, który nie ma dzieci (obciążenie podwójną składką emerytalną) lub jest w małżeństwie i posiada tylko jedno dziecko (składka wyższa o 50 procent). Załóżmy, że mamy takiego kawalera lub pannę, którzy się na dzieci nie decydują. Płaci on zwiększoną składkę emerytalną, co wpływa na to, że jego potencjał do emerytury się zwiększa. Czyli finalnie taka osoba ma większą emeryturę niż ktoś, kto na dziecko się zdecyduje. Tutaj jest paradoks tego rozwiązania.

I dodaje: - A więc pod względem finalnym można powiedzieć, że te pieniądze "wrócą do kieszeni", a emerytura takiej osoby będzie w dodatku droższa dla następnego pracującego pokolenia. Na koniec tym "wygranym" z punku widzenia fiskalno-finansowego będzie właśnie ta osoba.

- A może ten temat jest po prostu wrzutką przedwyborczą? - zastanawia się prof. Gajewski. - Chociaż oczywiście petycja, która trafiła do Sejmu, jest anonimowa, więc możemy tylko podejrzewać, jakie są korzenie tych projektodawców. Z mojej perspektywy i obserwacji tematu wynika, że to trochę próba ratowania Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, chociaż z góry wiadomo, że wydaje się, że żadnych faktycznych i oczekiwanych demograficznych skutków nie będzie i warto się zastanowić nad innymi efektywniejszymi rozwiązaniami. Takich, które stworzą młodym warunki do tego, żeby chcieli mieć dzieci - stwierdza. 

0910N388XR PIS DNZ RYDZEK
Kryzys demograficzny
Źródło: TVN24

Bykowe a polska konstytucja. Jest problem

Na pytanie, czy w polskim systemie prawnym takie rozwiązanie jak bykowe w ogóle mogłoby wejść w życie, prof. Gajewski odpowiada: - Są dwa aspekty, które podcinają zręby temu pomysłowi. Po pierwsze, to rozwiązanie teoretycznie. Jeżeli zostałoby wprowadzone, jeszcze bardziej skomplikuje i tak już skomplikowany polski system podatkowo-ubezpieczeniowy. Po drugie, należy zastanowić się, czy nie byłoby to naruszenie praw wolnościowych obywateli. Czy mamy gdzieś w konstytucji napisane, że obywatel ma obowiązek mieć dzieci? To jest jego wybór. Wybór podyktowany sytuacją ekonomiczną i życiową czy wreszcie poglądową. Dlaczego ustawodawca miałby kogoś zmuszać, jeżeli taka osoba finansowo na dziecko nie może sobie pozwolić - analizuje. - Według mnie wprowadzenie bykowego mogłoby być uznane jako naruszenie zagwarantowanej w konstytucji wolności wyboru - konkluduje ekspert.

Czytaj także: