"Jest jak dziecko". Baranek Smokey podbija internet i ulice Nowego Jorku

Baranek Smokey podbija media społecznościowe
Baranek Smokey podbija media społecznościowe
Źródło: Instagram, Twitter

W pobliżu swojej farmy, na obrzeżach Nowego Jorku, rolnik znalazł nowo narodzone jagnię. Zwierzę opuszczone przez matkę było przemarznięte i groziła mu śmierć. Mężczyzna zaopiekował się nim, nakarmił i ogrzał. Później baranek trafił pod opiekę pary, z którą mieszka do tej pory. Spacerując po nowojorskich ulicach dziwi, zachwyca, a jego zdjęcia robią furorę w mediach społecznościowych.

Rolnik z farmy leżącej pod Nowym Jorkiem o znalezionym baranku powiedział 34-letniemu właścicielowi jednej z nowojorskich restauracji na Brooklynie. Mężczyźni znają się, ponieważ od lat restaurator zaopatruje się u rolnika w jedzenie do swojego baru.

"Jak dziecko"

Gdy Sandy Dee Hall i jego dziewczyna Maxine Cher usłyszeli historię opuszczonego przez matkę baranka zgłosili chęć zaopiekowania się nim. Oboje pojechali na farmę i zabrali jagnię do siebie, by pomóc mu w szybkim powrocie do zdrowia.

Gdy para odbierała od rolnika zwierzę, miało ono zaledwie 4 dni. Baranek otrzymał imię Smokey. - Szybko przywieźliśmy go do naszego apartamentu i przygotowaliśmy mu miejsce do spania. Pierwszej nocy Smokey spał jak dziecko, a ja budziłem się dwa razy, by karmić go butelką – wspomina opiekun baranka.

Jagnię dobrze się rozwija i szybko rośnie, dziennie wypija trzy butelki mleka. Smokey potrzebuje także regularnych kąpieli. – Zazwyczaj zabieramy go ze sobą pod prysznic i kąpiemy – opowiada Hall. Zwierzak śpi około 14 godzin na dobę, czasem w łóżku ze swoimi właścicielami. Codziennie wychodzi na spacery, ale nie potrzebuje smyczy, ponieważ pilnuje się swoich opiekunów. - On jest bardziej jak dziecko, nie domowy zwierzak – żartują Maxine i Sandy. Para opiekuje się barankiem na zmianę, do pracy chodzą tak, by zawsze w domu był ktoś kto może zając się nowym pupilem.

... if you live in #brooklyn, apparently you'll occasionally see people who have [a] lamb at lunch. pic.twitter.com/AVQtXD2v0L— nick ramsey (@nick_ramsey) marzec 17, 2015

Nowojorskie spacery

Teraz 3-tygodniowy Smokey razem z nowymi właścicielami spaceruje po ulicach Nowego Jorku, a zaciekawieni nietypowym pupilem przechodnie robią sobie z nim zdjęcia i udostępniają w serwisach społecznościowych podpisując hashtagiem #SmokeyDaLamb. - Wszyscy zatrzymują się i zadają nam pytania – opowiada o spacerach ze zwierzakiem Maxine. - Niektórzy myślą, że to owca lub pudel. Ktoś zapytał nawet czy to mały kangur – nowojorczycy nie znają się na zwierzętach – dodaje z przekąsem w rozmowie z The New York Post.

Zdjęcia z barankiem Smokey podbijają sieć.

It's Me +Smokey the lamb . My latest model for an upcoming photoshoot. #smokeydalamb #newyork #nyc #lambinthecity pic.twitter.com/uE2laquKbC— candy kennedy (@candykennedy69) marzec 18, 2015
Smokey enjoyed chewing on my laces while I sipped my coffee. #smokeydalamb #lambinthecity #newyork #nyc pic.twitter.com/T3JOXsLbkQ— candy kennedy (@candykennedy69) marzec 18, 2015
Squee of the day: Meet #Smokeydalamb, an orphaned baby sheep living it up in NYC http://t.co/Xl3kxYekKT via @nypost pic.twitter.com/BGWSgo3J8Q— Lindsay Putnam (@lindsay_putnam) marzec 20, 2015
Best day of my life: Meet Smokey, the cutest lamb in #NYC! http://t.co/Xl3kxYvVCr @nypost @BlackTreeNYC #Smokeydalamb pic.twitter.com/xRKf0sYAxx— Lindsay Putnam (@lindsay_putnam) marzec 20, 2015

Nielegalny pupil

Posiadanie baranka w roli domowego pupila jest niezgodne z zasadami nowojorskiego departamentu zdrowia, więc Smokey prawdopodobnie za kilka tygodni wróci na farmę.

W przyszłości zwierzę powinno ważyć ponad 60 kg, wtedy jego kopyta będą ciężkie, a wywoływany nimi hałas mógłby przeszkadzać innym mieszkańcom bloku.

Nowi opiekunowie Smokey’ego zapowiadają jednak, że zadbają, by ich pupil cieszył się życiem i miał dobrą opiekę na wsi. - Poczułam instynkt macierzyński. Mam nadzieję, że w przyszłości, gdy będę mieć swoje dzieci, będę je kochać tak samo jak mojego baranka - żartuje Maxine Cher.

Autor: kl/tr / Źródło: The New York Post

Czytaj także: