Zawetowanie ustawy okołobudżetowej to jest taki trochę strzał w stopę prezydenta - stwierdził w TVN24 ekonomista Sławomir Kalinowski z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk. Andrzej Duda poinformował w sobotę, że podjął decyzję o zawetowaniu ustawy, która poza możliwością dofinansowania mediów publicznych, zakładała też podwyżki dla nauczycieli.
- To jest ustawa tak naprawdę o szczególnych rozwiązaniach dotyczących budżetu, czyli jak budżet realizować, jakie stosować przeliczniki, jakie zasady, czyli wszystkie elementy związane z tym budżetem - tłumaczył w TVN24 dr hab. Sławomir Kalinowski.
Jak dodał, jego zdaniem jest to "niestety taki strzał w stopę prezydenta". - To jest reakcja na oczekiwania między innymi Jarosława Kaczyńskiego, który żądał, żeby prezydent zajął się telewizją publiczną. W ten specyficzny sposób prezydent tą telewizją publiczną się zajął, a tak naprawdę zajął się nami wszystkimi, nauczycielami, górnikami i innymi grupami społecznymi, którzy mieli otrzymać podwyżki w przyszłym roku, a ze względu na zawetowanie tej ustawy okołobudżetowej - nie dostaną. To jest istotne, że to nie jest budżet. Budżetu oczywiście prezydent nie może wetować - zauważył ekonomista.
W sobotę wieczorem, prezydent poinformował, że podjął decyzję o zawetowaniu ustawy okołobudżetowej na rok 2024, w której znalazła się możliwość przekazania 3 mld zł na media publiczne. Nie może być na to zgody wobec rażącego łamania Konstytucji i zasad demokratycznego państwa prawa - uzasadnił. Dodał, że po świętach złoży do Sejmu własny projekt, dotyczący m.in. podwyżek dla nauczycieli i pozostałych wydatków zaplanowanych w ustawie okołobudżetowej.
"Prezydenckie weto zabiera pieniądze nauczycielom przedszkolnym i początkującym, za to znosi 'kominówkę', czyli umożliwia nieograniczone podwyżki dla prezesów państwowych spółek i agencji. Wstyd. Wesołych Świąt, Prezydencie. Poszkodowanych uspokajam: poradzimy sobie z tym” – komentował na platformie X premier Donald Tusk.
Czytaj więcej: Tusk o decyzji prezydenta >>>
Budżet i obietnice wyborcze
We wtorek minister finansów Andrzej Domański wspólnie z premierem Donaldem Tuskiem prezentowali na konferencji prasowej najważniejsze założenia projektu budżetu na 2024 rok. - Wydatki tegoroczne zaplanowane w budżecie na rok 2024 to 866 miliardów złotych, przychody - 682 miliardy złotych, co oznacza deficyt budżetowy na poziomie 184 miliardów złotych - podał szef resortu finansów.
- To oczywiście wyższy deficyt niż planował rząd Mateusza Morawieckiego. Wyższy o około 18 miliardów złotych. Oczywiście jest to reakcja powyborcza. Rząd Tuska musi realizować, oczywiście taki przymus wewnętrzny, obietnice wyborcze. Jest to takie wypośrodkowanie między ekonomią, makroekonomią, a tym co rząd Tuska obiecał nam, wyborcom - powiedział ekonomista.
Jego zdaniem "stan finansów publicznych nie jest zadowalający". - Nie jest to stan przedzawałowy oczywiście, ale już jest niepokojący. Już należałoby się zastanowić, czy nie warto myśleć o pewnym ograniczeniu wydatków chociażby - stwierdził.
Wyjaśnił, że choć "w Polsce dług publiczny to ponad 54 procent (PKB) planowane na przyszły rok", to "w Unii Europejskiej ten dług publiczny jest znacznie wyższy".
- Więc myślę, że tutaj takie obawy nadmierne o przekroczenie długu publicznego, ale też kryteriów z Maastricht - 60 procent (PKB) - jeszcze są przedwczesne. Ale już należy być czujnym - podkreślił.
Według ekonomisty "musimy sobie zdać sprawę, że chociażby podwyżka wynagrodzeń dla nauczycieli jest niezbędna", bo "przez lata te podwyżki były na minimalnym poziomie".
- Asystent na uczelni wyższej czy w instytucie takim jak ja pracuję, zarabia tylko 5 złotych ponad minimalną krajową, a od przyszłego roku ta minimalna rośnie. Więc okazałoby się, że według ustaw związanych z finansowaniem chociażby szkół czy instytucji uczelni wyższych, asystent zarabiałby poniżej minimalnej krajowej. No to oczywiście takie podwyżki, i to w budżetówce również, są niezbędne - zaznaczył pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN.
Inflacja, PKB, KPO
- Inflacja planowana na przyszły rok to 6,6 procent, czyli dokładnie taką, jaką zanotowaliśmy w listopadzie. Musimy pamiętać, że podwyżki wynagrodzeń są inflacyjne i z tego musimy sobie zdawać sprawę. Oczywiście są niezbędne, ale jednocześnie mogą tworzyć presję inflacyjną - stwierdził Kalinowski.
Zwrócił uwagę, że cel inflacyjny to "2,5 procent plus minus jeden punkt procentowy, więc jesteśmy daleko". Jego zdaniem cel inflacyjny będzie "w stanie zrealizować w ciągu dwóch, trzech lat".
Z kolei jeśli chodzi o prognozowany wzrost PKB na poziomie 3 procent, to Kalinowski stwierdził, że "takie PKB jest realne". - Wszelkie wskaźniki, chociażby podniesienie płacy minimalnej, ale też podniesienie wynagrodzeń w wielu sferach, czy to w budżetówce, czy to na uczelniach, czy w szkołach, spowoduje zwiększenie konsumpcji. A zwiększenie konsumpcji powoduje również zwiększenie produktu krajowego brutto. Jest to taki samonapędzający się mechanizm rynkowy, który oczywiście, mam nadzieję, będzie realizowany - mówił.
Według Kalinowskiego pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy "to jest kolejny element, który wpłynie na zwiększenie produktu krajowego brutto i zwiększenie gospodarki". - Dlatego też rząd jest w stanie podołać zwiększeniu chociażby wydatków na wynagrodzenia. Dlatego jeśli otrzymamy KPO, a wszystko wskazuje na to, że je otrzymamy, myślę, że zostaną pobudzone inwestycje - powiedział.
Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej zakłada, że pierwsze środki unijne w ramach Krajowego Planu Odbudowy wpłyną w kwietniu 2024 roku. Wcześniej, w połowie grudnia, Polska złożyła pierwszy wniosek o płatność z Krajowego Planu Odbudowy. Komisja Europejska potwierdziła następnie, że wniosek otrzymała i że dotyczy on realizacji 37 kamieni milowych i jednego celu "obejmującego inwestycje i reformy w obszarach odporności i konkurencyjności gospodarki, zielonej energii, transformacji cyfrowej, zdrowia i czystej mobilności".
Komisja Europejska w drugiej połowie listopada wydała ponadto pozytywną opinię ws. zmienionego Krajowego Planu Odbudowy; chodzi o ponad 5 mld euro zaliczek z części RePowerEU przeznaczonej na transformację energetyczną. Te pieniądze - według zapowiedzi ministerstwa funduszy - mogą trafić do Polski jeszcze nawet w tym roku.
Źródło: tvn24.pl