- Zawsze tam, gdzie pojawiał się rozwój technologiczny, słychać było kasandryczne głosy, które wieszczyły zagładę. Do masowego technologicznego bezrobocia jednak nigdy nie doszło - mówi Jacek Mańko z Akademii Leona Koźmińskiego
Już dziś ze sztucznej inteligencji korzysta trzy czwarte pracowników umysłowych, a ponad połowa z nich obawia się, że sięganie po pomoc AI przy ważnych obowiązkach sprawi, że przestaną być niezbędni - wynika z badania przeprowadzonego przez Microsoft i LinkedIn.
Przewidywań dotyczących wpływu AI na rynek pracy nie brakuje, a większość z nich pisana jest w alarmistycznym tonie. Eksperci ostrzegają, że sztuczna inteligencja pozbawi wiele osób pracy. Według raportu firmy Goldman Sachs zastąpionych ma zostać nawet dwie trzecie profesji, co ma oznaczać równowartość 300 milionów pełnoetatowych miejsc pracy. Czy jest się czego bać?
Zwolnienia czy większa produktywność
- Jest duża presja na automatyzację - mówi Jacek Mańko z Katedry Zarządzania w Społeczeństwie Sieciowym Akademii Leona Koźmińskiego. Dodaje jednak, że domniemania innych firm badających temat bywają bardziej optymistyczne. - I tak na przykład firma konsultingowa EY prognozuje, że generatywna AI może zwiększyć produktywność, przynosząc gospodarce USA zyski od 650 miliardów do nawet 1,2 biliona dolarów w ciągu dekady, co przełoży się na dodatkowy wzrost PKB o 2,5–5 proc. - wskazuje Mańko.
Zdaniem eksperta przewidywania - zarówno te wieszczące przejęcie większości prac przez AI jak te, które wskazują na rozwój produktywności - są dość skrajne i raczej przesadzone.
- Zawsze tam, gdzie pojawiał się rozwój technologiczny, słychać było kasandryczne głosy, które wieszczyły zagładę. Do masowego technologicznego bezrobocia jednak nigdy nie doszło - podkreśla. - Prawie sto lat temu ekonomista John Keynes przewidywał, że rozwój technologii doprowadzi do tego, że w 2030 r. będziemy pracować po 15 godzin tygodniowo. To się nie sprawdziło, przeciwnie, jest wrażenie, że pracujemy coraz więcej.
A może właśnie w tym pomogą nam nowe technologie - odciążą pracowników, zabiorą nudne, powtarzalne obowiązki, a człowiek będzie mógł pracować bardziej efektywnie? Także tu Mańko nie ma specjalnie dobrych wiadomości:
- Znany amerykański ekonomista Daron Acemoğlu argumentuje, że innowacje technologiczne nie zawsze przyczyniają się do wzrostu produktywności. Podaje przykład kas samoobsługowych - czas, jaki klienci spędzają w sklepie, jest taki sam. Kasjerzy i kasjerki z jednej strony słyszą, że ich pracę można zautomatyzować i zredukować, z drugiej oprócz obsługi kas tradycyjnych muszą też asystować przy ciągle szwankujących kasach samoobsługowych - komentuje Mańko. - Jeśli patrzymy tylko z perspektywy automatyzacji, to pracownicy wydają się być jedynie źródłem kosztów, które można zredukować. Są jednak też argumenty przeciwko takiemu pędowi.
Pułapka średniego dochodu
Zdaniem eksperta, nawet bez boomu na sztuczną inteligencję, na rynku pracy znalazłoby się kilka powodów do zmartwień. Wśród nich wymienia m.in. fale zwolnień w sektorze IT.
- Ale problemy widać też w innych branżach - komentuje Mańko. - Co kilka tygodni zamyka się z Polsce zakład produkcyjny, inne zwalniają grupowo. Tylko w tym roku jest to kilka tysięcy zlikwidowanych stanowisk. Wysokość wynagrodzeń wprawdzie rośnie, choć wciąż zbyt wolno. To oczywiście pozytywne zjawisko z perspektywy pracowników, ale zagraniczni inwestorzy zaczynają rozglądać się za innymi wschodzącymi rynkami, zwłaszcza tymi z tańszą energią. Nie jesteśmy już na peryferiach, ale nie jesteśmy też innowacyjną gospodarką w centrum, grozi nam pułapka średniego dochodu - tłumaczy.
Rok 2024 może być momentem na oszacowanie bilansu zysków i strat. - Sytuację należy rozpatrywać w szerokim kontekście, wpływ ma przecież spadająca i inflacja, i wciąż wysokie stopy procentowe - dodaje Mańko.
Rozwój sztucznej inteligencji też może wpływać na tę sytuację na rynku pracy. I tak choćby w IT niektóre zadania można do pewnego stopnia zautomatyzować. - Być może stanowiska juniorskie, tzw. "entry level", czyli dla początkujących, powoli będzie się opłacało przekazać właśnie AI - mówi Mańko.
Decyzję podjęła sztuczna inteligencja
No to odpowiedzmy wprost: AI nas zastąpi czy nie?- Doprecyzowałbym to pytanie. Mówienie, że AI "przyjdzie", "zabierze pracę", "zastąpi nas" jest uproszczeniem językowym - podkreśla Mańko. - Sztuczna inteligencja nie jest żywiołem, zjawiskiem przyrodniczym, siłą, która sama z siebie podejmuje jakieś decyzje. Jej rozwój zależy od ludzi. I to właśnie ludzie – a w zasadzie klasa menadżerska czy na pewnym poziomie też polityczna - będą podejmować decyzje (albo stwarzać warunki) dotyczące tego, czy np. tłumaczenia albo teksty dziennikarskie pisane przez AI są już wystarczająco dobre, by móc te zadania takim systemom przekazać.
Jacek Mańko podkreśla, że na dłuższą metę te modele nie dorównują fachowcom: - Zdają sobie z tego sprawę na przykład środowiska twórcze, ale czy menadżerowie dużych firm oprą się pokusie cięcia kosztów? Trudno powiedzieć. Choć pewnie wolelibyśmy wciąż czytać treści napisane raczej przez ludzi - stwierdza.
Ale to nie tylko kwestia preferencji. W przypadku np. tekstów czy tłumaczeń zaproponowanych przez AI odpowiedzialność za nie i tak spadnie na człowieka. W sądzie usprawiedliwienie: "decyzję podjęła sztuczna inteligencja" raczej się nie utrzyma.
- Technologia na razie jest zawodna w najmniej pożądanych momentach, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość - mówi Mańko. Co w tej sytuacji mają robić pracownicy? - Nawet eksperci nie są zgodni, co właściwie nas czeka. Czy doświadczamy rewolucji, która zmieni wszystko? Jeśli tak, to należałoby rozwijać kompetencje cyfrowe, dowiedzieć się, jak wykorzystywać AI w pracy - wymienia.
- Ale te prognozy są na tyle niejasne, niekiedy nawet wzajemnie sprzeczne, a technologia rozwija się na tyle szybko, że można też przestrzelić - dodaje. I podaje przykład: - Jeszcze dwa lata temu mówiło się, że poszukiwany będzie zawód twórcy zapytań, promptów do sztucznej inteligencji (zapytanie lub polecenie przekazane modelowi AI - przyp. red.) - wymaga to dość precyzyjnego języka, spełniającego określone parametry. W międzyczasie pojawiły się narzędzia, które zmieniają język codzienny na takie zapytania. Szkolenia okazały się zbędne.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/ Willyam Bradberry