Mamy system, przy którym prosumenci nie płacili za utrzymanie sieci, a jeżeli mniej tej energii wprowadzą, to właściwie spółki energetyczne dopiero wtedy zaczną zarabiać - stwierdził na antenie TVN24 Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl.
Prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE) Tomasz Sikorski wskazał na początku czerwca, że energetyka odnawialna w Polsce jest na szybkiej ścieżce rozwoju, ale potrzebne są inwestycje w magazynowanie. W jego ocenie przy dalszym szybkim rozwoju OZE w naszym kraju istnieje ryzyko, że wyłączenia z powodu nadmiernej produkcji "będą głębsze i częstsze".
Zdaniem Sikorskiego małe magazyny na sieciach energetycznych często redukują problem wyłączania instalacji prosumenckich (np. paneli instalowanych na dachach domów), pozwalają "skonsumować" energię na miejscu. - Wyzwanie, które w tej chwili istnieje w sieciach niższych napięć, to jest nadwyżka podaży ponad popytem, w związku z czym popyt ten trzeba wytworzyć - czy to poprzez elementy zintegrowane z siecią, czy to poprzez komercyjne instalacje, które pozwalają na to, że optymalizujemy zużycie i generację (energii elektrycznej - red.) w danej lokalizacji - powiedział szef PSE.
Problemy z fotowoltaiką w Polsce
- Sieć powinna funkcjonować tak, by zapewniać odbiór energii elektrycznej, czyli parametry powinny być dotrzymane na odpowiednim poziomie. Niestety dzisiaj wygląda to tak, że dystrybutorzy energii dotrzymują tych parametrów napięcia kosztem prosumentów - podkreślił Derski.
Dodał, że "spółki dystrybucyjne, spółki energetyczne powinny się zainteresować tym, aby umożliwić wprowadzanie tej energii z fotowoltaiki".
- Ale nie mają dzisiaj zupełnie żadnej motywacji - wręcz odwrotnie. To jest trochę hazard moralny, bo właściwie to im mniej prosument wprowadzi energii z fotowoltaiki do sieci, tym więcej później spółka energetyczna, ta dystrybucyjna, mu tej energii sprzeda i jeszcze jej spółka-koleżanka, kontrolowana najczęściej przez Skarb Państwa, dostarczy mu tego prądu, więc właściwie to wtedy dopiero zarobi - wyjaśnił ekspert.
Jego zdaniem "mamy system, przy którym prosumenci nie płacili za utrzymanie sieci, a jeżeli mniej tej energii wprowadzą, to właściwie spółki energetyczne dopiero wtedy zaczną zarabiać".
"Raczej się nie zdarzało przez poprzednie kilkadziesiąt lat"
- Mamy oczywiście podstawy fizyczne, czyli jeżeli mamy jakiś przekrój kabli, którymi energia trafia do domów, to gdy próbujemy tam "zatłoczyć" jednocześnie dużo energii z wielu domów jednorodzinnych z panelami, co do tej pory raczej się nie zdarzało przez poprzednie kilkadziesiąt lat, to teraz jak to próbujemy zrobić, to napięcie rośnie i wówczas osiąga taki poziom, gdzie bezpieczeństwo jest już przekroczone - wyjaśnił Derski.
Wskazał, że "właśnie po to, żeby tego poziomu bezpieczeństwa nie przekroczyć, to automatyka w tych instalacjach fotowoltaicznych się odłącza".
- To tyle jeśli chodzi o fizykę, ale oczywiście mamy też ekonomię, bo te parametry fizyczne moglibyśmy przezwyciężyć, inwestując w sieci elektroenergetyczne, bo mówimy tutaj o na przykład stacjach transformatorowych, które mogłyby dynamicznie regulować sobie napięcie. Moglibyśmy doinwestować też same linie elektroenergetyczne, przewody już rozprowadzające do domów grubsze kable - powiedział ekspert.
Czyli gdyby zainwestować w sieć, to można by przyjmować więcej energii ze słońca? - Dystrybutorzy mogliby też mieć magazyny energii, aby odbierać tą energię, a tak nie robią tego - stwierdził Derski.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock